Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki


Phineas i Ferb otrzymują w porannej poczcie plany maszyny, która pozwoli im podróżować między wymiarami. Postanawiają wcielić projekt w życie.

Tymczasem Perry otrzymuje polecenie powstrzymania swych właścicieli, przed udaniem się do innego świata. Misja okazuje się niepowodzeniem, a bracia odwiedzają inną rzeczywistość. Okazuje się jednak, że nie są tam mile widzianymi gośćmi.

Bohaterowie[]

Fabuła[]

Część 1[]

Białe oślepiające światło i pustka. Nicość...


Ja i ty,
 
Miłość i łzy.
 
Ja i ty,
 

Wspomnienie dawnych chwil.


Phineas stał wpatrzony nieobecnym wzrokiem w otaczającą go biel.

- Izabelo? Izabelo! - wykrzyknął, a jego głos utonął w przestrzeni.

- Ferb! Mamo! Tato! Fretko! - chłopak powtarzał swoje nawoływania z coraz większą rozpaczą. - Izabelo!

Nic, żadnej odpowiedzi, wszędzie jedynie wszechogarniająca cisza i pustka.

Czerwonowłosy upadł na kolana i zamknął oczy. Zacisnął zęby usiłując powstrzymać łzy gromadzące się pod jego powiekami.


Zapamiętaj każdy moment z życia
  Bo nic nie powtórzy się


Phineas zamarł, po jego policzkach spływały słone łzy. Minęła godzina nim szloch chłopaka ucichł i następna nim zdecydował się ponownie otworzyć oczy.


Ja i ty,
  Miłość i łzy.
  Ja i ty,
  Wspomnienie dawnych chwil.
  Mijają dni, miesiące, lata.
  Czas płynie nieustannie.
  Nie wróci już wczorajszy dzień.


Klęcząc, wpatrywał się w pustkę, jakby licząc na to, że coś w niej dostrzeże, cokolwiek innego prócz bieli. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

Nie wiedział ile już tam przebywał. Czas stracił znaczenie. Był sam, w zupełnej ciszy, a przynajmniej tak mu się do tej pory zdawało.

- Zgubiłeś się.


Ja i ty,
  Miłość i łzy.
  Ja i ty,
  Wspomnienie dawnych chwil.
  Życie jedno masz.
  Spróbuj więc pochwycić chwile,
  I zatrzymać czas.


Siedziała obok niego dziewczyna. Czy może raczej dziewczynka? Trudno było określić jej wiek. Długie, blond włosy w nieładzie okalały poznaczoną bliznami twarz. Jej zielone oczy, podobnie jak przed chwilą jego, wpatrywały się w jasność przed sobą.

Chłopak nie zdawał sobie sprawy jak długo tu była i jak się tu znalazła.

- Byłam w podobnej sytuacji jakiś czas temu. Przykra sprawa.

Phineas wpatrywał się w nią zszokowany.

Nasuwało mu się multum pytań, które mógł w obecnej sytuacji zadać: "Kim jesteś?", "Co tu robisz?", "Jak się tu znalazłaś?".

Szok minionych i obecnych wydarzeń ostatecznie spowodował jednak to, że Flynn nie był w stanie wykrztusić ani słowa.

- Takie rzeczy się zdarzają - kontynuowała blondynka. - Możesz wierzyć lub nie, ale to dość częste. Jest sobie wymiar i w jednej chwili, bum! Kończy się, przepada, znika... Czasem uda mi się temu zapobiec, częściej jednak zawodzę.

Dziewczyna westchnęła ciężko i w końcu spojrzała na młodego Flynna.

- Przepraszam, że i ciebie zawiodłam.


Niech ten dzień trwa,
  Niech trwa,
  Wiecznie trwa.


- Co? - zdołał wykrztusić z siebie Phineas. - Kim…? Kim jesteś?

- Wybacz! - zawołała dziewczyna z przejęciem. - Znów to zrobiłam. Zaczynam rozmowę i zapominam się przedstawić. At jestem.

Dziewczyna wyciągnęła ku chłopcu brudną dłoń i uśmiechnęła się przyjaźnie.

Phineas nie wiedząc co mógłby lepszego zrobić, uścisnął ją.

- Czy wiesz jak to naprawić? - zapytał.

Coś podpowiadało mu, że At może znać odpowiedź na to pytanie, że jest tu właśnie po to, by mu pomóc.

- Totalnie! Wiem wszystko o wymiarach, a od jakiegoś czasu pilnowanie międzywymiarowego porządku stało się moim hobby. Przeprowadzam podróżników przez korytarz multiwersum, odprowadzam zagubione osoby do ich światów i staram się ratować wymiary, którym grozi zagłada. Ktoś kiedyś nazwał mnie strażniczką wymiarów. Co prawda nikt mnie nią nie mianował, więc można mnie nazwać samozwańczą strażniczką wymiarów.

- To znaczy, że jesteś w stanie uratować mój wymiar? - zapytał chłopak z przejęciem.

At wybuchła szczerym śmiechem.

- No coś ty! - zawołała nadal chichocząc, jakby Phineas opowiedział bardzo dobry dowcip. - Twój wymiar przepadł bezpowrotnie.


Długo tak.
 
Tylko ty i ja.
 
Ty i ja.


Część 2[]

[...]kilka godzin wcześniej[...]
- Cześć, co dzisiaj robicie?

- Cześć Izabelo. Razem z Ferbem postanowiliśmy skonstruować portal do innego wymiaru – odparł czerwonowłosy z uśmiechem.

Phineas, Ferb i Izabela stali pośrodku ogródka w otoczeniu kilku tuzinów pudeł. Podczas gdy Flynn pochłonięty był przeliczaniem czegoś na kartce, jego brat zajmował się rozpakowywaniem.

- Portal do innego wymiaru? Taki, dzięki któremu moglibyśmy odwiedzić alternatywne wszechświaty? - zapytała Shapiro z ekscytacją.

- Dokładnie.

- Mogłabym poznać drugą siebie! - zawołała uradowana. - Albo nawet drugiego ciebie! Może byłby bardziej rozgarnięty - ostatnie zdanie dodała półszeptem.

- Co?

- Mówię, że to naprawdę świetny pomysł - oznajmiła dziewczyna.

- Właściwie, to nie do końca był nasz pomysł - oznajmił chłopak nieco zmieszany. - Plany portalu znaleźliśmy dziś rano. Ktoś zostawił je w naszej skrzynce pocztowej.

- Och, tak czy inaczej, jak mogłabym wam pomóc?

Do ogródka wszedł Buford pod pachą ściskając Baljeeta.

- Siemanko kmiotki – powitał przyjaciół i opuścił swojego kujona na ziemię.

Baljeet pospiesznie podniósł się i otrzepał.

- Cześć Buford, Baljeet. Budujemy portal między-wymiarowy. Chcecie się przyłączyć?

- Jasne! - zawołali chłopcy zgodnie, po czym cała piątka zabrała się do pracy.

- Hey! A gdzie jest Perry?


Perry siedział w fotelu w swoim legowisku wpatrując się tempo w monitor. Tymczasem robotnicy odkręcali dodatkowy fotel, który został zamontowany specjalnie dla Penny.

Dziobak westchnął ciężko na wspomnienie swojej byłej partnerki.

W końcu na ekranie pojawił się Major Monogram w całej swej okazałości.

- Witaj Agencie P. Wybacz za te zamieszanie - powiedział wskazując podbródkiem na gości odkręcających dodatkowy fotel. - Ale twoja partnerka, a raczej eks-partnerka, Agentka P dała dziś do zrozumienia, że jeśli nie zamontujemy w jej bazie fotela, to odmawia dalszej współpracy. Tak więc jestem zmuszony do zamontowania jej tymczasowego siedziska. No nic, wracając. Doktor Dundersztyc zakupił dziś tonę balonów, bitą śmietanę i wstążki do włosów. Podejrzewamy, że przy ich pomocy spróbuje uczynić coś niegodziwego. Rozważałem też, czy przypadkiem nie organizuje jakiejś imprezy dla swych przyjaciół, ale powiedzmy sobie szczerze, on nie ma przyjaciół. Dlatego też...

- Majorze? - na scenę wkroczył Carl.

- O co chodzi Carl? Jestem właśnie w trakcie odprawy Agenta P.

- Tak wiem majorze, ale to pilne.

- Co takiego spaprałeś tym razem Carl?

- Tym razem nie chodzi o mnie. Dziś rano nasze urządzenia wykryły nierejestrowane użycie portalu miedzy-wymiarowego na terenie Danville.

- Co takiego?! Czy nie stoi za tym przypadkiem profesor Press, znaczy Shine?

- Nie majorze, sprawdziłem to. Wymiar Beta donosi, że u nich również wykryto podobne zaburzenia. Podejrzewamy, że ktoś z ich uniwersum przedostał się do naszego. Dodatkowo, przy posesji rodziny Flynn-Fletcher kamery zaobserwowały tajemniczą postać, która wkłada coś do ich skrzynki pocztowej. Podejrzewam, że to może mieć związek.

Francis zakręcił wąsem wokół palca i zamyślił się. Po chwili oznajmił.

- Agencie P zmiana planów. Dundersztyc dzisiaj powygłupia się sam. Masz zbadać tę sytuację. Zacznij od sprawdzenia co takiego zostało dostarczone rodzinie Flynn-Fletcher.

Perry zasalutował i opuścił salę odpraw.


Część 3[]

Perry zatrzymał się przed skrzynką na listy. Rozejrzał się dokoła, po czym prędko stanął na dwóch łapach i zajrzał do środka. Skrzynka była pusta.

Czego on się spodziewał. Pierwszym co robił Phineas po otworzeniu oczu, było sprawdzenie poczty. To znaczy, było to trzecie w kolejności, zaraz po ubraniu się i zjedzeniu śniadania. Nie zmienia to jednak faktu, że cokolwiek tam było, zapewne już dawno znalazło się w jego rękach, w końcu śniadanie zjadł już dobrą godzinę temu.

- O tu jesteś Perry! - ucieszył się młody Flynn i pogłaskał pupila po futerku. - Chcesz się do nas przyłączyć? Budujemy portal do drugiego wymiaru.

Na te słowa Perry skamieniał z przerażenia. Gdy tylko czerwonowłosy odszedł na bok, schował się za drzewem. Włączył komunikator i zadzwonił do swego przełożonego.

- Tak Agencie P? Co takiego odkryłeś? - odezwał się głos w telefonie.

Perry założył Modulator Mowy i zwrócił się do Francisa.

- Majorze, chłopcy budują portal miedzy-wymiarowy.

- Znowu?! Naprawdę Carl, ktoś powinien mieć ich na oku.

- Zajmę się tym sir.

- Dobrze, Agencie P - Francis ponownie zwrócił się do dziobaka. - Zmiana, zmiany planów. Powstrzymaj swych właścicieli przed udaniem się do innego wymiaru. Jeszcze tego nam brakuje, żeby włóczyli się po obcych wymiarach, gdy my tu mamy stan alarmowy.

Dziobak skinął głową na znak, że zrozumiał polecenie MM i przeszedł do sabotowania Phineasowego pomysłu na dziś.

Przez kolejne kilkadziesiąt minut robił wszystko by nie dopuścić do powstania portalu. Rozpoczął od uprowadzenia planów maszyny. Phineas jednak złapał dziobaka, nim ten zdążył spuścić je w sedesie. Potem podprowadzał części niezbędne do budowy maszyny i spuszczał je w toalecie, lub skrzętnie chował. Za każdym razem jednak, chłopcy znajdowali coś w zamian lub odnajdywali zaginiony przedmiot. Podsumowując, nie szło mu to za dobrze. W końcu, po mimo licznych prób, Perry zawiódł.

- Nareszcie koniec - zawołał uradowany Phineas ocierając czoło. - Wyjątkowo długo nam dziś zeszło z budową. Obyśmy zdążyli zwiedzić choć jeden wymiar, nim portal tradycyjnie zniknie. To jak gotowi?

Pozostali budowniczy z zapałem pokiwali głowami.

- A zatem... - chłopak podszedł do maszyny i wcisnął czerwony przycisk na panelu sterowniczym. - Oto powalające pierwsze obrazy spoza naszej wymiarowej rzeczywistości!

- Mam małe deja vu - odezwał się Ferb.

Zapadło pełne napięcia milczenie, jednak już po kilku sekundach jasne było, że nic z tego nie będzie. Wszyscy wpatrywali się zdumieni w miejsce, w którym pojawić się miał portal. Jak to jest możliwe? Czyżby niezawodny plan Phineasa i Ferba zawiódł?

- Hey, co jest! - zawołał dwunastolatek i zaczął badać urządzenie. - Nic z tego nie rozumiem - mówił sam do siebie ciągnąc się za włosy i drapiąc po głowie. W jego głosie można było usłyszeć "nutkę" paniki.

- Naprawdę wszystko powinno działać. Robiliśmy jak w projekcie - Phineas chwycił plany i przybliżył je maksymalnie do twarzy, po chwili oddalił je i znów przybliżył. Czynność tę powtarzał kilkukrotnie w bardzo energiczny sposób.

- Tak... To tego - zaczął Bamber, zerkając na Baljeeta. Hindus skinął mu porozumiewawczo głową. - To my już sobie pójdziemy - oznajmił, chwytając przyjaciela i niemal wybiegają z ogródka.

Nim jednak zniknęli z pola widzenie, Izabela usłyszała jak osiłek zwraca się do swojego kujona.

- Stary, stało się. Phineas oszalał.

- Wychodzi na to, że z dzisiejszego planu nici. Szkoda. Tak liczyłam na poznanie siebie. - oznajmiła Izabela wzdychając ciężko. - Rozumiem, że w obecnym stanie Phineas nie byłby chętnym by iść razem do kina? - zwróciła się do Ferba.

- Obawiam się, że nie byłby w stanie - oznajmił zielonowłosy, przyglądając się bratu, który aktualnie walił młotkiem w portal mrucząc pod nosem "Ku-pa zło-mu".

- To co idziemy na jakiegoś szejka?

- Może idź z Bufordem i Jeetem, ja tu spróbuję go ogarnąć. Bo jeszcze głowa mu wybuchnie czy coś.

- Powodzenia zatem - Izabela odwróciła się i wyszła z ogródka.

Ferb tymczasem zbliżył się ostrożnie do brata.

- Hey kompadre...

Perry odwrócił łepek w stronę, z której dało się słyszeć wołanie. Pod drzewem stała Penny i uśmiechała się szeroko. Dziobak podszedł do niej zszokowany.

- Co tu robisz?

- Carl mi powiedział, że sobie nieco nie radzisz. Skończyłam dziś wcześniej z Taylor i postanowiłam wpaść i ci pomóc - oznajmiła pokazując jakąś małą śrubkę. - Z doświadczenia wiem, że jedna poluzowana śrubka, może doprowadzić do niemałego wypadku... - wyjaśniła.

- Więc to twoja sprawka?

- Jak zgadłeś?

- Co ja bym bez ciebie zrobił.

- Zapewne umarł.

- Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć...

- Spokojnie wymyślę coś - dziobaczka uśmiechnęła się. - A teraz chcesz, co powiesz na koktajl?

- A co z Phineasem, Ferbem i portalem? Przydało by się pozbyć problemu raz na zawsze.

- W tej chwili i tak więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. Twoi właściciele w życiu nie zorientują się, że to przez niedokręconą śrubkę. Co jak co, ale psuć to ja potrafię. Poczekamy, w końcu wróć ich mama i każe im to rozmontować. W razie czego Agent T, dostał przydział by ich obserwować, da nam znać jakby coś się wydarzyło. To jak, idziesz?

Perry skinął głową i dziobaki wspólnie udały się na koktajl.

Tymczasem Phineas był tak pochłonięty poszukiwaniem błędu w swej konstrukcji, że nawet nie zauważył, że jego przyjaciele już sobie poszli, a Ferb od dobrych kilku minut coś do niego mówi. W tej chwili nie zwracał uwagi na nic, liczyło się dla niego tylko to mechaniczne ustrojstwo. W końcu zielonowłosy poddał się i wrócił do domu.

- Gdzie mogłem popełnić błąd... - mruczał sam do siebie młody Flynn, badając każdy skrawek portalu.

W końcu po dobrych trzech kwadransach znalazł miejsce z minimalnie niedokręconą śrubką.

- Tu cię mam! - zawołał uradowany. - Hey! Chłopaki! Już wiem co było... Chłopaki? - czerwonowłosy dostrzegł, że został sam.

"Gdzie oni wszyscy się podziali?" pomyślał."No nic, nie ma co zwlekać. Jak wrócą to im wszystko pokażę."

Chłopak włączył portal, a ten otworzył się ukazując ich ogródek tyle, że znacznie różny od tego w którym stał. W tym samym momencie z domu wyszedł Ferb w ręku ściskając kawałek ciasta. Na widok otwartego portalu ciasto wypadło mu z rąk.

Phineas odwrócił się ku zielonowłosemu z szerokim uśmiechem na twarzy.

- O, jesteś Ferb - zawołał na widok brata. - Znalazłem usterkę. Okazało się, że jedna ze śrub była niedokręcona. Dasz wiarę? Wszystko przez małą śrubkę. To jak, masz ochotę na wycieczkę do innej rzeczywistości?

Ferb jedynie skinął głową i wszedł za bratem w portal, który przeniósł ich do zupełnie innego świata.


- Oddawaj mi to Fletcher ty zawszona mendo!

Krzyk DS był świetnie słyszalny w głuchej ciszy poranka. Dziewczyna stała po środku opustoszałego ogródka rozglądając się wściekle dookoła.

- A więc to dzięki temu niezauważona wkradasz się do naszego domu i wyżerasz budyń - dobiegł ją znikąd złośliwy głos.

- Ile razy mam ci powtarzać, że to nie ja zjadam ten cholerny budyń!?

- Skoro nie ty, to kto?

Jak by w odpowiedzi na pytanie chłopaka do ogródka wszedł Buford zajadając się budyniem czekoladowym.

- O cześć DS. Właśnie zdawało mi się, że słyszę twój opętańczy krzyk. Widziałaś może Phineasa, albo Ferba?

- Flynn jak zwykle poszedł pobiegać, a jak tylko zobaczę Fletchera to... MARNY TWÓJ LOS FLETCHER SŁYSZYSZ MNIE?!

- O widzę, że nadal się kochacie - odezwał się osiłek wkładaj do ust kolejną łyżkę budyniu.

- Jak Romeo i Julia... - szepnął mu do ucha niewidzialny Ferb.

Bamber drgnął z przerażenia oblewając się budyniem.

- F-Ferb? Gdzie jesteś?

- Wszędzie i nigdzie zarazem... - dała się słyszeć tajemnicza odpowiedź zielonowłosego.

- Zawszony kretyn zabrał mi pas niewidzialności i zgrywa chojraka... Nich cię dorwę Fletcher to te twoje zielone włoski zabarwią się na krwisto czerwono...

- Najpierw musiała byś mnie złapać. A żeby to zrobić musisz najpierw mnie zobaczyć...

- Albo usłyszeć palancie - syknęła zamaskowana i w mgnieniu oka pochwyciła Ferba stojącego pod drzewem, skąd dobiegł ją jego głos.

Dziewczyna szybko wyłączyła pas, zdjęła z dwunastolatka i zapięła na sobie. Chwyciła chłopaka z przodu za ubranie i zwróciła się do niego groźnie mrużąc oczy. Fakt, że był o ponad głowę wyższy, nie robił na niej najmniejszego wrażenia.

- Co ty sobie wyobrażasz Fletcher? Myślisz, że możesz mi tak po prostu kraść rzeczy?!

- Nic ci nie ukradłem tylko pożyczyłem. Oddał bym...

- Milcz padalcu jak do ciebie mówię! Jeszcze raz mi coś takiego wywiniesz to cię nawet rodzona siostra nie pozna! Jasne!?

Zielonowłosy uśmiechnął się pogardliwie.

- Że niby mam się ciebie bać? - zapytał.

- Powinieneś...

- Tak oczywiście... Już drżę przed jaśnie panną DS pogromczynią zła i...

Po tych słowach jedyne co zdołało wydobyć się z ust chłopaka to jęk bólu. DS przyłożyła mu pięścią prosto w twarz.

Zielonowłosy zwalił się na ziemie trzymając za nos, z którego powoli zaczęła lecieć krew.

- I co? Teraz jakoś ci nie do śmiechu - syknęła dziewczyna i zamachnęła się by ponownie dołożyć zielonowłosemu.

Gdyby nie Fretka, która weszła w tym momencie do ogródka, los Ferba byłby przesądzony. Rudowłosa zdołała jednak odciągnąć zamaskowaną od swojego brata.

- Co wy wyprawiacie?

- Fletcher...

- Nie, jednak nie chcę tego słuchać. Jadę na lotnisko. Wracam za dwa dni. DS zakazuję ci mordować moich braci. Ferb nie denerwuj DS, Buford przestań wyżerać nam budyń, a ty Phineas... Chwila gdzie Phineas?

- Biega - odparła pozostała trójka.

- To jak się wybiega, powiedzcie mu, że ma się ogarnąć - skończyła dziewczyna. Po chwili spojrzała na brata nico łagodniej. - Jesteście pewni, że poradzicie sobie beze mnie kilka dni?

- Fretko to tylko weekend, a tobie przyda się chwila przerwy. W razie czego, skontaktujemy się z panią Garcia-Shapiro, tak jak nam kazałaś. Baw się dobrze z Jeremiaszem.

- W porządku - westchnęła jego siostra, potargała go po włosach i w końcu, z torbą przewieszoną przez ramię, opuściła ogródek.

Zielonowłosy odprowadził ją wzrokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Lubisz jak cię targają po główce Fletcher? - usłyszał szyderczy szept zamaskowanej tuż przy uchu.

- Powinnaś się leczyć - warknął chłopak odpychając dziewczynę od siebie.

- A ty powinieneś... Powinieneś... Też się leczyć!

- Oooo... Aleś mi dogadała...

- Uważaj, bo zaraz ci dołożę!

- Co ja wam mówiłam! - wydarła się na nich Fretka zza płotu.

Oboje momentalnie zamilkli, po chwili trzasnęły drzwi taksówki, a głośne warczenie silnika poinformowało wszystkich, że samochód odjechał.

- To po co tak właściwie przyszłaś? - odezwał się w końcu Ferb. - Po co właściwie tu w ogóle przychodzisz, skoro twoje wizyty opierają się głównie na wkurzaniu się na mnie i dokuczaniu Phineasowi.

DS milczała.

- Pytam po co przyszłaś!

- Słyszę!

- Więc może łaskawie odpowiesz?

- Major Monogram mi kazał.

- CO?

- Powiedział, że mam wyjść na dwór i się "pobawić" z jakimiś dziećmi... No, a że ty i Flynn jesteście jedynymi dziećmi których znam...

- I przyszłaś się z nami "pobawić"? - zakpił zielonowłosy.

- Chyba źle rozumiesz pojęcie zabawy, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie obiłaś Ferbowi twarz - zauważył Bamber.

- Dla mnie to przednia rozrywka, a jeśli nie zmilkniesz zaraz i z tobą się pobawię - warknęła dziewczyna.

- Ja tylko... Nieważne.

W ogródku zapanowało milczenie. Bamber z niemałym wysiłkiem wygrzebywał resztki budyniu z pudełka, podczas gdy Ferb siedział nonszalancko pod drzewem co jakiś czas zerkając na DS przechadzającą się po ogródku. Po dłuższej chwili, przez płot z kocią zwinnością przeskoczył czerwonowłosy dwunastolatek. Mimo dobrego wybicia przypadkiem zahaczył stopą o wystającą sztachetę i runął jak długi na trawnik. Po dokładnie trzech sekundach, zerwał się na równe nogi, uniósł pięści w geście zwycięstwa i krzyknął uradowany.

- Zwinny jak kot! - dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie jest w ogródku sam. - O, cześć wam. Długo wy tu tak? - zapytał lekko zmieszany drapiąc się po czuprynie.

- W sumie to jakąś godzinę - odparł zielonowłosy. - DS przyszła się "pobawić".

- O serio? To fajnie. W co się bawicie?

- W „Ja biję, Fletcher beczy jak mała dzidzia”.

- Mogę też?

Wszyscy spojrzeli na niego lekko skołowani.

- Phineas czy wiesz czym jest ironia? - zapytał Ferb przez zaciśnięte zęby.

- No jasne, za kogo ty mnie masz. To że nie chodzę do szkoły nie znaczy, że jestem jakimś kretynem. Aronia to taki kwiat z którego robi się herbatę.

- Ironia Flynn, ironia. Nie aronia - syknęła DS.

- Oł... Eee... Nie nie wiem co to takiego...

Na te słowa DS pokręciła głową z dezaprobatą, Ferb jęknął z zawodem, a Buford uderzył się otwartą dłonią w czoło.

- Z kim mi przyszło współpracować... - szepnęła do siebie DS.

Po chwili na podwórko wbiegła Izabela, a za nią doktor Baljeet.

- Coś się stało? - zapytał Ferb jednocześnie z DS.

- D-d-du... - zaczęła Izabela łapiąc oddech.

- Dużo? - podsunął zielonowłosy.

- Durny jesteś. - oznajmiła zamaskowana.

- Duma? - zaproponował Buford.

- Drażetki! - zawołał Flynn.

- Nie... Dundersztyc!

Na dźwięk tego nazwiska wszyscy skamieniali z przerażenia.

- Jak to Dundersztyc?

- Moje kamery wykryły jego obecność w mieście - oznajmił Baljeet. - Gdzie jest Fretka?

- Pojechała już na lotnisko - oznajmił Ferb i nie czekając dłużej, zwrócił się do Phineasa i Izabeli. - Lećcie na lotnisko, może uda wam się jeszcze złapać Fretkę. Doktorze Baljeet proszę kontrolować sytuację, może uda ci się ustalić, gdzie Dundersztyc obecnie przebywa. Ja i Buford zwołamy resztę oddziałów. Musimy być w gotowości.

Wszyscy zgodnie skinęli głowami i przeszli do wykonywania poleceń Fletchera. Dopiero gdy każdy poza zielonowłosym opuścili ogródek, chłopak zwrócił się do zamaskowanej.

- Poinformuj Majora Monograma. Niech O.W.C.A. będzie w stałej gotowości.

- Zawsze jest - oznajmiła dziewczyna.

W tym samym momencie, na środku placu pojawił się portal.


Część 4[]

Ferb i DS stali skamieniali, wpatrując się w zielony okrąg. Po chwili przez portal przeszły dwie inne osoby o świetnie znanym im wyglądzie.

Cała czwórka stała oniemiała wgapiając się w siebie nawzajem. Pierwszym, któremu udało się odzyskać głos był czerwonowłosy przybysz z innego wymiaru.

- Ferb zobacz to drugi ty! - zawołał uradowany Phineas. - Ale z ciebie macho! Danny by się spodobało - szturchnął brata w ramię i mrugnął porozumiewawczo.

Ferb wywrócił jedynie oczami. Phineas odchrząknął i zwrócił się do gospodarza.

- Cześć wam! - Zrobił krok do przodu i wyciągając ku gospodarzom dłoń. - Jestem Phineas, a to mój brat Ferb. Przybywamy do was z innego wymiaru.

Zapadło pełne napięcia milczenie, trwające dokładnie trzy sekundy, przerwane niespodziewanym wybuchem zielonowłosego Ferba z drugiego wymiaru.

- Nie, nie, nie, nie. NIE - oznajmił zbliżając się do przybyszy i popychając ich z powrotem do portalu. - W tył zwrot, wracamy do siebie.

- Co? Ale o co chodzi? - zdumiał się czerwonowłosy powoli się cofając.

- Mamy stan alarmowy, to nie najlepszy moment na gości. Wpadnijcie później, a najlepiej nigdy. Salut panowie.

Fletcher uśmiechnął się przyjaźnie i zasalutował na pożegnanie.

W odpowiedzi Phineas uśmiechnął się radośnie i przyjacielsko szturchnął Ferba z drugiego wymiaru w ramię.

- Daj spokój Ferb, tylko trochę pozwiedzamy - oznajmił i nie czekając na jego reakcję, ruszył ku wyjściu z ogródka. - Izabela bardzo chciała poznać siebie. Chodźmy ją odwiedzić.

Fletchera lekko zamurowało, a jego usta przybrały kształt literki "O". Na ten widok, Ferb z pierwszego wymiaru wzruszył jedynie ramionami i ruszył za bratem.

Do porządku przywołał go cichy śmiech zamaskowanej.

- Zszokowany, że brat ośmielił się ci odmówić? - parsknęła.

Zielonowłosy zacisnął pięści.

- Może byś się na coś przydała i mi z nimi pomogła, a nie tylko krytykujesz - warknął i ruszył żwawym krokiem za odpowiednikiem swoim i swego brata.

DS bez słowa ruszyła za nim.


Danny szła chodnikiem do domu dwójki swoich przyjaciół - Phineasa i Ferba. Rozpierała ją niezwykła duma. Nie dość, że zapobiegła przeniesieniu swych najbliższych przyjaciół, to jeszcze podjęła być może najważniejszą decyzję w swoim życiu. Któregoś pięknego dnia, wykupi tę agencję.

Dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy otworzyła bramkę ogródka i weszła do środka.

- O widzę, że... - Rozwalone na ziemi ciasto, olbrzymi portal do innego wymiaru i zupełnie pusty ogródek. - Orzeszku ziemny.

Czy możliwe jest, żeby mimo silnych starań oni i tak, po raz drugi, znaleźli się w drugim wymiarze?

Oczywiście, że tak! W końcu o Phineasu i Ferbie tu mowa!

Szykuje się kolejny, bardzo intensywny dzień.

Niecałą minutę później, bramka ponownie otworzyła się, a z koktajlu wrócił Perry wraz z Penny. Podobnie jak Danny, dopiero po chwili zorientowali się, że coś tu nie gra.

- Grrr! (tłumaczenie: Portal jest otwarty!) - zaterkotał Perry pokazując łapą przed siebie.

Na dźwięk jego terkotu, Danny odwróciła się ku swoim przyjaciołom.

- Pen, Perry co to ma znaczyć? - zawołała wskazując na portal. - Czy agencja nie miała zadbać, by TO się nie powtórzyło?

Dziobaki pospiesznie założyły swoje modulatory mowy.

- Ale... Jak im się udało otworzyć portal, hę? - wyszeptała Penny w kompletnym szoku. - Przecież osobiście, go popsułam.

- To wszystko moja wina - mruczał Perry. - Niepotrzebnie dałem się namówić Penny na ten koktajl.

- Tak, masz rację - przyznała Penny. - Ale nie roztrząsajmy przeszłości.

- Dlaczego Agent T nas nie poinformował?

- Agent T? Macie na myśli tego żółwia? Mijałam go przecznice stąd.

- Jeszcze go tu nie ma!?

- Cóż, mogliśmy poczekać, aż zjawi się na miejscu - przyznała Penny. - To co teraz robimy, hę?

Wzrok dziobaków przeniósł się na Daniellę. Agenci wpatrywali się w nią z oczekiwaniem.

- Co się na mnie tak patrzycie?

- Jesteś tu z nas najbardziej...

- Rozgarnięta. Poza tym, to ty po wczorajszym zebraniu oświadczyłaś, że wykupisz całą tę agencję, więc jako przyszły nasz dowódca, dowódź.

Danny przybrała zawziętą minę.

- Słusznie! - zawołała. - Perry idziesz ze mną. Znajdziemy całą tę bandę i odtransportujemy do domu. Penny zostajesz pilnować portalu. Poinformuj o wszystkim Monograma i bądź z nim w stałym kontakcie w razie kolejnych komplikacji, a gdy w końcu zjawi się tu Agent T, niech ci pomoże.

Agenci zasalutowali, po czym Perry i Danny udali się na drugą stronę portalu, a Penny uruchomiła swój komunikator.

- Tu musi mieszkać Izabela! - oświadczył uradowany Phineas, zatrzymując się tuż przed bramą prowadzącą na podwórko, jak podejrzewał, rodziny Garcia-Shapiro. - Budynek wygląda kompletnie inaczej, ale adres jest ten sam.

- Hey! Wasza dwójka - dobiegł ich z za pleców głos Ferba z drugiego wymiaru. - Kazałem wam wracać. Macie problemy ze zrozumieniem najprostszych poleceń?

- O Ferb! Jednak zdecydowałeś się iść z nami? - uśmiechnął się czerwonowłosy, jakby cała wcześniejsza uwaga zielonowłosego do niego nie dotarła.

Czerwonowłosy wraz z bratem otworzyli bramę i przeszli kilka kroków. W tym samym momencie drugi Ferb chwycił pierwszego Phineasa za ramię, a pod ich stopami otworzyła się klapa i cała trójka zjechała w dół, czymś co przypomniało zsyp na śmieci.

Gdy tylko uderzyli o ziemię zostali związani.

- Przeklęte pułapki - warknął drugi Ferb. - Myślałem, że wyłączyliście zapadnie po obaleniu Dundersztyca.

- Doktor Baljeet włączył je po tym, jak Dundersztyc uciekł - dobiegł z cienia czyjś znajomy głos. - Gdybyś odwiedzał Izkę częściej, a nie tylko zarywał bezowocnie do DS, to byś wiedział.

Z mroku wyłoniła się pokaźna sylwetka Buforda, a za nim członkinie zastępu Ogników.

- Ja wpadam tu dość często - oznajmił osiłek wzruszając ramionami.

- Patrz Ferb! To Buford! Fajny masz fryz Bamber - zawołał czerwonowłosy radośnie.

- Dzięki Phineas. Co tu robicie? - zwrócił się do Flynna. - Co oni tu robią? - zwrócił się do drugiego Ferba.

- Zbudowaliśmy portal do drugiego wymiaru i przeszliśmy przez niego do waszego wymiaru - odparł Phineas z uśmiechem, po chwili dodał. - Czy teraz moglibyście nas rozwiązać? Bo te skakanki... Skakanki? Pomysłowe... Skakanki wbijają mi się w pewne ważne dla mnie narządy... Typu wątroba i płuca...

Ogniki spojrzały na Van Stomm'a. Ten wzruszył jedynie ramionami, dając do zrozumienia by "robiły co chciały" i odszedł. Ogniki popatrzały po sobie i wzruszyły ramionami, dając do zrozumienia, że nie mają pojęcia co robić.

- Rozwiążcie nas! - warknął Fletcher.

Już po chwili chłopcy stali rozmasowując obolałe nadgarstki.

- Czego znowu tu szukacie? - zapytał zielonowłosy Ferb z wymiaru Beta. Był już nieźle zirytowany całą zaistniałą sytuacją.

- Jak to znowu? - zdumiał się Flynn. W tym samym momencie do pomieszczenia wrócił Bamber z paczką nachos w dłoni. - Jesteśmy tu pierwszy raz. W te wakacje nie mieliśmy jeszcze okazji zwiedzać innych wymiarów. Czy mieliśmy? Ferb mieliśmy? - czerwonowłosy zwrócił się do brata. Ferb z pierwszego wymiaru pokręcił przecząco głową. - Nie mieliśmy.

- Nie wydaje ci się podejrzane Fletcher - dał się słyszeć głos znikąd. Wszyscy drgnęli przerażeni. - Że tego samego dnia, gdy do Danville powraca sam wiesz kto, ponownie zjawiają się niespodziewani przybysze z innego wymiaru?

- Kto to mówi? - szepnął Phineas z pierwszego wymiaru z przestrachem.

W odpowiedzi drugi Ferb wywrócił oczami z dezaprobatą.

- Podejrzany jest dla mnie fakt, że ciągle zatruwasz mi życie. To, to zwykły zbieg okoliczności - oznajmił wpatrując się tępo przed siebie. - I może przestaniesz się w końcu ukrywać, bo nasz mały przyjaciel zejdzie na zawał?

- Skoro tak bardzo chcesz mnie ponownie zobaczyć - odparła DS i pojawiła się znikąd tuż przed zielonowłosym.

- Dla jasności. Wcale, że nie - oznajmił Fletcher. - Po prostu lubię widzieć z kim rozmawiam i patrzeć ci w oczy, gdy cię wyzywam. To po pierwsze, po drugie...

- Przepraszam, że się wtrącę w ten podryw - odezwał się w końcu młody Flynn.

- Żaden podryw! - zawołali DS i drugi Ferb jednocześnie.

- Totalnie się podrywacie - oznajmił Bamber zajadając chipsy, a Phineas pokiwał głową z aprobatą.

- Dla jasności, my - Ferb wskazał na siebie i DS. - Wcale się nie podrywamy.

- Właśnie!

- Słyszysz Bamber? Wcale nie prowadzę bezowocnych podrywów względem tej... Osoby.

- Właśnie!

- Jej, długo czekałeś, żeby się tego wyprzeć - mruknął osiłek.

- Jesteście bardziej oczywiści niż mój brat zarywający do Dani. - Phineas wskazał przez ramię, na stojącego za nim pierwszego Ferba, który na to oświadczenie zarumienił się. - Wyglądasz dokładnie jak on za każdym razem, gdy chce się z nią umówić, tylko bardziej cool.

- Nie próbuję się z nikim umówić, a na pewno nie z tą arogancką i impulsywną...

- Totalnie z nią filtrujesz - wyszeptał Buford wkładając sobie do ust kolejnego nachosa.

- Nikt tu nikogo nie podrywa! - wrzasnął drugi Ferb tracąc resztki cierpliwości. W tym samym momencie, oberwał od DS prosto w nos i stracił przytomność.

[...]pięć minut później[...]

Ferbowi z drugiego wymiaru w końcu udało się odzyskać przytomność.

- Co się stało? - wyszeptał rozmasowując obolałą głowę.

- Odleciałeś - oznajmił Bamber. - Dosłownie i w przenośni.

- Skoro już udało się nam cię ocucić, może wytłumaczycie nam o co w tym wszystkim chodzi.

- Zostaliśmy dziś poinformowani, że w mieście zaobserwowano złoczyńcę, który do niedawna okupował to miasto - oznajmiła DS. Stała pod ścianą z założonymi rękami i bombardowała drugiego Ferba nienawistnym spojrzeniem. - Z tego powodu zmobilizowaliśmy wszystkie środki by byli w stałej gotowości. I nagle zjawiacie się wy.

- Ale co w tym podejrzanego?

- To, że na pewno nie zjawiliście się tu przypadkiem - oznajmiła pewnie DS w końcu spoglądając na czerwonowłosego. - Nie dziś, nie tutaj. D musiał was tu ściągnąć, nie wiem konkretnie jak mu się to udało, ale jedno jest pewne, chce zemsty.

- Zemsty? Ale dlaczego na nas? - zapytał zdumiony Phineas.

- Racja. Nic nie pamiętacie - przyznał Fletcher.

- Czego nie pamiętamy?

- Tego co zapomnieliście.

- Czyli czego?

- Nie możemy wam powiedzieć.

- Dlaczego?

Ferb, DS i Bamber popatrzyli po sobie wzruszając ramionami. (Zastęp Ogników, już dawno wrócił do swoich obowiązków, dość mając tej absurdalnej rozmowy.) Prawda była taka, że w sumie żadne z nich nie otrzymało konkretnych instrukcji jak zachowywać się względem przybyszów z innego wymiaru. Głównie dlatego, że nikt się ich nie spodziewał. Znowu.

- To poufna informacja - wypaliła w końcu DS. Była to częsta wymówka której używała, gdy nie chciała udzielać prawdziwej odpowiedzi, lub zwyczajnie jej nie znała. - Jest przeznaczona tylko dla osób wtajemniczonych.

- I wy nimi jesteście?

Cała trójka popatrzyła po sobie i kiwnęła porozumiewawczo głowami.

- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Ferb i DS.

- Nie - oświadczył Bamber.

- Buford!

- Co? Nie mam pojęcia o co się tu rozchodzi! Wpadłem tylko do was na budyń, a wy znów wciągacie mnie w te wasze konspiracje!

- Jesteście w jakiejś tajnej organizacji, czy coś? - zapytał Phineas przyglądając się im uważnie.

- Czy coś - odparł Ferb. - W każdym razie. Tu być niebezpiecznie, wy wracać do domu - powiedział bardzo powoli i wyraźnie, jakby zwracał się do osób nie dość, że głuchych, to jeszcze nie rozumiejących jego języka.

W tym samym momencie kalpa w suficie znów się otworzyła i wleciały przez nie dwie postaci, brązowowłosa dziewczyna i seledynowy dziobak.

Dziewczyna podniosła się z posadzki i otrzepała, po czym rozejrzała dokoła. Na widok Phineasa i Ferba z jej wymiaru, na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech ulgi.

- Danny!? - zawołała cała trójka jednocześnie: Phineas, Ferb i Ferb z drugiego wymiaru.

Phineas i Ferb spojrzeli skonfundowani na drugiego Ferba.


Część 5[]

Fretka stała na hali odpraw wpatrując się w olbrzymią tablicę z rozkładem lotów.

- Nie rozumiem - mruknęła do stojącego obok Jeremiasza. - Czemu na tej tablicy nie ma naszego samolotu?

- Bo to tablica przylotów. Nasz jest na tablicy odlotów - odparł blondyn, wskazując na drugą olbrzymią tablicę, znajdującą się tuż obok tej pierwszej.

- Och! - wykrzyknęła rudowłosa, jakby wszystko stało się jasne. - Terminal trzeci - mruknęła sama do siebie spoglądając to na bilet, to na tablicę niepewnie.

- To co idziemy? - zaproponował Johnson z uśmiechem.

- No nie wiem - mruknęła nastolatka z wątpieniem w głosie.

- Co jest Fretka? - Jeremiasz spojrzał na dziewczynę. - Nie wyglądasz na zachwyconą wyjazdem. Nie chcesz lecieć?

- Sama nie wiem Jeremiaszu. Mam jakieś... Złe przeczucia. Mój dowódczy radar szaleje od samego rana.

- Więc może przełożymy wyjazd? To będzie żadna frajda, jeśli przez cały pobyt będziesz w stanie wzmożonej czujności bojowej. Znów będziesz atakować kelnerów i oskarżać o współpracę z Dundersztycem.

Dziewczyna westchnęła ciężko i zacisnęła pięść zgniatając przy okazji swój bilet.

- Nie - oznajmiła z determinacją. - Czas bym w końcu się przełamała i porzuciła tę wieczną chorą manię prześladowczą...

W tym samym momencie za ich plecami dało się słyszeć dość głośne zamieszanie. Jakieś gwizdy, krzyki i strzały.

Oboje odwrócili się momentalnie. Jeremiasz spojrzał na pannę Flynn. Stała gotowa do wali w dłoniach ściskając swój bojowy kij.

- Jak przeniosłaś go przez odprawę!? - zawołał Johnson z przejęciem.

- Kiepsko tu rewidują. Będę musiała to poruszyć na kolejnym zebraniu - odparła ruda wartując się z oczekiwaniem w kierunku, z którego dobiegały hałasy.

W końcu po dobrej chwili, kilku kolejnych okrzykach "Przepraszam", z tłumu wybiegły dwie osoby. Czarnowłosa dziewczyna i chłopak o intensywnie czerwonych włosach. Na ich widok nastolatka zmarszczyła brwi zdumiona, ale rozluźniła się nieznacznie.

- Fretka! - wykrzyknął na jej widok Phineas i biegiem ruszył w kierunku siostry.

Izabela zdzieliła ochroniarza, który właśnie usiłował ją pochwycić, w żołądek i pognała za Flynnem.

- Co wy tu robicie? - zwróciła się do stojących przed nią dwunastolatków. - I dlaczego bijecie się z ochroną lotniska?

- Nie chcieli nas przepuścić przez odprawę, bo nie mieliśmy biletów - odparła Garcia-Shapiro.

- I rzekomo stanowimy potencjalne zagrożenie - dodał Phineas. - Naprawdę nie wiem co mieli przez to na myśli - w tym samym momencie coś za jego plecami wybuchło. Czerwonowłosy zdawał się tego nie zauważyć.

- W porządku, ale co takiego było tak ważne, żeby przedzierać się przez ochronę lotniska i rujnować nam weekend? - warknęła dowódczyni RO wskazując na siebie i Jeremiasza. Blondyn jedynie wywrócił oczami.

Dwunastolatkowie momentalnie spoważnieli.

- Dundersztyc - oznajmili jak jeden mąż.

To jedno nazwisko wystarczyło.

[...]obecnie[...]
Chłopak poczuł jak ogarnia go złość. Odebrano mu właśnie wszystkich, których kochał. Zniszczono cały jego świat, a ona uśmiecha się jakby nigdy nic. Mogłaby chociaż zachowywać pozory, że jej przykro.

Odwrócił od niej wzrok i zacisnął pięści z wściekłości.

- Odejdź, zostaw mnie samego.

- Bardziej sam być już nie możesz - oznajmiła dziewczyna rozglądając się dookoła. - Pozmieniało się tu od mojej ostatniej wizyty. Z tego co pamiętam twój dom stał tam - wskazała dziewczyna. - A tam był dom Izabeli, prawda? Czy może stał trochę bardziej w tę stronę...

- Zamknij się! - wykrzyknął w końcu czerwonowłosy odsuwając się od niej i odwracając do dziewczyny plecami. Drzemiąca w nim rozpacz zamieniła się we wszechogarniający gniew. - Nie chcę cię tu!

- Czego zatem chcesz Phineasu?

- Chcę... Chcę się obudzić. Chcę się w końcu obudzić!

- Tyle, że to nie jest już sen Phineasu - wyszeptała At.

Dwunastolatek poczuł niewyobrażalny ból w okolicach serca. Z oczu zaczęły mu płynąć łzy.

- Kłamiesz - odparł ze stoickim spokojem.

Przecież to nie możliwe! To musi być koszmarny sen z którego za chwile się obudzi. Na pewno się obudzi.

- To wszystko nie mogło się wydarzyć. Nie mogło.

Jednak się wydarzyło. To była rzeczywistość. Pustka i nicość. Białe oślepiające światło...


- To wy się znacie?

Phineas wpatrywał się to w Danny to w drugiego Ferba skołowany. Tymczasem pierwszy Ferb nie spuszczał brązowowłosej z oka.

- Skąd! - zawołała pospiesznie Daniella machając dłonią bagatelizująco. - Pewnie po prostu przypominam mu Danny z jego wymiaru.

- Tak, tak właśnie jest - oznajmił drugi Ferb, w mig podchwytując kłamstwo. - Wyglądasz dokładnie jak ona, masz nawet takie same te - chłopak wskazał na kitki dziewczyny. - Te same rzeczy z włosami - dokończył niepewnie.

- Chwila to ona też jest w naszym wymiarze? - odezwał się Bamber w kompletnym szoku. - Czemu jeszcze jej nie poznałem?

- Bamber! - warknął zielonowłosy.

- No co? - osiłek wzruszył ramionami. - Już nic mi się w tym Ruchu Oporu nie mówi.

- Kłamiecie - odezwał się w końcu Ferb z pierwszego wymiaru. - Oboje - wskazał na Daniellę i samego siebie. - Ferbowi głos podniósł się o oktawę. Mam tak samo, gdy mijam się z prawdą.

- Więc? - Phineas zwrócił się do pozostałych zakładając ręce na piersi. - Ktoś raczy nam to wszystko wytłumaczyć? Danny?

Shine zerknęła na Perry. Dziobak nieznacznie pokręcił głową. Phineas również zwrócił na niego uwagę i dostrzegł ten delikatny gest. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco. Tymczasem czerwonowłosy przybrał jeszcze bardziej zawziętą minę.

- Och, więc teraz już oboje uważacie, że nie zasługujemy na prawdę? - Jego uwaga zdawała się być skierowana dziwnie w kierunku Perry.

- To nie tak! - zawołała Daniella pospiesznie. - Po prostu są rzeczy, o których nie wolno nam mówić.

- Kto niby wam zabrania? - Phineas zmrużył oczy i wpatrzył się w oczekiwaniu, o dziwo jego wzrok utkwiony był nie w pannie Shine, a w Perry.

Dziobak zaterkotał.

- W porządku! Niech wam będzie - syknął Flynn. - Buford jeśli byłbyś tak miły i odprowadził nas do naszego wymiaru.

- Ja to zrobię - oznajmił Ferb i ruszył ku wyjściu z bazy, a Phineas i Ferb ruszyli za nim.

Nim jednak opuścili pomieszczenie, Phineas rzucił przez ramię ku Danielli.

- Wydaje mi się Danny, że więcej już nic z nami nie zbudujesz.

Daniella zamarła. Poczuła jakby ogromny głaz spadł na jej serce i zmiażdżył je na kisiel. To krótkie zdanie, uderzyło w nią niczym rozpędzona ciężarówka w samochód osobowy.

Dla kogoś innego, pewnie nie zrobiło by to większego wrażenia, ale dla niej było jednoznaczne z "Nie chcemy cię więcej widzieć. Nie jesteś już dłużej naszą przyjaciółką." i właśnie to ją tak zabolało.

Z transu wyciągnęła ją dłoń DS, którą zamaskowana położyła na jej ramieniu.

- Wszystko gra?

- Chyba właśnie... Straciłam przyjaciół - oznajmiła jedenastolatka.

- Nie dramatyzuj - zawołała Agentka pokrzepiająco. - Jesteście tylko dziećmi, pogodzicie się w końcu.

W odpowiedzi usłyszała jedynie donośne pociągnięcie nosem. Zamaskowana spojrzała szczerze przerażona na swoją odpowiedniczkę.

- Tylko się teraz nie rozklejaj! - zawołała pospiesznie, podczas gdy Daniella przecierała załzawione oczy. - Nie becz!

- Przepraszam - mruknęła drżącym głosem. - Gdzie jest Perry?

- Wybiegł za twoimi Flynnem i Flecherem, gdy tylko opuścili bazę - oznajmiła DS patrząc na zapłakaną jedenastolatkę z obrzydzeniem.


Część 6[]

Phineas i Ferb szli za drugim Ferbem. Cała trójka milczała pogrążona we własnych myślach.

Podczas gdy Ferb z drugiego wymiaru nadal przeżywał, jak ktoś może uważać, że flirtuje z DS, pierwszy Ferb rozmyślał o tym dlaczego jego najlepsza przyjaciółka go okłamała.

Phineas w tym czasie wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że najbliższe mu istoty nie ufają mu na tyle, by powiedzieć mu prawdę. Cała sytuacja z Danny była tylko szczytem góry lodowej. Odkąd odkrył prawdę o Perry, miał wrażenie, że wszyscy dookoła go okłamują. Nawet jego Ferb.

Czerwonowłosy zerknął na brata. Wydawał się być smutny. Czyżby przejmował się tym, że prawdopodobnie właśnie stracili przyjaciółkę? Phineas westchnął. Gdyby tylko wiedział to co on, zaraz by mu przeszło.

Wyszli właśnie na ulicę, gdy do ich stóp potoczyła się metalowa kulka. Chłopcy zatrzymali się zaskoczeni. Kulka zapikała trzykrotnie i nim którykolwiek z nich zdążył zareagować, wybuchła. Całą trójkę otoczył duszący gaz.

Ocknęli się jakiś czas później w ustach mając nieprzyjemny, gorzki posmak. Głowy ich bolały, zapewne po upadku na ziemię.

Phineas rozejrzał się dookoła, doświadczając czegoś w rodzaju deja vu. Znów znajdował się w metalowej celi, z jednej strony siedział jego brat, a z drugiej jego odpowiednik.

- Ferb, chyba mamy problem - zwrócił się do brata.

- Znowu? - mruknął zielonowłosy rozcierając skroń. - Znów nas porwali?

Phineas skinął głową.

- Jak to znowu? - zdumiał się Ferb z drugiego wymiaru. - Często was się to zdarza?

- To drugi raz w ciągu trzech dni - westchnął Flynn. - To chyba jakiś rekord, czy coś.

Po chwili zza pleców dobiegł przerażający rechot.

- Czas zemsty nadszedł! - krzyczy ktoś z cienia.

Ich oczom ukazał się brązowowłosy mężczyzna z przepaska na oku i w czarnym kombinezonie. Był zaskakująco podobny, do porywacza sprzed dwóch dni.

- Jak miło znów was zobaczyć chłopcy - odezwał się z szerokim uśmiechem. - Szkoda tylko, że wy nie pamiętacie naszego ostatniego spotkania...

- Więc to ty jesteś ten cały Dundersztc - stwierdził czerwonowłosy i założył ręce na piersi.

- Tak, to ja.

- Mógłbyś więc wytłumaczyć dlaczego nas porwałeś i co takiego się stało, że pragniesz się na nas zemścić?

- Ależ oczywiście - odpowiedział Heinz z zapałem zacierając dłonie. - Jakieś kilka tygodni temu za sprawą mojego odpowiednika z waszego wymiaru, dostaliście się tu wraz z Agentem P. Wspólnymi siłami pokonaliście moją potęgę. Nie mam pojęcia w jaki sposób grupka dzieciaków była w stanie mnie obalić, ale co się stało to się nie odstanie. Ja zostałem zamknięty w celi O.W.C.A., a wam wyczyszczono pamięć, by sekret Agenta P pozostał sekretem.

- Kim jest ten cały Agent P? - zapytał Ferb zdumiony. Phineas milczał, dobrze znał odpowiedź.

- To jest Agent P - zawołał tubalnym głosem D i przycisnął guzik na pilocie. W pomieszczeniu zrobiło się już zupełnie jasno i chłopcy mogli dostrzec seledynowego dziobaka przykutego do ściany.

- Perry! - krzyknął Phineas z przerażeniem.

- Tak wasz dziobak... - złoczyńca pokiwał głową. - Perry... Agent P. Kontynuując moją opowieść. Kilka dni po uwięzieniu mnie, ktoś przyszedł mi z pomocą - D uśmiechnął się niebezpiecznie. - W zamian za zwrócenie mi wolności i pomoc w zemście na was, obiecałem mu drobną przysługę. Dość niska cena w zamian za wasze... życie.

- Chcesz nas zabić? - wyszeptał Phineas martwym głosem.

- Nie... Nie was... Was pozostawię przy życiu. Zniszczę wszystkich innych. Cały wasz nieznośny wymiar, wszystkich których kochacie. A was... Was przerobię na moje sługi. Pomożecie mi odzyskać, to co odebraliście. - mówił Dundersztyc. - A teraz wybaczcie, ale muszę uruchomić mój Niszczyciel Wymiarów i wcielić plan w życie.

D wyciągnął z kieszeni szklaną kulę wielkości jabłka. Otworzył portal do wymiaru Alfa i wziął zamach by wrzucić ją w portal. Jednak w tym samym momencie, upadł znokautowany przez DS, która wraz z Danny pojawiła się w drzwiach. Kula potoczyła się w odległy kąt pomieszczenia.

Danny podbiegła do Perry i rozcięła jego więzy małym laserkiem. Tymczasem DS ruszyła ku złoczyńcy.

Gdy Agent P był już wolny, wraz z Daniellą ruszył uwolnić chłopców. Danny wycięła w kratach dziurę i wypuściła przyjaciół. Drugi Ferb natychmiast ruszył na pomoc DS, podczas gdy Perry chwycił swojego Ferba za dłoń i pociągnął ku otwartemu portalowi. Danny uczyniła to samo z Phineasem.

Nim jednak ci drudzy zdołali uciec, kilka odrestaurowanych Normbotów, zagrodziło im drogę.

Dundersztyc wstał oblizując krwawiącą wargę. Normbotów przybywało.

- Myślicie, że się nie przygotowałem? Może to nie armia, którą miałem w przeszłości, ale na waszą garstkę w zupełności wystarczy.

- Daj sobie spokój Dundersztyc, już raz cię pokonaliśmy i zrobimy to ponownie - oznajmił Ferb pewnie.

- Nie w tym świecie!

Podczas, gdy Ferb i DS zmagali się z robotycznymi przeciwnikami, Danny i Phineas powoli zaczęli wycofywać się pod ścianę. Danny trzymała laserek w pogotowiu, jakby była w stanie się nim obronić.

Heinz rozglądał się na wszystkie strony z dzikim szałem w spojrzeniu.

- Znajdźcie mi tę kulę! - wrzasnął.

Wtedy wzrok Phineasa padł na kulę znajdującą się pod ścianą niedaleko niego. W ostatniej chwili rzucił się na nią, powstrzymując Normbota przed przejęciem potencjalnego sprawcy zagłady całego wymiaru.

- Phineas uciekaj! - krzyknął ktoś, trudno powiedzieć kto. Było już jednak za późno. Robot, który czaił się na kulę, poderwał chłopaka za koszulkę i podciąga do góry.

- Oddawaj - warknął złoczyńca, a robot spróbował odebrać chłopcu urządzenie.

- Nigdy - odpowiedział czerwonowłosy przez zaciśnięte zęby, broniąc się przed oponentem. - Danny łap! - krzyczy i rzucił Niszczyciel Wymiarów ku brązowowłosej.

To jednak jednemu z Normbotów udało się pochwycił szklaną piłkę. Normbot, który ściskał Phineasa wypuścił go, a chłopak zwalił się twardo na ziemię. Tymczasem robot, który przechwycił kulę wręczył ją Dundersztycowi. Heinz z uśmiechem zacisnął na niej palce.

- A teraz patrz Phineasu, jak cały twój wymiar przestaje istnieć! - krzyknął i po chwili cisnął kulę wprost w otwarty portal

- Złapię! - zawołała natychmiast Daniella. Przemknęła się między robotami i rzuciła przez portal by ją pochwycić.

Przez chwilę nic się nie działo. Czerwonowłosy zdążył jeszcze zobaczyć niebieskie oczy Danielli, która w dłoniach ściskała szklaną kulkę, gdy błysnęło oślepiające światło. Wszyscy zgromadzeni zostali powaleni na ziemię przez gwałtowny podmuch, który wydostał się z portalu.

- Nie - wyszeptał Flynn, jednak nie słyszy własnych słów. Nic nie słyszał. W głowie mu szumiało, a przed sobą widział jedynie białe światło. Po chwili światło zaczęło słabnąć, już go nie oślepiało. Chłopak siedzi nieruchomo na posadzce.

W tym samym momencie kolejny huk wypełnił głowę dwunastolatka. Do środka wpadli członkowie Ruchu Oporu z Fretką Flynn na czele. W zaledwie kilkadziesiąt sekund rozprawili się z Normbotami, a już po minucie trzymali obezwładnionego Dundersztyca.

Mimo, że złoczyńca został pojmany, z ust nie schodził mu opętańczy śmiech.

Ktoś zbliżył się do Flynna i dotknął jego ramienia. Chłopak spojrzał na pocieszyciela. Spoglądały na niego jego własne oczy, a jego własny głos zapytał go:

- Czy wszystko w porządku?

- Nie... Nie wiem - wyszeptał.

- Choć zaopiekujemy się tobą.

Czerwonowłosy poddał się bezwiednie sobie samemu, który pociągnął go do pozycji stojącej.

"Czy to możliwe? Czy to w ogóle możliwe?"

Młody Flynn rzucił ostatnie spojrzenie na otwarty portal.

"Nie zaraz... To nie możliwe... Nie udało by mu się zniszczyć całego wymiaru... Przecież to zwyczajnie niemożliwe."

Chłopak odwrócił się i biegiem ruszył ku portalowi. Po chwili zniknął w blasku oślepiającego światła, a przejście się za nim zamknęło.


- Czy naprawdę nic nie da się zrobić? - wyszeptał Phineas łykając gorzkie łzy.

At uśmiechnęła się dobrodusznie wpatrując w tył głowy dwunastolatka.

- Niestety nie - odparła lakonicznie.

- Więc po co tu przyszłaś? - warknął chłopak już do reszty rozgniewany. - Myślałem, że jesteś tu żeby mi pomóc! A ty traktujesz to wszystko, jak jakiś żart... Uśmiechasz się tylko, jak szalona.

- Wcale nie jest łatwo ciągle się uśmiechać - mruknęła dziewczyna. - Nie sztuka uśmiechać się, gdy jesteś szczęśliwy. Najtrudniej jest wtedy, gdy wcale nie masz na to ochoty.

Dziewczyna spojrzała z ukosa na chłopca i wykonała taki gest jakby chciał go objąć. W ostatniej jednak chwili, rozmyśliła się i poklepała go delikatnie po ramieniu.

- Zdradzę ci sekret Phineasu - odezwała się po jakimś czasie. - Boję się, że gdy zacznę płakać, już nigdy nie przestanę. Dlatego ciągle się uśmiecham i śmieję, choć mogę przez to uchodzić na niespełna rozumu. Jest taka cierpienia granica...

- Za którą się uśmiech pogody zaczyna - dokończył Phineas.

Dziewczyna pokiwała głową i westchnęła ciężko.

- Więc po co tu przyszłaś? - wyszeptał już zupełnie spokojnie. - Skoro nie zamierzasz mi pomóc... Co tu właściwie robisz?

- Zgubiłeś się - odparła wzruszając ramionami. - A ja jestem tu by wskazać ci drogę.

Blondynka wstała, otrzepała siedzenie i rozciągnęła się. Stanęła przed czerwonowłosym przysłaniając mu obraz bezkresnej pustki.

- Będziesz tu tak siedział przez resztę wieczności? - zapytała i wyciągając ku niemu dłoń. - Czy weźmiesz mnie za dłoń i pozwolisz się poprowadzić?


Część 7[]

[...]tymczasem w nieco innym wymiarze[...]
- To wy się znacie?

Phineas wpatrywał się to w Danny to w drugiego Ferba skołowany. Tymczasem pierwszy Ferb nie spuszczał brązowowłosej z oka.

- Skąd! - zawołała pospiesznie Daniella machając dłonią bagatelizująco. - Pewnie po prostu przypominam mu Danny z jego wymiaru.

- Tak, tak właśnie jest - oznajmił drugi Ferb, w mig podchwytując kłamstwo. - Wyglądasz dokładnie jak ona, masz nawet takie same te - chłopak wskazał na kitki dziewczyny. - Te same rzeczy z włosami - dokończył niepewnie.

- Chwila to ona też jest w naszym wymiarze? - odezwał się Bamber w kompletnym szoku. - Czemu jeszcze jej nie poznałem?

- Bamber! - warknął zielonowłosy.

- No co? - osiłek wzruszył ramionami. - Już nic mi się w tym Ruchu Oporu nie mówi.

- Kłamiecie - odezwał się w końcu Ferb z pierwszego wymiaru. - Oboje - wskazał na Daniellę i samego siebie. - Ferbowi głos podniósł się o oktawę. Mam tak samo, gdy mijam się z prawdą.

- Więc? - Phineas zwrócił się do pozostałych zakładając ręce na piersi. - Ktoś raczy nam to wszystko wytłumaczyć? Danny?

Shine zerknęła na Perry. Dziobak nieznacznie pokręcił głową. Phineas również zwrócił na niego uwagę i dostrzegł ten delikatny gest. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, a przez twarz Phineasa przeszło nagłe zrozumienie.

- To okej! - zawołał uśmiechając się promiennie, jakby cała rozmowa sprzed kilku minut przestała mieć znaczenie. Jego dłoń natychmiast powędrowała do ucha. - Macie rację, powinniśmy już wracać. Ta wizyta i tak się przeciągnęła. Dalej, Ferb, Danny wracajmy.

Wszyscy byli lekko skołowani nagłą zmianą czerwonowłosego, ale z ulgą przyjęli niespodziewany zwrot akcji.

- Za mną - oznajmił drugi Ferb i ruszył by wyprowadzić gości z kwatery głównej.

Wszyscy zgromadzeni posłusznie podążyli za nim.

Gdy tylko znaleźli się na ulicy w ich stronę potoczyła się metalowa kulka.

- Granat! - wrzasnął Buford i rzucił się na kulkę upadając na nią całą masą ciała.

Zaledwie sekundę później spod Bamera dobiegło ciche bum i wydobył się niewielki obłok dymu.

- Sorki. To te nachosy - oznajmił Van Stomm podnosząc się po chwili. - Nikomu nic się nie stało?

Osiłek rozejrzał się po towarzyszach. Wszyscy stali tak, jak w momencie gdy kulka potoczyła się pod ich stopy. Zbyt byli zaskoczeni by zrobić cokolwiek. Jedynie DS zasłaniała sobą zielonowłosego Ferba ze swojego wymiaru.

Na ten widok Buford uśmiechnął się znacząco.

- Nikt tu z nikim nie filtruje co? - mruknął.

Ferb i DS spojrzeli na siebie lekko zaskoczeni. Na ustach Ferba pojawił się delikatny uśmiech. Miał właśnie coś powiedzieć, gdy DS pchnęła go z całej siły na ziemię i odwróciła.

- To był odruch. W organizacji szkolą nas by chronić najsłabsze ogniwa - oznajmiła zakładając ostentacyjnie ręce na piersi.

- Tak, oczywiście...

- Kto to rzucił? - odezwał się Phineas, podczas gdy Daniella dźgała resztki urządzenia patykiem, jakby bała się że może ją ugryźć.

Ferb rozejrzał się dokoła, a jego uwagę przykuł mężczyzna czający się za rogiem.

- Tam - oznajmił wskazując na nieznajomego. Gdy tylko tamten dostrzegł, że został zauważony, podjął szaleńczą ucieczkę.

Ferb poderwał się na równe nogi i wraz z DS ruszyli w pościg za potencjalnym złoczyńcą.

- Ty z nimi nie idziesz? - zwrócił się do Buforda Phineas.

- Ja już się dziś wykazałem - odparł Van Stomm i beknął potężnie. - To jak, odprowadzić was do domu? Czy zostaniecie jeszcze na budyń? Jestem pewny, że Flynn-Fletcher nie będą mieli nic przeciw poczęstowaniu was.

- Wracamy - odparli Phineas i Daniella jednocześnie.

- Jak chcecie, ja tam się skuszę - oznajmił Buford wzruszając ramionami.


DS i Ferbowi udało się dogonić podejrzanego osobnika, i zagonić w ciemny zaułek.

- Mamy cię - oznajmiła zamaskowana.

- A teraz się pokaż Dundersztyc! - zawołał Ferb celując w niego oskarżycielsko palcem.

- Dundersztyc? - zdumiał się czyjś głęboki i lekko przytłumiony głos. - Nie jestem nim.

Podejrzany odwrócił się, a ich oczom ukazała się twarz osłonięta czerwoną, porcelanową maską. Pod czarną peleryną, miał krwistoczerwony garnitur.

- Ktoś ty? - rzucił Fletcher.

- Mówią mi Karmazynowy Paladyn - oznajmił, a sekundę później w ich kierunku poleciała kolejna metalowa kulka.

Tym razem Ferb był szybszy. Rzucił się na DS odciągając ją od niebezpiecznego urządzenia. Oboje przewrócili się czekając na wybuch. Zaledwie kilka sekund później nastąpiła eksplozja. Duszący dym rozwiał się jakiś czas później. Nim jednak się to stało, Karmazynowy Paladyn zdołał zniknąć.

- Wygodnie ci tak? - zwróciła się DS do leżącego na niej Fletchera.

- Bardzo - mruknął Ferb uśmiechając się kokieteryjnie.

Zamaskowana wywróciła oczami z dezaprobatą.

- Zejdź ze mnie. Ważysz chyba tonę.

Doktor Baljeet siedział wygodnie przed różowym monitorem komputera w bazie głównej Ruchu Oporu. Podczas gdy on zajęty był pałaszowaniem zamówionej chińszczyzny, jego wierny program komputerowy Z.W.Z.C. (Zrobię wszystko za ciebię), przeszukiwał nagrania z wszystkich kamer monitoringu w całym Danville. Starał się w ten sposób namierzyć miejsce pobytu Dundersztyca.

W końcu, gdy pudełko z makaronem było już niemal na ukończeniu, Z.W.Z.C. oznajmił (nie dosłownie, bo nie mówi - jeszcze), że poszukiwania zostały zakończone. Na monitorze ukazał się stary opuszczony magazyn.

- Mamy cię D. Mówiłem, przede mną się nie ukryjesz - mruknął.

- Nic takiego nie mówiłeś - oznajmiła Holly pojawiając się za doktorem. - Przez pół godziny płakałeś i błagałeś Z.W.Z.C., żeby cię nie zawiódł.

Rai zmarszczył brwi.

- Dziękuję Holly, a teraz poinformuj resztę Ogników, a ja roześlę ten adres do pozostałych oddziałów.

- Może zawiadom też O.W.C.A.? - zasugerowała panna Brooks. - Niby z nimi współpracujemy, a i tak wychodzi na to, że odwalamy całą pracę za nich.

- Dziękuję Holly! - oznajmił Jeet nieco głośniej, dając jej do zrozumienia by dziewczyna już sobie poszła.

- Dobra, dobra. Nie spinaj się tak doktorku - mruknęła czarnowłosa i odeszła.

Niecały kwadrans później, pod wskazanym przez doktora Baljeeta adresem, zjawił się niemal cały Ruch Oporu i kilku Agentów O.W.C.A..

Oblężenie zakończyło się sukcesem. Wszystkie Normboty zostały pokonane, a zaskoczony całą sytuacją Heinz, ponownie pojmany, nim zdołał wcielić swój niszczycielski plan w życie.

Zarówno Dundersztyc, jak i znajdujący się w jego tajnej siedzibie portal międzywymiarowy, został przekazany w ręce Agentów O.W.C.A.. Fretka dała im jednak jasno do zrozumienia, że jeśli znów dadzą złoczyńcy uciec, będą mieli z nią do czynienia.

W całym tym zamieszaniu, nikt nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na niepozorną blondynkę, która cicho pogwizdując pod nosem, wyniosła z bazy złoczyńcy szklaną kulkę wielkości jabłka.


Na szczycie jednego z bloków znajdujących się w pobliży opuszczonego magazynu, stał odziany w czarną pelerynę mężczyzna. Jego twarz zasłaniała czerwona maska, a sama postać kryła się w cieniu.

Przyglądał się z uwagą dziejącym się na dole sceną. Na widok Dundersztyca wywlekanego z budynku westchnął ciężko i pokręcił głową z dezaprobatą.

"Taki potencjał. Pan nie będzie zadowolony."

Dopiero po chwili jego uwagę przykuła niewielka blondynka, niepasująca do całego tego obrazka. Dziewczyna trzymała coś pod pachą. Nim jednak zdołał przyjrzeć się co takiego to było, zniknęła


Trójka przyjaciół spędzała wolne popołudnie zajadając się ogromnymi porcjami lodów w miejskiej lodziarni.

- Tak po prostu przemilczymy wszystko co się dziś wydarzyło? - odezwał się w końcu Ferb.

- Fakt, nie przyjęli nas zbyt miło - przyznał Phineas.

- Najwyraźniej nie lubią obcych - oznajmiła pewnie Daniella.

- Nie do końca to miałem na myśli - zaczął zielonowłosy. - Serio nie chcecie dowiedzieć się czegoś więcej? Zwłaszcza ty Phineas?

- Nie ma co rozgrzebywać sernika Ferb - oświadczyła Danny, a Flynn przyznał jej rację skinieniem głowy. - Jak wszechświat będzie chciał, żebyśmy się dowiedzieli o co w tym wszystkim chodziło, to nam powie.

- Wierzysz w istotę świadomego wszechświata? - zdumiał się Phineas.

- Dopuszczam do siebie tę możliwość - odparła dziewczyna, nie przerywając jedzenia lodów.

- Jak sobie chcecie - odezwał się Ferb wzruszając ramionami. - To nie mnie w tym gronie przepełnia mania poznania.

- Jak tylko wrócimy, będziemy musieli pozbyć się tego ustrojstwa - mruknął czerwonowłosy posępnie.

- Och spoko, Phin. Jestem pewna, że już jakaś tajemnicza siła się tym zajęła - zapewniła go Shine, a jeden z dziobaków siedzących pod stołem, zaterkotał cicho.

- Czasem drobny szczegół, jak strach przed podjęciem ryzyka, może zadecydować o końcu całego wymiaru.


Dziobak zamarł, nie miał pojęcia co zrobić. Iść w zaparte i udawać debila, czy może jednak przyznać się do wszystkiego i w końcu otwarcie porozmawiać ze swoim właścicielem? W końcu! Taka okazja! Skoro Penny i Danielli przez tyle lat udało się utrzymać w sekrecie ich przyjaźń, może i im by się udało? Przecież, to nie jest niemożliwe!

- Spokojnie, nie powiem nikomu, nawet Ferbowi.

Perry milczał.
 


- Lub drobny szczegół może go ocalić, jak dziobak, który postanowił zabrać głos w odpowiednim momencie.


- Jeśli chcesz możemy od czasu do czasu porozmawiać... Lub zwyczajnie zapomnieć o całej tej rozmowie. Wybór należy do ciebie Perry - oznajmił czerwonowłosy, chowając ulotkę do kieszeni.

Miał właśnie wstać i odejść, gdy drobna, włochata łapka go powstrzymała, a lekko robotyczny głos oznajmił:

- Wybrałem Phineas.


At zamilkła upijając łyk gorącej czekolady.

- Jaka jest w tym wszystkim nasza rola? - zapytał czerwonowłosy wgapiając się w tył swojej głowy.

Para znajdowała się właśnie w lodziarni w Danville, w tej samej w której znajdowali się również Phineas, Ferb i Daniella.

At odstawiła filiżankę na stolik i wzruszyła ramionami.

- Jesteśmy w tle. Jak ten Dedal i Ikar na obrazie Bruegel'a. Nikt nie zwraca na nas uwagi i albo polecimy niczym Dedal, albo runiemy do oceanu jak jego syn. Sęk w tym, by nie być Ikarem.

Phineas nie spuszczał siebie z oka.

- Pokręcona jesteś - mruknął w końcu.

- No wiem! - zawołała dziewczyna z szerokim uśmiechem.

W tym samym momencie Phineas siedzący kilka stolików dalej, odwrócił się. Ich spojrzenia spotkały się. Phineas ze zniszczonego wymiaru posłał mu przyjacielski uśmiech.

Phineas zamarł zszokowany. Jednak nim upewnić się, że to co widzi to nie fatamorgana, jego sobowtór zniknął.


Phineas obudził się nagle i otworzył szeroko oczy.

"To był tylko sen, tylko sen." pomyślał z wielką ulgą. "Ale co to za sen."

Chłopak wstał z łóżka i ruszył do łazienki. Odkręcił wodę i zmoczył twarz. Po czym spojrzał w lustro. Dostrzegł w nim siebie, ale nieco innego miał krótsze włosy i był bledszy. Phineas przyglądał się chwilę swemu odbiciu, a odbicie przyglądało się mu. Po chwili odbicie uśmiechnęło się i mrugnęło. Oczy Phineasa powiększyły się z przerażenia.

- To nie był sen Phineasu - dobiegł go zza pleców delikatny dziewczęcy głos.

Phineas obudził się nagle i otworzył szeroko oczy.

"To był tylko sen, tylko sen..."

Dodatkowe informacje[]

Po drugiej stronie lustra
  • Opowiadanie uległo drobnemu retuszowi. Jego pierwotną wersję możecie znaleźć tu.
  • Przy poprawianiu historii pomagała i wspierała mnie Sara124. Jej dedykuję całą tę historię.
  • Cytat Czesława Miłosza "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogody zaczyna." zaczerpnięty z tej strony.
  • Fragment pojawiający się w 7 części pochodzą z Story 15, Senna wycieczka.

Po drugiej stronie lustra
t - b - efunnyFrankyGaleria
Serie
Story
Partnerka | Zmiana ról | W niepamięci | Powrót do przyszłości | Deszczowa piosenka | Wesołe miasteczko | Stary znajomy | Nagrodzeni | Ta inna rzeczywistość | Pokonać strach | W odwiedzinach | Szach-Mat | Misja-wieloświat | Etap II | Senna wycieczka | Po drugiej stronie lustra | Powrót Nazz | Magiczna noc | Przygody Agenta Spika | Bo tak | Z duchem czasu | Jeszcze tego nie było, by jajko dziobaka uczyło | Nic specjalnego | Wymiar Omega | Tomato kolor czerwieni | Krętymi drogami | Historia, która nie miała się wydarzyć | Łapaj karpia | Wakacyjna nutda | Na zawsze Niebieska
Drobny szczegół
Harmonia relacji | Grając pierwsze skrzypce | Na ratunek sytuacji | Na skraju jutra
Kalejdoskop zdarzeń
Nigdy więcej wojny
Zastępowe opowieści
(pisane wspólnie z Sara124)
Nowa droga | Nowa w zastępie | Pierwsza prawdziwa miłość | Bitwa zastępów
Pełnometrażowe
Powiązane z seriami
Heca jajeczna | Wodny zamach | Fineasz u dentysty | Dawno temu w przedszkolu | W tańcu | W końcu | Kwaśne winogrona i słodkie cytryny |
Niepowiązane z seriami
Klejnot oceanu | Kajmakowy sok |
Pisane z innymi użytkownikami
*Opko na nudę (pisane wspólnie z NaluChan )
Bohaterowie
Pierwsze pokolenie
Daniella Shine | Nazz Jefferson | DS | Paulin Heller | Scott Shine | Natalie Middleton | Malcolm Morgan | Simon Graham | Penny | Vanillia | Hanna Taylor | Ludwik Klaus Wulfryd Tyberiusz Gugungtenpruljungingen IV | Wampirzyca | At Last
Drugie pokolenie
Summer Flynn | Aleksis Fletcher | Sintia Fletcher | Camille Tjinder | Nathan Van Stomm | Gavin Van Stomm
Inne
Piosenki
Zatrzymać czas | Zaśpiewaj | Złamana obietnica | Za drzwiami | Wybacz | Raz, dwa, trzy... | Pszczoły, ule i wosk! | Piekielny pocałunek | Melodia dla Nikogo | Kołysanka Sleepy Soul | Dzika muzyka | Deszczowa piosenka | Czy to miłość?
Rodziny
Rodzina Shine | Rodzina Fletcher-Shine
Lokalizacje
Ogródek rodziny Flynn-Fletcher | Dom rodziny Shine | Wzgórze Izabelli | Grandville | Jail-Jelly | Quarta | Wymiar Omega
Organizacje
Front Wyzwolenia Ziemi | ROOCS | Saturn H.O.M.E. | Zastęp ogników 22107
Przedmioty i wynalazki
Przygody Agenta Spika | Twarzoksiążka | Zemster
Fanon Miraculum
Niepowstrzymani
Rogalik prawdę Ci powie | Derpy roku | Echo przeszłości | Z nastaniem nocy | Tam, gdzie latają Akumy | Derp na Biedroblogu | W świecie Fan-Fiction | Zabawa w bohatera | (Nie)zapomniana historia | Nieplanowana przygoda z Mary Sue | Dzieje Plaggi i Ed | Mistrz kierownicy | Elfie zamieszki | Ogrzana afera | Pomocna dłoń | Koniec bezczynności | Czemu się nie uśmiechasz? | Nienazwane
Inne
Histogariusz
Bohaterowie
Postaci
Aleksis Lefiampi | Edith Frasinati | Daniel Sorel
Kwami
Odda | Zabb | Poogo | Arria | Tosuu
Fanon My Little Ponny
FanFiction
Ostatnia Kołysanka
Fanon Kung Fu Panda
FanFiction
Sztuka Papieru
Bohaterowie
Tao Nakamura | Shi RuiShu
Szablony
Zakładki | Serie | Bohaterowie | Bohaterowie: Story | Piosenki: Story | Lokacje: Story | Drobny szczegół | Poza Fandomem | Kung Fu Panda | Rodzina Shine | Zastęp 22107
Advertisement