“ | Jednak pamiętajmy, że święta to rodzinny czas i należy go spędzić z rodziną. Zasiądźmy teraz wszyscy do stołu rodzinami i porozmawiajmy. Wesołych Świąt! | ” |
— Roger |
Jest to świąteczny odcinek Seboliii.
Opis[]
W Danville zostaje zorganizowana Wigilia, w której mogą brać udział wszyscy mieszkańcy Danville. Izabela chce zaciągnąć Fineasza pod jemiołę, a Abigail - Dundersztyca. Buford i Baljeet źle się czują z tym, że wcześniej pod nią stanęli. Violetta próbuje poznać Ferba ze swoją ciotką.
Bohaterowie[]
- Fretka Flynn;
- Linda Flynn-Fletcher;
- Lawrence Fletcher;
- Fineasz Flynn;
- Ferb Fletcher;
- Randomowi mieszkańcy Danville;
- Heinz Dundersztyc;
- Abigail Winslet;
- Vanessa Dundersztyc;
- Charlene Dundersztyc;
- Baljeet Tjinder;
- Buford Van Stomm;
- Facet od jemioł;
- Izabela Garcia-Shapiro;
- Violetta de el Onelle;
- Moranica Uglyfoot-Curvehead;
- Pracownicy zoo;
- Stary hipis;
- Roger Dundersztyc;
- Pracownicy zakładu pogrzebowego
Scenariusz[]
(W domu Flynn-Fletcherów)
Fretka: Pada śnieg, pada śnieg... i zapomniałam co było dalej.
Linda: A może byś się ubrała. Zaraz wychodzimy.
Fretka: Naprawdę musimy tam iść?
Lawrence: Tak, musimy, to jest miejska tradycja.
Fretka: Dzisiaj organizują to po raz pierwszy...
Linda: Nie marudź, ubieraj się.
Fineasz: Ja tam wolę iść na wigilię domową, a nie na taką, gdzie będzie całe miasto.
Ferb: I tak pewnie nikogo nie będzie na tym.
(Jakiś czas później, na wigilii miejskiej)
Lawrence: Przepraszam, chcę przejść!
Linda: Oh... jakie tu tłumy!
(Czołówka)
Głos: A school,
Go to school,
Be in school
(Pojawia się Fineasz, a obok niego napis "Starring: Phineas Flynn")
And go in-to school!
Go to the school,
Be under and over,
And go to the in!
(Pojawia się Ferb, a obok niego napis "Starring: Ferb Fletcher")
Go to the school!
I want to the into, them!
Want be in the school!
New friends,
(Pojawia się Fretka, a obok niej napis "Starrig: Candace Flynn")
New enemys,
New boys,
New girls,
(Pojawia się Dundersztyc, a obok niego napis "Starring: Heinz Doofensmirtz")
Go to the school!
I want to the into, them!
Want be in the school!
(Pojawia się Pepe Pan Dziobak, a obok niego napis "Starring: Perry the Platypus")
And common to go into theeem!
Go to the school!
I want to the into, them!
Want be in the school!
(Wszyscy wymienieni bohaterowie stają przed szkołą, a nad nimi pojawia się logo serialu)
And new friends is waiting neaaaaaaaaar heeere!
Go to the school!
Narrator: Ferbastyczna szkoła.
(Koniec czołówki)
Narrator: Jemioła.
(W spółce zło. Dundersztyc ubiera choinkę)
Dundersztyc: Abigail, podałabyś mi dłuto?
Abigail: Okej.
(Abigail podaje Heinz'owi dłuto)
Vanessa: A w ogóle po co ci dłuto? Przecież stroisz choinkę.
(Charlene wchodzi do pokoju i zauważa Abigail i Heinz'a strojących choinkę. Po chwili wychodzi. Vanessa też. Obie wychodzą na korytarz)
Vanessa: Mamo, co się stało?
Charlene: No wiesz... pierwszy raz Heinz spędza święta z Abigail, a ty będziesz musiała z nimi, a ja zostanę sama.
Vanessa: Nie pozwolę na to, żebyś była sama w święta. Spędzisz je z nami.
Charlene: No tak, ale... nie zniosę widoku Abigail i Heinz'a.
Vanessa: Too... pojedziemy na miejską wigilię!
(Vanessa wchodzi do pokoju i zauważa, że Heinz i Abigail się całują. Vanessa przymyka drzwi i zaczyna płakać. Ociera łzy i wchodzi do pokoju)
Vanessa: Ubierajcie się, jedziemy na miejską wigilię!
Dundersztyc: Co? Dlaczego?
Vanessa: Mama tak chce.
Dundersztyc: Pffff... no to pojedziemy.
(Tymczasem na wigili. Baljeet zauważa, że ma rozwiązane sznurówki. Klęka, zawiązuje je, staje i przed sobą widzi Buforda. Po chwili patrzą się w górę, a nad nimi wisi jemioła)
Buford: Ołł...
(Chłopcy się rozglądają i zauważają, że wszyscy patrzą na nich w osłupieniu)
Baljeet: Too...
Buford: Może ja...
Baljeet: ... pójdę.
Buford: Tak, ja... też.
(Baljeet i Buford odchodzą spod jemioły, jednak zatrzymuje ich jakiś facet)
Facet: Ej... co wy robicie?
Baljeet: Idziemy.
Facet: Nie, nie o to chodzi. Czemu się nie całowaliście pod jemiołą?
Buford: Ja gejem nie jestem!
Facet: Nie o to chodzi. To jest jedyna w swoim rodzaju jemioła!
Baljeet: A dlaczego?
Facet: To jest jemioła życia i śmierci.
Buford: Jak śmierci?
Facet: Po prostu... kto pod nią stanie musi pocałować drugą osobę bez względu na płeć! Jeśli nie pocałujesz, to w ciągu następnego roku zginiesz!
Baljeet: A jak się pocałuje?
Facet: To wtedy w przyszłości będziecie mieć szczęśliwe życie małżeńskie.
Baljeet: Co!? Ale... z Bufordem... to to jest jemioła śmierci i śmierci!
Facet: Możecie to odkręcić. Najpierw trzeba zapłacić osobie, która wam o tym powiedziała 100 dolarów, a następnie wpuścić do pomieszczenia stado dzikich wilków i pocałować się w momencie, gdy stary hipis dotknie struny D na gitarze elektrycznej.
Buford: Jak mamy to niby załatwić?
Facet: Macie na to 24 godziny, inaczej śmierć będzie pewna!
(Facet ucieka, a Buford i Baljeet spoglądają wstydliwie sobie po oczach)
(Tymczasem u Flynn-Fletcherów)
Linda: O, patrzcie, Izabela!
Izabela: Hej.
Fineasz: Hej, co u ciebie?
(Reszta rodziny odchodzi, a oni pozostają sami)
Izabela: O, patrz to jemioła nad nami!
Fineasz: To nie jemioła. Nad tą salą jest sklep ogrodniczy.
(Fineasz wyciąga z sufitu ulistnioną roślinę i rzuca ją na ziemię)
Fineasz: Przynieść coś do jedzenia?
Izabela: Pewnie.
(Fineasz idzie po coś do jedzenia. Izabela podnosi z podłogi roślinę i ze złości ją zjada)
Fineasz (przychodzi i daje Izabeli ciastko): Proszę.
Izabela: Już nie jestem głodna.
(Tymczasem u Dundersztyców)
Dundersztyc: Ładnie tutaj, tylko dużo ludzi.
Abigail: O, patrz, jemioła.
(Vanessa zaciąga Charlene na bok)
Vanessa: Nie mogą się pocałować! Mam pomysł!
(Vanessa wyjmuje z kieszeni przyprawę)
Charlene: Po co ci to tutaj?
Vanessa: Zobaczysz.
(Vanessa sypie przyprawę do dzbanka z sokiem, a następnie leje go do szklanki i podchodzi z nią do Dundersztyca i Abigail)
Vanessa: Hola, hola, nie tak szybko! Tatuś, napij się może.
(Vanessa daje Heinz'owi szklankę, a on pije. Po chwili wypluwa to)
Dundersztyc: O fuj! Ojej!
Vanessa: Coś się stało?
Dundersztyc: Muszę do łazienki!
(Dundersztyc biegnie do łazienki, a Abigail idzie za nim)
Abigail: Poczekaj!
Vanessa: Tak to się robi!
(Do stołu z sokami podchodzi pewna para)
Ktoś: Kochanie, może napijesz się tego soku?
Vanessa: Nie polecam.
(Tymczasem u reszty Flynn-Fletcherów)
Ferb: O, Violuś!
(Ferb obejmuje się z Violettą)
Ferb: Mamo, tato, to jest Violetta.
Linda: Miło mi poznać.
Violetta: Mi też. Ferb, może poznałbyś moją ciotkę?
Ferb: Chętnie!
(Violetta i Ferb odchodzą)
Violetta: Moją mamę potrzebowali szybko na ostrym dyżurze, a ojciec... z ojcem nie umiem porozmawiać.
(Ferb przytula Violettę)
Violetta: Cały czas jest zajęty pracą i nie obchodzi go nic poza władzą.
Ferb: Spokojnie, na pewno znajdzie niedługo trochę czasu dla ciebie.
Violetta: No ale... o, to moja ciocia.
(Violetta pokazuje Ferbowi Moranicę)
Ferb: Co... co... CO PANI TU ROBI!?
Moranica: O... to ty jesteś tym chłopakiem... córki siostry mojego męża?
Ferb: Tak... a pani jest żoną brata jej matki?
Moranica: Tak.
(Ferb mdleje)
Moranica: Twoi byli reagowali gorzej.
(Tymczasem u Baljeeta i Buforda)
Baljeet: To ten...
Buford: Noo...
Baljeet: Mam pomysł!
Buford: Po czesku byś powiedział "Mam napad".
Baljeet: Znasz czeski?
Buford: Mój dziadek był Polakiem, a babcia Czeszką i przez 4 lata mieszkałem w Czechach i trochę znam ten język. Na przykład zaczarowany flet to zahlastana fifulka. No ale jaki masz napad?
Baljeet: Otóż, można wypuścić dzikie wilki z zoo, gitara elektryczna leży w kącie sali, a hipis jest na szczycie góry Danville. Wszystko można załatwić! Ty idź po hipisa, a ja zagonię tutaj stado dzikich wilków.
Buford: Okej... dobry napad. Ale... jak się nie uda?
Baljeet (łapie Buforda za ramienia): Nie może się nie udać!
(Tymczasem u Dundersztyców. Heinz siedzi w kabinie, a Abigail stoi obok tej kabiny)
Abigail: I jak ci, kochanie, idzie?
Dundersztyc: No wiesz, jakbyś mi nie gadała to bym się skupił!
Abigail: Przepraszam, kotuś.
(Do toalety wchodzą Vanessa i Charlene)
Vanessa: I co z tatusiem?
Dundersztyc: Co wy wszystkie robicie w męskiej toalecie!?
Charlene: Upsss... to my może wyjdziemy.
(Vanessa, Charlene i Abigail wychodzą, a Heinz zaczyna stękać)
(Tymczasem u Fineasza i Izabeli)
Izabela: Och, Fineasz...
Fineasz: Co?
Izabela: Patrz, nad nami jest taka piękna jemioła!
Fineasz: O, rzeczywiście ładna!
(Fineasz sobie odchodzi, a wkurzona Izabela skacze po jemiołę i ją zjada. Po chwili przychodzi Fineasz ze szklanką soku, którą pije)
Fineasz: A gdzie ta jemioła? Musiałem się napić, bo mi zaschło w gardle. A myślałem, że mamy się pod nią całować. No cóż, tak już bywa.
(Fineasz idzie odłożyć szklankę, a Izabela zaczyna płakać)
Izabela: Nigdy nie pocałuję Fineasza...
(Izabela odchodzi. Po chwili do miejsca gdzie była przychodzi Fineasz)
Fineasz: Gdzie ją wcięło? Myślałem, że mamy się całować.
(Tymczasem u Ferba i Violetty. Ferb się budzi)
Ferb: O, miałem straszny sen. Nasza dyrektorka była ciotką Violett... AAA! To nie był sen!
Moranica: Witaj!
(Ferb wstaje)
Ferb: Ale... ale... jak!?
Moranica: Wspak!
Ferb: Ten pani rym był taki zabawny, po prostu boki zrywać...
Moranica: Mój mąż to brat jej matki, takie trudne zrozumienia?
Violetta: Moja mama wyszła za Jaquesa.
Ferb: Możee... skoro poznałem twoją ciotkę, to chodźmy już.
Moranica: Hola hola, nie tak prędko! Chcę wiedzieć, czy jesteś odpowiednim chłopakiem dla mojej kochanej pyszności.
(Piosenka Święta to pewien czas)
Ferb: Święta to rodzinny czas
Jednak ja mam źle
Bo z ciotką mej dziewczyny
spędzać muszę czas!
Violetta: Nie myślałam, że ciotka
śledzić będzie nas!
Jednak też myślałam,
że święta to rodzinny czas!
Moranica: Śledzę tę dwójkę,
Coś do stopy wlazło mi,
Rymować nie umiem
Ferb: Śpiewać też!
Moranica: Święta to rodzinny czas!
(Tymczasem u Izabeli. Izabela siedzi smutna na ławce przed budynkiem, w którym odbywa się Wigilia)
Izabela: Myślałam, że Fineasza
Pocałować będzie łatwiej.
Myślałam, że parę zrobią z nas
I też myślałam, że święta to miłości czas!
(Tymczasem u Fineasza. Fineasz siedzi i je krewetki)
Fineasz: Izabela gdzieś zniknęła
A znaleźć jej nie da się
I też myślałem...
Cholera, zadławiłem się! Pomocy!!!
(Tymczasem w toalecie. Dundersztyc siedzi w kabinie na klozecie)
Dundersztyc: Kupa nie chce wyleźć,
I tak muszę spędzać ten czas,
Ja głupi też myślałem,
Że święta to rodzinny czas!
(Tymczasem przed toaletą)
Vanessa: Ojciec siedzi w toalecie,
A ja smutna śpiewam,
Bo chciałam z ojciem spędzić czas,
I też myślałam, że święta to rodzinny czas!
Charlene: Dusiek ma dziewczynę
Spędza z nią cały czas
I nawet na wigilii myślalam,
Że święta to rodzinny czas!
Abigail: Nie wiem o czym śpiewacie,
Więc też dołączę się,
Dusiek w toalecie spędza czas,
A święta to rodzinny czas!
(Tymczasem na górze Danville. Buford wspina się na górę i śpiewa po czesku)
Buford: Někdo nám říká políbit,
Jsem však z něho strach.
Myslel jsem, že jsem zpívat,
To Vánoce jsou krásný čas!
(Tymczasem w zoo. Baljeet stoi przed jakimś mężczyzną)
Baljeet: Sto dolarów już zapłaciliśmy,
Bo z Bufordem nie chcę
Całować się cały czas!
Święta to nie jest miłosny czas!
(Koniec piosenki)
Mężczyzna: Czy ty nie jesteś za młody, by przeprowadzić stado dzikich wilków przez miasto, by zaprowadzić je na miejską wigilię?
Baljeet: Tak, trochę jestem.
Mężczyzna: Okej. Wprawdzie i tak miałem się zwalniać, więc wywalą mnie za to.
(Mężczyzna otwiera klatkę, a dzikie wilki zaczynają gonić Baljeeta, który ucieka)
Mężczyzna: I teraz czekać aż mnie zwolnią...
(Do mężczyzny podchodzi jakiś facet)
Facet: Dałeś dzieciakowi pobawić się z dzikimi wilkami? On pewnie jest teraz taki szczęśliwy! Dostajesz podwyżkę!
(Facet odchodzi)
Mężczyzna: A niech to!!!
(Tymczasem u Buforda. Buford wspina się na górę Danville. Gdy kładzie ręce na jej szycie, skała na której postawił nogi zaczyna się kruszyć)
Buford: Pomocy!!!
(Buford zaczyna spadać, jednak w ostatniej chwili ktoś łapie go za nogę i wciąga na górę)
Buford: Dziękuję...
Stary hipis: Nie ma za co.
Buford: Och, to stary... znaczy się młody hipis. Musi mi pan pomóc!
Stary hipis: A w czym?
Buford: Przez przypadek stanąłem z kolegą pod jemiołą życia i śmierci i jeśli się nie pocałujemy, to zginiemy. Musi pan zagrać strunę D na gitarze elektrycznej w chwili, gdy my się pocałujemy.
Stary hipis: Eeee... miałem dziwniejsze prośby o pomoc. Ale pomogę wam.
(Tymczasem u Ferba i Violetty)
Ferb: Wiesz... fajnie jest z tobą pić sok przez dwie słomki, ale... we trójkę to nie najfajniej. W ogóle twoja ciotka go nie pije tylko trzyma słomkę w buzi.
Moranica: Ja piję ten sok, tylko że jak wyląduje mi w buzi to go oddaje do szklanki.
(Ferb i Violetta wypluwają sok)
Ferb: Mam tego dość! Łazi pani za nami od dwóch godzin i robi to co my! Gdy jemy ciastka wyjmuje je pani nam z buzi i je sama zjada, by sprawdzić, czy nie ma w nich żadnego podstępu! Czy pani myśli, że chcę coś zrobić Violettcie? To moja dziewczyna!
Moranica: Tak, tak myślę.
Ferb: Ech... Violuś, chodźmy stąd. Przebiorę się za dziewczynę i pójdziemy do damskiej toalety. Moranica nie będzie mogła tam wejść. Tak się składa, że obok toalet jest jakiś kostium kobiety.
(Ferb zakłada kostium i wchodzą do toalety)
Moranica: Kurka, przecież nie mogę tam wejść!
Charlene: Abi, Van, czy wy też widziałyście faceta przebierającego się za kobietę?
Abigail: Nieraz. Widziałam też Conchitę Wurst, Justina Biebera...
Vanessa: Mnie bardziej zastanawia, czemu dyrektorka śledziła Ferba.
Moranica: Och, czy to córeczka pana Dundersztyca?
(Z toalety wychodzi Heinz)
Dundersztyc: Pani dyrektor? Chyba znowu muszę skorzystać z toalety.
(Heinz wchodzi do toalety)
(Tymczasem przed budynkiem. Izabela siedzi smutna pod budynkiem. Nagle obok niej siada Fineasz)
Fineasz: Iza, co się stało?
Izabela: Wiesz... ja... zakochałam się w tobie. Próbuję ci to wyznać poprzez jemiołę, ale... nie udaje mi się to.
Fineasz: Ja też ciebie kocham.
Izabela: Naprawdę?
Fineasz: Oczywiście. Eeeem... twoja usta coś mówią.
Izabela: Co takiego?
(Fineasz obejmuje Izabelę i zaczyna ją namiętnie całować)
Izabela: Och, jakie to piękne!
Baljeet: Kobieto, puść mnie!!
Izabela: Co!? (Izabela zauważa, że przytula Baljeeta i go całowała) Fuj!! Chyba za bardzo się rozmarzyłam.
Baljeet: Polecam stąd uciekać, bo zaraz pojawi się tutaj stado dzikich wilków.
Izabela: Ciekawe, co teraz robi Fineasz.
(Tymczasem u Fineasza. Fineasz, który zadławił się krewetką dusi się)
Fineasz: Na pomoc!!!
(Obok Fineasza przechodzi Baljeet, który staje obok Buforda pod jemiołą)
Baljeet: Poinstruowałeś hipisa?
Buford: Tak. Chciałem założyć strój kobiety, ale ktoś mi go ukradł.
Baljeet: To będzie najgorsza rzecz w naszym życiu. Zamknijmy oczy.
(Buford i Baljeet zamykają oczy. Po chwili do sali wbiega stado dzikich wilków, a stary hipis gra strunę D na gitarze elektrycznej. W tym momencie Buford i Baljeet się całują)
Facet: FUUUJ!!
(Buford i Baljeet otwierają oczy i zaczynają wymiotować)
Facet: Wiecie, wszystko spapraliście. Gitara elektryczna nie była podłączona do prądu, a hipis zagrał strunę C, a nie D. To nawet nie było stado wilków, a nawet one nie były dzikie, tylko mają taką reakcję na nieznajomych. A studolarówka, którą mi daliście była podróbką! I to w ogóle było pisiont euro.
Buford: Co!? Trzeba będzie robić wszystko od nowa?
Facet: Yyyy... no bo... jemiołę życia i śmierci zdjęto wczoraj, bo jej pomysł był jednak głupi, a mi o tym nikt nie powiedział. Czyli szczerze mówiąc pocałowaliście się z własnych chęci.
Buford i Baljeet: CO!?
Facet: Miłego małżeństwa!
Buford: Ty łap go za nogi, a ja mu dam taki łomot, że do Wielkanocy się nie pozbiera.
(Nagle przychodzi burmistrz)
Roger: Dziękuję wszystkim mieszkańcom za przybycie. Mieliście okazję spotkać się z innymi mieszkańcami miasta i porozmawiać z nimi. Jednak pamiętajmy, że święta to rodzinny czas i należy go spędzić z rodziną. Zasiądźmy teraz wszyscy do stołu rodzinami i porozmawiajmy. Wesołych Świąt!
Mieszkańcy Danville: Wesołych Świąt!
(Napisy końcowe)
(Flynn-Fletcherowie siedzą przy stole)
Ferb: Ej, gdzie jest Fineasz?
(Tymczasem w zakładzie pogrzebowym. Jacyś mężczyźni składają Fineasza do trumny)
Mężczyzna: Biedak zmarł na skutek zadławienia się krewetką. Dobra, zakopmy go w grobie, przecież za to nam płacą.
KONIEC
Buford: Mam napad!
Piosenki[]
Inne informacje[]
- Jest to odcinek świąteczny