Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Uwaga! Strona może zawierać treści nieodpowiednie dla Twojego wieku.
FS1
Ferbastyczna szkoła
 

Sezon pierwszy

Jednak pamiętajmy, że święta to rodzinny czas i należy go spędzić z rodziną. Zasiądźmy teraz wszyscy do stołu rodzinami i porozmawiajmy. Wesołych Świąt!

— Roger


Jest to świąteczny odcinek Seboliii.

Opis[]

W Danville zostaje zorganizowana Wigilia, w której mogą brać udział wszyscy mieszkańcy Danville. Izabela chce zaciągnąć Fineasza pod jemiołę, a Abigail - Dundersztyca. Buford i Baljeet źle się czują z tym, że wcześniej pod nią stanęli. Violetta próbuje poznać Ferba ze swoją ciotką.

Bohaterowie[]

Scenariusz[]

(W domu Flynn-Fletcherów)

Fretka: Pada śnieg, pada śnieg... i zapomniałam co było dalej.

Linda: A może byś się ubrała. Zaraz wychodzimy.

Fretka: Naprawdę musimy tam iść?

Lawrence: Tak, musimy, to jest miejska tradycja.

Fretka: Dzisiaj organizują to po raz pierwszy...

Linda: Nie marudź, ubieraj się.

Fineasz: Ja tam wolę iść na wigilię domową, a nie na taką, gdzie będzie całe miasto.

Ferb: I tak pewnie nikogo nie będzie na tym.

(Jakiś czas później, na wigilii miejskiej)

Lawrence: Przepraszam, chcę przejść!

Linda: Oh... jakie tu tłumy!

(Czołówka)

Głos: A school,

Go to school,

Be in school

(Pojawia się Fineasz, a obok niego napis "Starring: Phineas Flynn")

And go in-to school!

Go to the school,

Be under and over,

And go to the in!

(Pojawia się Ferb, a obok niego napis "Starring: Ferb Fletcher")

Go to the school!

I want to the into, them!

Want be in the school!

New friends,

(Pojawia się Fretka, a obok niej napis "Starrig: Candace Flynn")

New enemys,

New boys,

New girls,

(Pojawia się Dundersztyc, a obok niego napis "Starring: Heinz Doofensmirtz")

Go to the school!

I want to the into, them!

Want be in the school!

(Pojawia się Pepe Pan Dziobak, a obok niego napis "Starring: Perry the Platypus")

And common to go into theeem!

Go to the school!

I want to the into, them!

Want be in the school!

(Wszyscy wymienieni bohaterowie stają przed szkołą, a nad nimi pojawia się logo serialu)

And new friends is waiting neaaaaaaaaar heeere!

Go to the school!

Narrator: Ferbastyczna szkoła.

(Koniec czołówki)

Narrator: Jemioła.

(W spółce zło. Dundersztyc ubiera choinkę)

Dundersztyc: Abigail, podałabyś mi dłuto?

Abigail: Okej.

(Abigail podaje Heinz'owi dłuto)

Vanessa: A w ogóle po co ci dłuto? Przecież stroisz choinkę.

(Charlene wchodzi do pokoju i zauważa Abigail i Heinz'a strojących choinkę. Po chwili wychodzi. Vanessa też. Obie wychodzą na korytarz)

Vanessa: Mamo, co się stało?

Charlene: No wiesz... pierwszy raz Heinz spędza święta z Abigail, a ty będziesz musiała z nimi, a ja zostanę sama.

Vanessa: Nie pozwolę na to, żebyś była sama w święta. Spędzisz je z nami.

Charlene: No tak, ale... nie zniosę widoku Abigail i Heinz'a.

Vanessa: Too... pojedziemy na miejską wigilię!

(Vanessa wchodzi do pokoju i zauważa, że Heinz i Abigail się całują. Vanessa przymyka drzwi i zaczyna płakać. Ociera łzy i wchodzi do pokoju)

Vanessa: Ubierajcie się, jedziemy na miejską wigilię!

Dundersztyc: Co? Dlaczego?

Vanessa: Mama tak chce.

Dundersztyc: Pffff... no to pojedziemy.

(Tymczasem na wigili. Baljeet zauważa, że ma rozwiązane sznurówki. Klęka, zawiązuje je, staje i przed sobą widzi Buforda. Po chwili patrzą się w górę, a nad nimi wisi jemioła)

Buford: Ołł...

(Chłopcy się rozglądają i zauważają, że wszyscy patrzą na nich w osłupieniu)

Baljeet: Too...

Buford: Może ja...

Baljeet: ... pójdę.

Buford: Tak, ja... też.

(Baljeet i Buford odchodzą spod jemioły, jednak zatrzymuje ich jakiś facet)

Facet: Ej... co wy robicie?

Baljeet: Idziemy.

Facet: Nie, nie o to chodzi. Czemu się nie całowaliście pod jemiołą?

Buford: Ja gejem nie jestem!

Facet: Nie o to chodzi. To jest jedyna w swoim rodzaju jemioła!

Baljeet: A dlaczego?

Facet: To jest jemioła życia i śmierci.

Buford: Jak śmierci?

Facet: Po prostu... kto pod nią stanie musi pocałować drugą osobę bez względu na płeć! Jeśli nie pocałujesz, to w ciągu następnego roku zginiesz!

Baljeet: A jak się pocałuje?

Facet: To wtedy w przyszłości będziecie mieć szczęśliwe życie małżeńskie.

Baljeet: Co!? Ale... z Bufordem... to to jest jemioła śmierci i śmierci!

Facet: Możecie to odkręcić. Najpierw trzeba zapłacić osobie, która wam o tym powiedziała 100 dolarów, a następnie wpuścić do pomieszczenia stado dzikich wilków i pocałować się w momencie, gdy stary hipis dotknie struny D na gitarze elektrycznej.

Buford: Jak mamy to niby załatwić?

Facet: Macie na to 24 godziny, inaczej śmierć będzie pewna!

(Facet ucieka, a Buford i Baljeet spoglądają wstydliwie sobie po oczach)

(Tymczasem u Flynn-Fletcherów)

Linda: O, patrzcie, Izabela!

Izabela: Hej.

Fineasz: Hej, co u ciebie?

(Reszta rodziny odchodzi, a oni pozostają sami)

Izabela: O, patrz to jemioła nad nami!

Fineasz: To nie jemioła. Nad tą salą jest sklep ogrodniczy.

(Fineasz wyciąga z sufitu ulistnioną roślinę i rzuca ją na ziemię)

Fineasz: Przynieść coś do jedzenia?

Izabela: Pewnie.

(Fineasz idzie po coś do jedzenia. Izabela podnosi z podłogi roślinę i ze złości ją zjada)

Fineasz (przychodzi i daje Izabeli ciastko): Proszę.

Izabela: Już nie jestem głodna.

(Tymczasem u Dundersztyców)

Dundersztyc: Ładnie tutaj, tylko dużo ludzi.

Abigail: O, patrz, jemioła.

(Vanessa zaciąga Charlene na bok)

Vanessa: Nie mogą się pocałować! Mam pomysł!

(Vanessa wyjmuje z kieszeni przyprawę)

Charlene: Po co ci to tutaj?

Vanessa: Zobaczysz.

(Vanessa sypie przyprawę do dzbanka z sokiem, a następnie leje go do szklanki i podchodzi z nią do Dundersztyca i Abigail)

Vanessa: Hola, hola, nie tak szybko! Tatuś, napij się może.

(Vanessa daje Heinz'owi szklankę, a on pije. Po chwili wypluwa to)

Dundersztyc: O fuj! Ojej!

Vanessa: Coś się stało?

Dundersztyc: Muszę do łazienki!

(Dundersztyc biegnie do łazienki, a Abigail idzie za nim)

Abigail: Poczekaj!

Vanessa: Tak to się robi!

(Do stołu z sokami podchodzi pewna para)

Ktoś: Kochanie, może napijesz się tego soku?

Vanessa: Nie polecam.

(Tymczasem u reszty Flynn-Fletcherów)

Ferb: O, Violuś!

(Ferb obejmuje się z Violettą)

Ferb: Mamo, tato, to jest Violetta.

Linda: Miło mi poznać.

Violetta: Mi też. Ferb, może poznałbyś moją ciotkę?

Ferb: Chętnie!

(Violetta i Ferb odchodzą)

Violetta: Moją mamę potrzebowali szybko na ostrym dyżurze, a ojciec... z ojcem nie umiem porozmawiać.

(Ferb przytula Violettę)

Violetta: Cały czas jest zajęty pracą i nie obchodzi go nic poza władzą.

Ferb: Spokojnie, na pewno znajdzie niedługo trochę czasu dla ciebie.

Violetta: No ale... o, to moja ciocia.

(Violetta pokazuje Ferbowi Moranicę)

Ferb: Co... co... CO PANI TU ROBI!?

Moranica: O... to ty jesteś tym chłopakiem... córki siostry mojego męża?

Ferb: Tak... a pani jest żoną brata jej matki?

Moranica: Tak.

(Ferb mdleje)

Moranica: Twoi byli reagowali gorzej.

(Tymczasem u Baljeeta i Buforda)

Baljeet: To ten...

Buford: Noo...

Baljeet: Mam pomysł!

Buford: Po czesku byś powiedział "Mam napad".

Baljeet: Znasz czeski?

Buford: Mój dziadek był Polakiem, a babcia Czeszką i przez 4 lata mieszkałem w Czechach i trochę znam ten język. Na przykład zaczarowany flet to zahlastana fifulka. No ale jaki masz napad?

Baljeet: Otóż, można wypuścić dzikie wilki z zoo, gitara elektryczna leży w kącie sali, a hipis jest na szczycie góry Danville. Wszystko można załatwić! Ty idź po hipisa, a ja zagonię tutaj stado dzikich wilków.

Buford: Okej... dobry napad. Ale... jak się nie uda?

Baljeet (łapie Buforda za ramienia): Nie może się nie udać!

(Tymczasem u Dundersztyców. Heinz siedzi w kabinie, a Abigail stoi obok tej kabiny)

Abigail: I jak ci, kochanie, idzie?

Dundersztyc: No wiesz, jakbyś mi nie gadała to bym się skupił!

Abigail: Przepraszam, kotuś.

(Do toalety wchodzą Vanessa i Charlene)

Vanessa: I co z tatusiem?

Dundersztyc: Co wy wszystkie robicie w męskiej toalecie!?

Charlene: Upsss... to my może wyjdziemy.

(Vanessa, Charlene i Abigail wychodzą, a Heinz zaczyna stękać)

(Tymczasem u Fineasza i Izabeli)

Izabela: Och, Fineasz...

Fineasz: Co?

Izabela: Patrz, nad nami jest taka piękna jemioła!

Fineasz: O, rzeczywiście ładna!

(Fineasz sobie odchodzi, a wkurzona Izabela skacze po jemiołę i ją zjada. Po chwili przychodzi Fineasz ze szklanką soku, którą pije)

Fineasz: A gdzie ta jemioła? Musiałem się napić, bo mi zaschło w gardle. A myślałem, że mamy się pod nią całować. No cóż, tak już bywa.

(Fineasz idzie odłożyć szklankę, a Izabela zaczyna płakać)

Izabela: Nigdy nie pocałuję Fineasza...

(Izabela odchodzi. Po chwili do miejsca gdzie była przychodzi Fineasz)

Fineasz: Gdzie ją wcięło? Myślałem, że mamy się całować.

(Tymczasem u Ferba i Violetty. Ferb się budzi)

Ferb: O, miałem straszny sen. Nasza dyrektorka była ciotką Violett... AAA! To nie był sen!

Moranica: Witaj!

(Ferb wstaje)

Ferb: Ale... ale... jak!?

Moranica: Wspak!

Ferb: Ten pani rym był taki zabawny, po prostu boki zrywać...

Moranica: Mój mąż to brat jej matki, takie trudne zrozumienia?

Violetta: Moja mama wyszła za Jaquesa.

Ferb: Możee... skoro poznałem twoją ciotkę, to chodźmy już.

Moranica: Hola hola, nie tak prędko! Chcę wiedzieć, czy jesteś odpowiednim chłopakiem dla mojej kochanej pyszności.

(Piosenka Święta to pewien czas)

Ferb: Święta to rodzinny czas

Jednak ja mam źle

Bo z ciotką mej dziewczyny

spędzać muszę czas!

Violetta: Nie myślałam, że ciotka

śledzić będzie nas!

Jednak też myślałam,

że święta to rodzinny czas!

Moranica: Śledzę tę dwójkę,

Coś do stopy wlazło mi,

Rymować nie umiem

Ferb: Śpiewać też!

Moranica: Święta to rodzinny czas!

(Tymczasem u Izabeli. Izabela siedzi smutna na ławce przed budynkiem, w którym odbywa się Wigilia)

Izabela: Myślałam, że Fineasza

Pocałować będzie łatwiej.

Myślałam, że parę zrobią z nas

I też myślałam, że święta to miłości czas!

(Tymczasem u Fineasza. Fineasz siedzi i je krewetki)

Fineasz: Izabela gdzieś zniknęła

A znaleźć jej nie da się

I też myślałem...

Cholera, zadławiłem się! Pomocy!!!

(Tymczasem w toalecie. Dundersztyc siedzi w kabinie na klozecie)

Dundersztyc: Kupa nie chce wyleźć,

I tak muszę spędzać ten czas,

Ja głupi też myślałem,

Że święta to rodzinny czas!

(Tymczasem przed toaletą)

Vanessa: Ojciec siedzi w toalecie,

A ja smutna śpiewam,

Bo chciałam z ojciem spędzić czas,

I też myślałam, że święta to rodzinny czas!

Charlene: Dusiek ma dziewczynę

Spędza z nią cały czas

I nawet na wigilii myślalam,

Że święta to rodzinny czas!

Abigail: Nie wiem o czym śpiewacie,

Więc też dołączę się,

Dusiek w toalecie spędza czas,

A święta to rodzinny czas!

(Tymczasem na górze Danville. Buford wspina się na górę i śpiewa po czesku)

Buford: Někdo nám říká políbit,

Jsem však z něho strach.

Myslel jsem, že jsem zpívat,

To Vánoce jsou krásný čas!

(Tymczasem w zoo. Baljeet stoi przed jakimś mężczyzną)

Baljeet: Sto dolarów już zapłaciliśmy,

Bo z Bufordem nie chcę

Całować się cały czas!

Święta to nie jest miłosny czas!

(Koniec piosenki)

Mężczyzna: Czy ty nie jesteś za młody, by przeprowadzić stado dzikich wilków przez miasto, by zaprowadzić je na miejską wigilię?

Baljeet: Tak, trochę jestem.

Mężczyzna: Okej. Wprawdzie i tak miałem się zwalniać, więc wywalą mnie za to.

(Mężczyzna otwiera klatkę, a dzikie wilki zaczynają gonić Baljeeta, który ucieka)

Mężczyzna: I teraz czekać aż mnie zwolnią...

(Do mężczyzny podchodzi jakiś facet)

Facet: Dałeś dzieciakowi pobawić się z dzikimi wilkami? On pewnie jest teraz taki szczęśliwy! Dostajesz podwyżkę!

(Facet odchodzi)

Mężczyzna: A niech to!!!

(Tymczasem u Buforda. Buford wspina się na górę Danville. Gdy kładzie ręce na jej szycie, skała na której postawił nogi zaczyna się kruszyć)

Buford: Pomocy!!!

(Buford zaczyna spadać, jednak w ostatniej chwili ktoś łapie go za nogę i wciąga na górę)

Buford: Dziękuję...

Stary hipis: Nie ma za co.

Buford: Och, to stary... znaczy się młody hipis. Musi mi pan pomóc!

Stary hipis: A w czym?

Buford: Przez przypadek stanąłem z kolegą pod jemiołą życia i śmierci i jeśli się nie pocałujemy, to zginiemy. Musi pan zagrać strunę D na gitarze elektrycznej w chwili, gdy my się pocałujemy.

Stary hipis: Eeee... miałem dziwniejsze prośby o pomoc. Ale pomogę wam.

(Tymczasem u Ferba i Violetty)

Ferb: Wiesz... fajnie jest z tobą pić sok przez dwie słomki, ale... we trójkę to nie najfajniej. W ogóle twoja ciotka go nie pije tylko trzyma słomkę w buzi.

Moranica: Ja piję ten sok, tylko że jak wyląduje mi w buzi to go oddaje do szklanki.

(Ferb i Violetta wypluwają sok)

Ferb: Mam tego dość! Łazi pani za nami od dwóch godzin i robi to co my! Gdy jemy ciastka wyjmuje je pani nam z buzi i je sama zjada, by sprawdzić, czy nie ma w nich żadnego podstępu! Czy pani myśli, że chcę coś zrobić Violettcie? To moja dziewczyna!

Moranica: Tak, tak myślę.

Ferb: Ech... Violuś, chodźmy stąd. Przebiorę się za dziewczynę i pójdziemy do damskiej toalety. Moranica nie będzie mogła tam wejść. Tak się składa, że obok toalet jest jakiś kostium kobiety.

(Ferb zakłada kostium i wchodzą do toalety)

Moranica: Kurka, przecież nie mogę tam wejść!

Charlene: Abi, Van, czy wy też widziałyście faceta przebierającego się za kobietę?

Abigail: Nieraz. Widziałam też Conchitę Wurst, Justina Biebera...

Vanessa: Mnie bardziej zastanawia, czemu dyrektorka śledziła Ferba.

Moranica: Och, czy to córeczka pana Dundersztyca?

(Z toalety wychodzi Heinz)

Dundersztyc: Pani dyrektor? Chyba znowu muszę skorzystać z toalety.

(Heinz wchodzi do toalety)

(Tymczasem przed budynkiem. Izabela siedzi smutna pod budynkiem. Nagle obok niej siada Fineasz)

Fineasz: Iza, co się stało?

Izabela: Wiesz... ja... zakochałam się w tobie. Próbuję ci to wyznać poprzez jemiołę, ale... nie udaje mi się to.

Fineasz: Ja też ciebie kocham.

Izabela: Naprawdę?

Fineasz: Oczywiście. Eeeem... twoja usta coś mówią.

Izabela: Co takiego?

(Fineasz obejmuje Izabelę i zaczyna ją namiętnie całować)

Izabela: Och, jakie to piękne!

Baljeet: Kobieto, puść mnie!!

Izabela: Co!? (Izabela zauważa, że przytula Baljeeta i go całowała) Fuj!! Chyba za bardzo się rozmarzyłam.

Baljeet: Polecam stąd uciekać, bo zaraz pojawi się tutaj stado dzikich wilków.

Izabela: Ciekawe, co teraz robi Fineasz.

(Tymczasem u Fineasza. Fineasz, który zadławił się krewetką dusi się)

Fineasz: Na pomoc!!!

(Obok Fineasza przechodzi Baljeet, który staje obok Buforda pod jemiołą)

Baljeet: Poinstruowałeś hipisa?

Buford: Tak. Chciałem założyć strój kobiety, ale ktoś mi go ukradł.

Baljeet: To będzie najgorsza rzecz w naszym życiu. Zamknijmy oczy.

(Buford i Baljeet zamykają oczy. Po chwili do sali wbiega stado dzikich wilków, a stary hipis gra strunę D na gitarze elektrycznej. W tym momencie Buford i Baljeet się całują)

Facet: FUUUJ!!

(Buford i Baljeet otwierają oczy i zaczynają wymiotować)

Facet: Wiecie, wszystko spapraliście. Gitara elektryczna nie była podłączona do prądu, a hipis zagrał strunę C, a nie D. To nawet nie było stado wilków, a nawet one nie były dzikie, tylko mają taką reakcję na nieznajomych. A studolarówka, którą mi daliście była podróbką! I to w ogóle było pisiont euro.

Buford: Co!? Trzeba będzie robić wszystko od nowa?

Facet: Yyyy... no bo... jemiołę życia i śmierci zdjęto wczoraj, bo jej pomysł był jednak głupi, a mi o tym nikt nie powiedział. Czyli szczerze mówiąc pocałowaliście się z własnych chęci.

Buford i Baljeet: CO!?

Facet: Miłego małżeństwa!

Buford: Ty łap go za nogi, a ja mu dam taki łomot, że do Wielkanocy się nie pozbiera.

(Nagle przychodzi burmistrz)

Roger: Dziękuję wszystkim mieszkańcom za przybycie. Mieliście okazję spotkać się z innymi mieszkańcami miasta i porozmawiać z nimi. Jednak pamiętajmy, że święta to rodzinny czas i należy go spędzić z rodziną. Zasiądźmy teraz wszyscy do stołu rodzinami i porozmawiajmy. Wesołych Świąt!

Mieszkańcy Danville: Wesołych Świąt!

(Napisy końcowe)

(Flynn-Fletcherowie siedzą przy stole)

Ferb: Ej, gdzie jest Fineasz?

(Tymczasem w zakładzie pogrzebowym. Jacyś mężczyźni składają Fineasza do trumny)

Mężczyzna: Biedak zmarł na skutek zadławienia się krewetką. Dobra, zakopmy go w grobie, przecież za to nam płacą.

KONIEC

Buford: Mam napad!

Piosenki[]

Inne informacje[]

  • Jest to odcinek świąteczny
Advertisement