Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki

Odcinek wakacyjny
Odcinek wakacyjny Ta praca została opowiadaniem wakacyjnym w 2014 roku.
Zbliża się koniec lata. Po dwumiesięcznych wakacjach do Danville powraca Nazz, a wraz z nią chaos. Phineas przeżywa kolejny zanik twórczej inicjatywy, a Ferb postanawia nauczyć Daniellę pływać.

Tymczasem do Dundersztyca wpada niezapowiedziany gość, który przeraża nawet samego Agenta P. Perry prosi swą eks-partnerkę o pomoc w oswobodzeniu go i doktora D z opresji.

Bohaterowie[]

Fabuła[]

Część 1[]

Dzień był słoneczny, ale nie upalny. Wiał lekki, przyjemny wiaterek. Pogoda była wspaniała. Wręcz idealna. Tak właśnie powinien wyglądać każdy dzień tych długich i cudownych wakacji. Szkoda, tylko, że ten był ostatni...

Phineas i Ferb rozłożyli się wygodnie pod drzewem. Zaczęli właśnie kreślić plany jakiegoś kolejnego, pokręconego wynalazku, gdy usłyszeli nad sobą cichy głosik.

- Ola wam!

Ferb drgnął z przerażenia.

- Ona - wyszeptał.

Wraz z Phineasem unieśli głowy, a ich spojrzenia padły na siedzącą na drzewie dwunastolatkę.

Dziewczyna miała krótkie i nierówne, niebieskie włosy, które sterczały jej we wszystkich kierunkach. Zielone oczy spoglądały z rozbawieniem na dwójkę chłopców. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.

Ubrana była w przydużą szarą bluzę z kapturem, pod którą nosiła zieloną koszulkę bez rękawów. W dżinsowej spódniczce sięgającej jej do kolan, miała kilka kieszeni z których wystawały różne dziwne rzeczy. Na nogach dźwigała czarne trapery, a białe skarpetki podciągnięte były prawie po same kolana.

- Ferbuniek się wystraszył? - wykrzyknęła niebieskowłosa machając nogami.

- Cześć Nazz! - powitał ją radośnie Phineas, nim zielonowłosy zdołał zareagować.

- Ola Phineas - odparła Nazz z szerokim uśmiechem, wymachując radośnie nogami.

- Wróciłaś już z wakacji?

- Tak! - zawołała dziewczyna.

- Co robisz na naszym drzewie? - zapytał ze złością Ferb. Po wyrazie jego twarzy i zaciśniętych pięściach, można była wywnioskować, że powstrzymywał się by nie wybuchnąć.

Nazz rozejrzała się dookoła.

- Siedzę? - odparła niepewnie.

- To widzę, ale dlaczego na tym drzewie? - warknął zielonowłosy.

- Bo to jedyne drzewo w tym ogródku - odparła Nazz wzruszając ramionami.

- Ale co ty w ogóle robisz w naszym ogródku? - drążył chłopak.

- Siedzę na drzewie - odparła Nazz i uśmiechnęła się szeroko na widok wściekłości na twarzy chłopaka.

Ferb zagryzł zęby ze złością krzycząc niemo. Nazz potrafiła doprowadzić go do takiego stanu bez większego trudu.

- Złaź z tego drzewa - zażądał wskazując palcem na trawnik rozkazująco.

Nazz zeskoczyła z drzewa prosto na Ferba zwalając go z nóg.

- Co jest Ferbgacku? - zapytała przypierając chłopaka do ziemi i szczerząc swoje bielutkie ząbki.

- Złaź ze mnie - zawołał chłopak usiłując strącić dziewczynę.

- Nazz proszę zejdź z Ferba - zwrócił się do przyjaciółki Phineas.

Nazz posłusznie odskoczyła od Fletchera i oparła się o drzewo, a czerwonowłosy podszedł do brata i pomógł mu wstać.

- CO TY TU ROBISZ? - zapytał zielonowłosy przez zęby, powtórnie zaciskając pięści.

- Wróciłam i przyszłam w odwiedziny - odparła niebieskowłosa z promiennym uśmiechem. - Do Phineasa rzecz jasna, oczywiste chyba, że nie do ciebie.

Dodała i wystawiła język z obrzydzeniem, po czym podeszła do Flynna i przytuliła go serdecznie odcinając mu dopływ tlenu do płuc.

- Fajnie, że wpadłaś - wydyszał czerwonowłosy usiłując złapać oddech.

- Tak, też się cieszę - oznajmiła Nazz i w końcu odstawiła chłopaka. Potargała go czule po głowie sprawiając, że jego niesforna fryzura stałą się jeszcze bardziej niesforna. Chwyciła się po biodra i z szerokim uśmiechem rozejrzała dookoła.

- To opowiadajcie - oznajmiła. - Jak minęło wam lato?

- Niesamowite! - wykrzyknęła niebieskowłosa. - Zbudowaliście Rollercoastera, okrążyliście całą Ziemię, byliście na Marsie, a nawet podróżowaliście w czasie! W tym roku przeszliście samych siebie!

- Fretka powtarzała nam to przez całe lato - oznajmił Flynn z dumą. - A jak było we Florencji?

- Nudno - odparła krótko dziewczyna.

Bramka ogródka otworzyła się i do środka weszła Izabela. Nazz w jednej chwili rzuciła się na nią i uściskała z całych sił.

- Nazz wróciłaś - wydusiła Garcia-Shapiro usiłując złapać oddech.

Jefferson w końcu puściła dziewczynę.

- Wróciłam! - oznajmiła stwierdzając oczywistą oczywistość.

Ferb uniósł oczy z politowaniem.

- To, co dziś robicie? - odezwała się harcerka, zajmując miejsce obok Phineasa.

Cała czwórka siedziała obecnie w kółku pośrodku ogródka. Ferb wręczył czarnowłosej przyjaciółce kubek z lemoniadą, którą już wcześniej przygotował. Dziewczyna przyjęła ją z krótkim dzięki.

- Mieliśmy w planie z Ferbem zbudować dziś mega ekstra wypasiony wynalazek! - zawołał Flynn z ekscytacją.

- Phineas kłamie - odparł Ferb siorbiąc swój napój przez słomkę. - Nic na dziś nie mamy.

- Ferb! - zawołał dwunastolatek z przejęciem i zwiesił głowę, jakby ktoś przyłapał go na czymś wstydliwym.

- Spokojnie Phineasu - oznajmiła Izabela z uśmiechem i delikatnie pogładziła go po plecach. - Każdemu może się zdarzyć.

- Kiedy to już drugi raz w te wakacje - mruknął czerwonowłosy smętnie.

W tym właśnie momencie do ogródka wszedł Buford, a za nim przez bramkę wcisnął się Baljeet.

- Buford naprawdę mógłbyś ograniczyć sorbet truskawkowy. Cześć wam!

- Zamknij się kujonie. Nie jadam sorbetów truskawkowych tylko brzoskwiniowe. Siema.

Chłopcy rozejrzeli się po zgromadzonych. Ich spojrzenia zatrzymały się rzecz jasna na Nazz.

Na jej widok na twarzy Buforda zakwitł szeroki uśmiech, a oczy Baljeeta powiększyły się ze strachu. Czarnowłosy schował się natychmiast za swojego osiłka w nadziei, że Niebieska go nie dostrzeże.

- Nazzy! - ucieszył się Buford i rozłożył szeroko ramiona.

- Bufordziuszek śmierdziuszek! - ucieszyła się dziewczyna.

Poderwała się z ziemi i podbiegła do chłopaka by uściskać go serdecznie. Potem wychyliła się za osiłka i spojrzała na Baljeeta.

- Ola Baljeet-głupku! - wykrzyknęła.

Hindus upadł na ziemię, skulił się przyjmując pozycję tak zwanego pancernika i zaczął trząść z przerażenia, mamrocząc pod nosem.

- Proszę nie bij. Proszę nie bij. Proszę nie bij.

Buford i Nazz wpatrywali się chwile spanikowanego chłopaka.

- Spokojnie Niebieska - odezwał się po jakimś czasie osiłek. - Kujon musi dojść do siebie. To dla niego wstrząs. Jeszcze trawi wiadomość o twoim powrocie.

Nazz pokiwała głową ze zrozumieniem.

- No to Niebieska opowiadaj, jak było we Florencji? - zaproponował po chwili brązowowłosy.

- Nudno - odparła dziewczyna na pytanie, nawet na moment nie tracąc uśmiechu.

W tym samym czasie Izabela nadal pocieszała zdołowanego Phineasa, a Ferb zajął się swoim telefonem komórkowym. Buford w końcu dostrzegł niecodzienne zachowanie przyjaciół.

Zwykle to Ferb pocieszał Izabelę, że Phineas jej nie dostrzega. Czyżby teraz to Ferb przestał zwracać uwagę na brata na rzecz telefonu?

- A jemu co? - szepnął do Nazz wskazując podbródkiem zrozpaczonego Flynna.

- Ponoć - Jefferson rozejrzała się na wszystkie strony. Upewniwszy się, że nikt nie podsłuchuje (Jeet nadal kulił się na ziemi), odparła konspiracyjnie. - Nie wie co mają dziś robić i to już drugi raz wte wakacje.

Bamber nabrał gwałtownie powietrza do płuc, a jego oczy rozszerzyły się z powodu nagłego szoku. Nazz pokiwała głową. Oboje wpatrywali się w przyjaciela ze współczuciem.

- Może mu jakoś pomożemy? - zaproponował Van Stomm. - Mogę mu pożyczyć kujona, żeby go trochę podręczył. U mnie zawsze pobudza to kreatywność.

- Nie sądzę, żeby na Phina to podziałało - westchnęła Nazz.

- Danny zaraz wpadnie! - wykrzyknął Ferb niespodziewanie, a na jego twarzy zagościł rzadko spotykany, promienny uśmiech (tym rzadziej, jeśli w pobliżu była Nazz). Poderwał się z ziemi gwałtownie, otrzepał spodnie i poprawił fryzurę.

- Jak wyglądam? - zwrócił się do Izy (Phineas był niedostępny). Dziewczyna w odpowiedzi uniosła kciuk do góry i wróciła do uspokajania, teraz już niemal szlochającego, Flynna.

- Co za Danny? - zdumiała się Jefferson. - Nic nie mówiliście o nowych ludziach w mieście.

Nim jednak ktokolwiek zdołał udzielić jej odpowiedzi, bramka ogródka otworzyła się. Ukazała się w niej niebieskooka jedenastolatka. Z gracją przestąpiła próg i ciepłym spojrzeniem omiotła cały ogródek. Gdy jej wzrok padł na zielonowłosego, na jej twarzy pojawił się uroczy i lekko kokieteryjny uśmiech. Przeczesała dłonią swe lśniące, brązowe włosy i z wdziękiem pomachała do zgromadzonych.

W każdym razie, Ferb tak to widział.

Każdy inny dostrzegł jak bramka ogródka otwiera się, a do środka wchodzi brązowowłosa dziewczyna. Przechodząc przez próg potknęła się o dziobaka, który zaplątał się jej między nogi i o mało co nie wywróciła. Gdy udało się jej złapać równowagę, rozejrzała się pospiesznie czy nikt nie zauważył jej wpadki, a gdy zorientowała się, że każdy zauważył (no może poza Ferbem), uśmiechnęła się z zakłopotaniem i podrapała po głowie. Pomachała do zgromadzonych i przywitała się.

- Cześć wam!

Ferb już wyrwał na powitanie swojej jeszcze-nie dziewczyny, jednak drogę zagrodziła mu Nazz.

Z nieugiętym, promiennym uśmiechem stanęła tuż przed niebieskooką i wyciągnęła ku niej dłoń na powitanie.

- Ola! Nazz Jefferson jestem, a ty?

- Daniella Shine - odparła jedenastolatka niepewnie i uścisnęła krótko dłoń nowo poznanej nieznajomej.

- Miło mi cię poznać Dani! - zawołała Niebieska i zaczęła nawijać. - Ile masz lat? Kiedy się tu sprowadziłaś? Co lubisz robić? Czy to twój dziobak? Jak się nazywa? Jaka jest twoja ulubiona nazwa owocu?

W tym momencie Fletcher jednym ruchem ręki odsunął naprzykrzającą się dziewczynę i zajął jej miejsce.

- Cześć Danny - powitał ją i spróbował uściskać. W ostatniej chwili jednak rozmyślił się i jedną dłonią podrapał się po głowie, a drugą szturchnął ją w ramię.

Wyglądało to krótko mówiąc, dziwnie.

- Cześć Ferb - zwróciła się do Ferba i również szturchnęła go w ramię, z tym że nieco mocniej. Ferb jednak nie dał po sobie poznać, że go zabolało. - W odpowiedzi na twoje pytania Nazz - zwróciła się w następnej kolejności do panny Jefferson. - Jedenaście, półtora miesiąca temu, budować wynalazki, tak, Penny i kumkwat.

- Już ją lubię.

- Co tam Danka? - zwrócił się do Shine Baber, dołączając do zgromadzenia i zbijając z nią żółwika.

Na ten widok Ferba nieco skonfundowało.

- To wy się kumplujecie? - zapytał.

- Wiesz Ferb nie jesteś jedyną mądrą głową w moim życiu - oznajmił Buford i założył ręce na piersi ostentacyjnie. - Czasem musimy spotykać się też z innymi ludźmi.

- Chodzimy razem na krav magę - odparła krótko dziewczyna.

- Nie wiedziałem, że trenujesz krav magę.

- To dość świeża sprawa. Mój poprzedni nauczyciel sportów walki stwierdził, że nie chce mu się już dłużej mnie trenować.

Penny zaterkotała.

- Nie wiedziałem, że trenujesz sporty walki - szepnął zielonowłosy zszokowany.

- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz - oświadczyła dziewczyna oficjalnie.

- Cóż... Z chęcią się zatem dowiem - oznajmił chłopak uśmiechając zalotnie. Tak mu się przynajmniej zdawało.

- Uuuuu! - zawołała Nazz z aprobatą. - Widzę, że coś mi tu zalatuje.

- Wybacz, to chyba ja - oznajmił Bamber ze skruchą. - Sorki.

- Mam na myśli że... Perry! - wykrzyknęła Jefferson na widok seledynowego dziobaka wchodzącego do ogródka.

Dziobak odwrócił ku niej powoli głowę i drgnął przerażony. Nim jednak zdążył przed nią czmychnąć, dziewczyna już trzymała go w wyjątkowo czułym uścisku.

Ferb natychmiast pobiegł na ratunek dziobakowi. Uwolnił z kleszczowych objęć i odsunął z nim na kilka kroków.

- Ile razy mam ci powtarzać, że dziobaki nie lubią być podduszane - warknął.

- Kiedy Perry lubi, gdy go przytulam. Prawda Perry?

Dziobak zaterkotał.

Ferb nadal z pupilem w ramionach ponownie podszedł do Danielli, tym razem stając między nią a Van Stommem.

- Fajnie, że przyszłaś - zwrócił się do przyjaciółki. - Może ty podrzucisz Phineasowi jakiś pomysł na dziś. Znów mu się TO zdarzyło.

Brązowowłosa wychyliła się, a jej spojrzenie padło na Phineasa w uścisku Izabeli.

- Znów? - Ferb skinął głową. - Musi bardzo to przeżywać.

- Nie bardziej, niż mój kujon powrót Niebieskiej - Bamber wskazał na skulonego Jeeta. Obecnie chłopak trząsł się na drugim boku. - Zaraz zrobi jezioro ze swoich łez.

- Jezioro? - Phineas, ku rozpaczy Izabeli, poderwał się na równe nogi, a na jego ustach ponownie zagościł promienny uśmiech.

- Ferb już wiem co będziemy dziś robić! Pójdziemy nad jezioro!

Danny oblał zimny pot

Wszyscy przystali na propozycje czerwonowłosego, choć nie obyło się od jęków zawodu ze strony Nazz i Buforda:

- Zwyczajne jezioro?

- Liczyłam na coś więcej...

Izabela jednak pilnie dbała, by żadna skarga nie doszła do uszu czerwonowłosego.

Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Izabela poleciała (niemal dosłownie) do domu by się przebrać. Buford wziął nadal kulącego się ze strachu Baljeet. Oznajmił, że zaniesie go do domu i da jakieś proszki na uspokojenie, albo zamarzy mu melisy. Nazz wskoczyła mu na barana i wyjechała na nim z ogródka.

Phineas uśmiechając się szeroko i nucąc pod nosem "Mam plan!" wszedł do mieszkania by się przebrać, a Perry i Penny zniknęli w tajnym przejściu.

W ogródku została tylko Danny i Ferb.

Zielonowłosy przyglądał się skamieniałej Danielli z uwagą. Brązowowłosa nie dawała oznak życia od dobrych kilku minut.

Tymczasem w głowie panny Shine, rozbrzmiewało jedno słowo "jezioro".

Chłopak pomachał jej dłonią przed oczami.

Dziewczyna zamrugała i wyrwała się z transu.

- Ferb? Gdzie są wszyscy?

- Poszli przygotować się do wyprawy nad jezioro.

"Jezioro, jezioro, jezioro."

- Danny czy wszystko w porządku?

- Tak, dlaczego pytasz?

- Bo od trzech minut nie drgnęłaś i właśnie zaczęłaś powtarzać "jezioro".

Daniella wzdrygnęła się na dźwięk tego słowa.

- Wybacz Ferb - westchnęła powoli dochodząc do siebie. - To wszystko przez to, że ja... Boję się wody...

- Jak to boisz się wody? - zdumiał się zielonowłosy.

- Nie przepadam za nią...

- Przecież lubisz deszcz...

- Tak, kocham deszcz... Ale nie chodzi mi o wodę jako taką, tylko o duże zbiorniki wodne typu ocean... Lub morze... Lub jezioro...

- Ale dlaczego?

- To dość wstydliwy temat... Ja nie potrafię pływać... - odparła szeptem.

- Och - chłopak zamilkł i podrapał się po głowie. Po chwili jednak oznajmił z uśmiechem. - Nie bój się, ja cię nauczę.

Część 2[]

Phineas rozłożył się wygodnie na kocu. Z szerokim uśmiechem i w okularach przeciwsłonecznych, rozejrzał się po pozostałych. Ferb siedział obok kartkując książkę "Pływanie dla opornych", a Buford i Nazz zakopywali Baljeeta w piachu. W końcu na plaży zjawiła się również Izabela.

- Jestem już – oznajmiła i zaczęła rozkładać się obok przyjaciela. - Fajne okulary Phineas.

- Dziękuję Izabelo! - zawołał czerwonowłosy i rzucił się jej na pomoc.

Wspólnie rozłożyli koc, po czym Phineas zabrał się za rozstawianie parasola, a Izabela rozpoczęła wsmarowywać w siebie krem z filtrem.

- Jak tam bracki przygotowania do nauki pływania? – zwrócił się do brata czerwonowłosy, nie przerywając walki z parasolem.

- Zrobiłem notatki - oznajmił Ferb, machając plikiem kartek. - Zanim przejdziemy do strony praktycznej, chcę żeby zapoznała się z czystą teorią. Może to zmniejszy jej strach przed wodą.

- Chcesz nauczyć swoją dziewczynę pływać w teorii? - zawołała mu nad uchem Nazz, pojawiając się znikąd obok zielonowłosego.

- Danny nie jest moją dziewczyną - mruknął zielonowłosy, lekko się przy tym rumieniąc.

- Ale chciał byś, żeby była – oświadczyła, po czym wybuchła złowieszczym śmiechem i pobiegła w stronę Buforda, który wygrzebawszy kujona z piachu, ciągnął go do wody.

- To aż tak widać? - zdumiał się zielonowłosy na głos. W odpowiedzi Phineas i Iza pokiwali głowami.

Ferb westchnął.

- Oby tylko Danny nie zauważyła.

- Nie zauważyła - zapewniła go pewnie czarnowłosa otwierając paczkę krakersow. - Jest zbyt podobna do Phineasa - oświadczyła pewnie wkładając sobie ciastko do buzi i częstując przyjaciela.

W tym samym momencie Phineas został zamknięty w parasolu.

- Phineas może ja to zrobię? - zaproponowała Garcia-Shapio, gdy czerwonowłosemu w końcu udało się wyzwolić z parasolowej niewoli. Flynn dawał wyraźne odznaki, że sobie nie radzi.

- Spokojnie, już prawie to mam - oświadczył pewnie chłopak i faktycznie, prawie to miał.

Chłopak odsunął się podziwiając profesjonalnie rozłożony parasol.

- Spójcie udało się! - zawołał radośnie demonstrując swe dzieło światu. W tym właśnie momencie, parasol runął na ziemię.

Prawie.

Zapewne gdyby Phineas znał jakieś brzydkie słowa, rzuciłby kilkoma w akcie gniewu. Zamiast tego jedynie kopnął parasol, który zacisnął się mu na stopie.

Podczas gdy Ferb rzucił się na pomoc bratu odciągając go jak najdalej od parasola, z którym Flynn gotów był się pobić. Izabela postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i trzema ruchami rozstawiła słońcochron.

Daniella zatrzymała się na skraju plaży wpatrując z niezadowoleniem w jezioro.

- Super, że mnie zaprosiłaś sis - odezwał się Scott pojawiając się za siostrą i poprawiając okulary przeciwsłoneczne.

- Wcale, że cię nie zapraszałam - mruknęła dziewczyna. - Powiedziałam tylko, że idę nad jezioro, a ty oświadczyłeś, że pójdziesz ze mną.

- Mówię, dzięki za zaproszenie.

Rodzeństwo ruszyło po plaży w kierunku gróbki przyjaciół.

Na widok zbliżającej się Danny, Ferb natychmiast zapomniał o naburmuszonym bracie i ruszył jej na pomoc.

- Cześć Scott! - zawołał zielonowłosy z uśmiechem.

- No siema.

- Pomóc ci Danny?

- Nie trzeba - zaczęła dziewczyna, nim jednak zdążyła skończyć, Ferb porwał jej rzeczy i pognał do swojego miejsca.

- Fajnego masz chłopaka siostra. Pełen zapału.

- Nie jesteśmy razem - oznajmiła dziewczyna, Scott zdawał się jednak nie słyszeć tej uwagi i pognał za zielonowłosym.

Niebieskooka westchnęła i powlokła się za nimi.

Gdy udało się jej w końcu dotrzeć na miejsce, Ferb kończył rozkładać jej koc, a Scott i Phineas robili selfiee.

- Zobacz sis! - zawołał uradowany siedemnastolatek. - Mamy z Phinem takie same okulary!

- Wyglądamy jak bracia! - ucieszył się czerwonowłosy.

- To jak Dani gotowa na lekcję? - zwrócił się do przyjaciółki Fletcher.

- Jaką lekcję? - zaciekawił się Shine.

- Pływania - odpowiedział za brata Phineas. - Ferb chce nauczyć Dani pływać.

Na to oświadczenie, Scott wybuchnął życzliwym śmiechem.

- Powodzenia życzę - oznajmił, poklepując zielonowłosego po ramieniu.

Po tych pełnych braku wiary słowach, pobiegł w kierunku jeziora.

- Phineas, posmarowałeś się kremem?

- Jeszcze nie Izabelo.

- To zrób to bo znów zamienisz się w pieczonkę.

Chłopak z cichym jękiem powlókł się ku Shapiro, dając Ferbowi i Danielli nieco prywatności. Nieco bo znajdowali się zaledwie metr od nich.

- Więc gotowa?

Daniella pokręciła głową.

- Spokojnie spodziewałem się tego! Zanim przejdziemy do praktyki mamy to - chłopak pokazał przygotowane kartki papieru.

- O! Notatki! Lubię notatki.

- Znajduje się tu całą teoria jaką przyszły pływak powinien znać. Wynotowałem wszystko co najważniejsze z tej książki. - Chłopak pokazał "Pływanie dla opornych".

- O! Znam tę książkę! - zawołała dziewczyna z uśmiechem.

- O serio?

Daniella pokiwała głową.

- Czytałam ją dwa lata temu, zaraz po zapoznaniu się z "Podstawowe techniki pływania" i "Jak pływać by nie utonąć".

- Och świetnie - zawołał Ferb, choć nie do końca szczerze. - W takim razie teorie mamy za sobą. Przejdźmy do praktyki.

Chłopak odrzucił książkę i notatki, i ruszył w kierunku jeziora.

- Zaczekaj tylko chwilę.

Ferb zatrzymał się.

Daniella wyciągnęła z torby jakieś kawałki gumy i zaczęła je nadmuchiwać. Po chwili oczom zielonowłosego ukazało się koło ratunkowe.

- Eeee... A to do czego? - zapytał niepewnie.

- No... Żebym nie utonęła – odparła dziewczyna.

- Danny... To nie będzie ci potrzebne. Przy mnie nie utoniesz – oznajmił. - No dalej. Zostaw kółko i chodź – powiedział i podał rękę przyjaciółce.

Dziewczyna zerknęła na kółko, a potem na Ferba.

- Nie ufasz mi?

Dziewczyna znów zerknęła na kółko i na wyciągniętą dłoń chłopaka, po czym pokręciła głową.

- Nie najgorsza ta twoja baza - oznajmił Perry stając pośrodku różowego pokoiku o wymiarach 2m na 2m i rozglądając się dookoła. - Jest taka przestronna i... Różowa...

- ŻARTUJESZ SOBIE!? - wybuchnęła dziobaczka wymachując łapkami. - Ta klitka ma niecałe 4 metry kwadratowe! Kiedy próbowano wnieść tu fotel z odzysku, który wywalczyłam groźbami, musieli go rozmontować na części pierwsze żeby zmieści się w drzwiach! Na monitorze ledwie widzę Monograma, bo to przedpotopowe ustrojstwo nie odbiera fal agencji! Nie mieści się tu prawie żaden sprzęt, a na misję muszę chodzić piechotą bo w planach zapomniano uwzględnić garaż, na który i tak nie starczyło by miejsca! Nie wspominając już o tym kolorze ścian i podłogi! Różowy!? Różowy?! Za kogo oni mnie mają, Barbie!? Dlaczego nie mogli mi dać jakiegoś normalnego koloru?! Dlaczego zawsze jestem spychana na dalszy plan?! Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie!? No czym Perry, powiedz mi czym?! - Penny przestała drzeć dziób i wpatrzyła się w przyjaciela. W jej oczach można było dostrzec szaleństwo.

Perry przerażony przywarł do ściany.

- N-niczym? - wyjąkał niepewnie.

- No właśnie! Niczym! Więc dlaczego oni tak mnie traktują?

- Nie wiem Pen. A-ale wiesz... Może się trochę uspokoisz i ochłoniesz? Ten różowy kolor chyba tak na ciebie działa.

- Możliwe - przyznała dziobaczka już nieco spokojniej.

Nagle za plecami dziobaków dało się słyszeć krótkie pikniecie i na ekranie przedpotopowego ustrojstwa pojawił się MM. Po chwili MM zniknął. Potem znów się pojawił i znów zniknął... I tak przez 10 minut.

W końcu Penny nie wytrzymała. Podeszła do monitora i trzasnęła go kilka razy łapą. MM znów wrócił. Tym razem nie zniknął.

- Dziękuję Agentko P. O Agencie P widzę, że też tam jesteś... Więc może zrobię wam taką podwójną odprawę? Więc tak... Agentko P, doktor Taylor znów coś kombinuje. Kupiła kilka tubek kremu do opalania, nowy strój kąpielowy i wybrała się na plażę. Twoje zadanie to sprawdzić co takiego planuje i pokrzyżować jej możliwe złe zamiary. Powodzenia Agentko P. A teraz Agent P. Dundersztyc znów coś kombinuje. Ostatnio w sklepie spożywczym kupił kilogram ciastek i herbatę w torebkach, co jest dziwne bo zwykle kupuje granulowaną. Sprawdź co się święci i go powstrzymaj. Powodzenia Agencie P - skończył MM i zniknął.

- Ta... - odezwała się Penny po chwili ciszy. - I w taki właśnie sposób, marnuję kolejny dzień.

Potem, gdy po dobrym kwadransie przeciskania się przez malutkie drzwiczki, Agentom udało się wydostać z bazy Agentki P, każde z nich wyruszyło na swoją misję.

Część 3[]

Perry wszedł do laboratorium Dundersztyca z łapami w gotowości. Dziobak rozejrzał się dookoła i aż zamarł na widok porządku jaki zastał. To było takie... Nienaturalne i niepodobne do jego nemezis. Na domiar wszystkiego w powietrzu unosił się zapach... Znajomy zapach. Zapach perfum. Agent od razu rozpoznał ten znajomy słodko, duszący zapach.

Dziobak momentalnie odwrócił się i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia. Było jednak za późno. W drzwiach stała ona. Taka sama jak w chwili, gdy ją poznał. Nie zmieniona od lat, chodź bardzo poturbowana przez czas. Stała zgarbiona jak zawsze, siorbiąc delikatnie herbatę z filiżanki trzymanej w dłoni. Perry stał sparaliżowany strachem wgapiając się w kobietę. W końcu, gdy rzeczona kobieta wysiorbała ostatni łyk herbaty, głośno mlasnęła i odezwała się przerywając tę długą ciszę.

- Witaj Perry, jak samopoczucie?

- Dobra tak jak ćwiczyliśmy. Musisz jednocześnie ruszać rękami i nogami. Teraz cię puszczę i popłyniesz sama - oznajmił Ferb.

- Ale ja nie chcę! - zawołał Danny z przerażeniem patrząc w toń wody.

- Danny, ćwiczymy już jakiś czas, tym razem ci się uda.

- To samo mówiłeś ostatnim razem, i przedostatnim też - bąknęła brązowowłosa.

- Ale tym razem jestem pewny.

- A wtedy nie byłeś?

- No dalej. To ja cię trzymam i płyniemy.

Danny położyła się na ramionach chłopaka co utrzymywało ją na powierzchni wody i zaczęła ruszać rękoma i nogami. Przepłynęła kawałek, w końcu Ferb odsunął się od niej już jej nie wspomagając, czego Daniella nawet nie poczuła.

- Widzisz! Płyniesz sama! - zawołał uradowany zielonowłosy.

Gdy tylko Danny zorientowała się, że Ferb jej nie trzyma runęła pod wodę. Chłopak stał wgapiając się w miejsce, gdzie dziewczyna zniknęła. Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie co się stało i rzucił się przyjaciółce na pomoc.

Gdy zielonowłosy wyłonił się spod wody w ramiona ściskał przerażoną Danny. Dziewczyna wypluła wodę i zakasłała kilka razy, po czym wtuliła się przerażona w przyjaciela.

Chłopak wyniósł brązowowłosą na brzeg i dopiero, gdy stał an suchym piachu, Daniella go puściła.

- Nic ci nie jest? - zapytał zielonowłosy troskliwie.

- Nie, ale już nie chcę tam wracać - oświadczyła jedenastolatka wskazując na jezioro.

- To może jednak powtórzymy sobie teorię?

[...]kilka chwil wcześniej[...]

- Jak tak dalej będzie ją uczył to ją utopi - oświadczyła Nazz, spoglądając przez lornetkę na Ferba niosącego Danny ku brzegowi.

Ona i Buford stali na szczycie zamkowej wierzy z piasku wykonanego przez nich jakiś czas temu. Niebieska obserwowała wszystkich z góry i robiła to co robić lubi najbardziej, gadała.

- Ale słodka jest z nich parka przyznaję - oznajmiła po chwili na widok Ferba wynoszącego Daniellę z jeziora. - Ładnie razem wyglądają. Tylko szkoda mi trochę Dani... No wiesz to w końcu Ferb... Bleee...

- Niebieska daj popatrzeć - błagał Bamber.

- Nie - odparła Nazzy ważnym tonem. - Ja dzierżę berło.

- Och no tylko minutkę!

- Nawet na sekundę ci nie dam Bufordziuszku-śmierdziuszku.

Wtem z klatki schodowej dało się słyszeć ciężkie dyszenie i już po chwili na wierzę wkroczył Baljeet.

- Lochy i sale tortur ukończone - oznajmił oddychając z ulgą.

- No to świetnie, za chwilę więc zrobię z nich użytek - oznajmiła dwunastolatka i uśmiechnęła się niebezpiecznie. Na ten widok Rai przełknął głośno ślinę.

- Niebieska powiedz lepiej co tam na dole słychać.

- Nic ciekawego - odparła Nazzy, rozglądając się po okolicy. - Phineas robi fortyfikacje, a Izabela stara się mu "pomóc". Ten cały Scott nadal pływa i ignoruje dziewczyny, które chcą zwrócić na siebie jego uwagę. O a tam jest Monty.... Z jakąś DZIEWCZYNĄ. - Nazzy oderwała lornetkę od oczu i zaczęła się drzeć w niebo głosy wymachując przy tym rękami. - Cześć kuzynie! Hey Monty tutaj! A co to za ładna dziewczyna koło ciebie siedzi!? Wujek nic nie mówił, że masz dziewczynę! Hey! Monty!

...

- Monty chyba ktoś cię woła - szepnęła Vanessa do siedzącego obok młodego Monograma.

- Nie zwracaj uwagi to się znudzi - mruknął Monty, nawet nie sprawdzając kto to. Dobrze znał odpowiedź.

- Kto to jest?

- To moja niezrównoważona kuzynka Nazz - odparł chłopak i sięgnął po szklankę z sokiem.

...

- Chyba mnie nie słyszał - mruknęła Nazzy.

- Albo nie chciał słyszeć - szepnął Baljeet.

- Mówiłeś coś Baljeet-głupku?

- Nie, nic - odparł prędko czarnowłosy.

Penny szła wzdłuż plaży. Była okropnie zmęczona. Od jej pseudo różowej bazy do plaży było trochę, a ona sama nie była przyzwyczajona do chodzenia. Zatrzymała się dopiero przy kocu na którym leżała czarnowłosa kobieta w bardzo zielonym kostiumie kąpielowym. Opalała się.

Dziobaczka klapnęła obok Hanny i odetchnęła z ulgą, że udało się jej już dostać na miejsce.

- Witaj Agentko P - powitała ją jak zawsze wyniośle Taylor. - Widzę, że Major Monogram znów cię do mnie przysłał, pomimo mojej informacji, że dziś idę na plażę się opalać. Dla jego wiadomości, ja naprawdę się opalam! Zmarnowałam prawie całe lato na walkę z tobą, to było wyjątkowo męczące lato pełne upokorzeń i problemów żołądkowych. Ostatniego dnia zamierzam sobie troszkę odpocząć. Tak więc jeśli chcesz to możesz sobie iść, ja się stąd do wieczora nie zamierzam ruszać. Masz moje słowo, że nic złego nie planuje.

- Grryyy - zaterkotała dziobaczka i położyła się na kocu obok Hanny.

- Jak sobie chcesz - odparła doktor T i poprawiła okulary.

Penny wylegiwała się jakiś czas na kocu. Hanna leżała bez ruchu i się opalała. Nagle komunikator Penny dał o sobie znać. Agentka odebrała wiadomość. Na małym ekraniku jej zegarka pokazało się oko Perry.

- Pen. Pen to ja - odezwał się Agent P po dziobakowemu.

- Coś się stało Perry? - Obok przestraszonego oka dziobaka, pojawiło się przerażone oko Dundersztyca. - I dlaczego rozmawiasz ze mną przy Dundersztycu?

- Penny potrzebuję twojej pomocy! Ratuj nas. Ona jest przerażająca... Każe nam... Każe nam...

- Błagam koleżanko Perry pana Dziobaka, pomóż - wyszeptał Duś.

Nagle z oddali dobiegł kobiecy głos i połączenie się urwało.

Penny lekko zdenerwowana zerknęła na Taylor niepewnie, jednak gdy usłyszała jej głośne chrapnięcie podniosła się z koca i ruszyła ku D.E.Inc.

Przyjaciel jej potrzebuje. Musi mu pomóc...

Scott pewnym krokiem wyszedł z jeziora na plażę. Otrzepał się z wody i rozejrzał dookoła z szerokim uśmiechem.

Jego siostra siedziała na kocu opatulona ręcznikiem. Ferb zajmował miejsce obok niej zapisując coś na kartce. Pozostali zgromadzili się woku olbrzymiego piaskowego zamku. Chłopak mógł przysiąc, że jeszcze pół godziny temu go tu nie było.

Nastolatek żwawo ruszył ku budowli.

- Niezłe - stwierdził stając obok Phineasa, który zajęty był właśnie budową fosy.

- Dzięki - odparł czerwonowłosy odrywając się na chwilę od pracy. - Nazz i Buford chcieli żeby zrobić coś ciekawego.

- Zamek z piasku niemal naturalnych rozmiarów, zdecydowanie jest czymś ciekawym - przyznał Shine.

- Baljeet skończył właśnie lochy, chcesz zobaczyć?

- Jasne!

Tymczasem Ferb zajęty był podsumowywaniem dzisiejszej lekcji pływania i zapisywaniem uwag dotyczących "techniki" jedenastolatki.

- Wydaje mi się, że twoim największym problemem jest brak wiary w siebie. Za każdym razem, gdy orientujesz się, że płyniesz samodzielnie idziesz pod wodę. Dlatego następną lekcję zaczniemy od...

- Ferb? - przerwała mu w końcu Shine.

- Tak?

- Nie masz ochoty przyłączyć się do budowy piaskowego zamku?

- Nie, zdecydowanie bardziej wolę być tu z tobą - odparł zielonowłosy i promiennie się uśmiechną.

- Och, szkoda. Ja wolałabym budować zamek - mruknęła dziewczyna, a uśmiech Fletchera momentalnie zbladł.

- A co z nauką pływania?

- Możemy ją przełożyć, na nigdy - zasugerowała dziewczyna i uśmiechnęła się sztucznie.

- Z takim podejściem, nigdy nie nauczysz się pływać - oznajmił zdecydowanie Ferb.

- Kiedy ja nie chcę - jęknęła Danny i upadła na koc.

Chłopak odłożył notatnik i położył się obok niej.

- Nie podobało ci się dziś? - zapytał.

Przez chwilę dziewczyna milczała analizując przebieg dnia, w końcu odparła.

- Podobało. Dobrze się z tobą bawiłam.

- Cieszę się...

- Ale pływania nadal nie znoszę. Wolałabym spędzić ten czas z tobą na czymś innym.

- Jak budowanie piaskowego zamku?

- Chociażby.

- Dzień się jeszcze nie skończył - w głowie zielonowłosego zaświtała genialna, w jego mniemaniu myśl. - Może zbudujemy coś wspólnie? Tylko we dwoje

- Bez... Phineasa i reszty? - wyszeptała dziewczyna spoglądając na przyjaciela i czując nagły przypływ ekscytacji.

- Tak - odparł również szeptem Fletcher.

Twarz Danielli rozświetlił promienny uśmiech.

[...]tymczasem[...]

Podczas, gdy Nazz wylegiwała się na usypanym przez Jetta leżaku, Buford zastępował ją obserwując otoczenie, a Baljeet odpoczywał obok swojego osiłka.

Gdy tylko Van Stomm dostrzegł, że Daniella i Ferb szykują się do powrotu, zwrócił się do przyjaciółki:

- Niebieska, chyba Fenny nam się zwija.

- Co? - dziewczyna poderwała się i przejęła lornetkę. - Faktycznie, wygląda jakby się dokądś wybierali. Dani wydaje się być strasznie podekscytowana.

- Widzisz co mówią?

- Nie wierzę, że to robimy. Myślisz, że Phineas się na nas obrazi?

- Ciekawe...

- W istocie mój towarzyszu...

- Co robimy? - odezwał się Bamber. - Zostajemy, czy śledzimy Danny i Ferba?

- Jeszcze się pytasz! Oczywiście, że śledzimy Danny i Ferbgacka! - wykrzyknęła promiennie panna Jefferson. - Ekipo, czas zabawić się w Tajnych Agentów.


Penny wyważyła łapą drzwi i wparowała do laboratorium Dundersztyca. Tego co tam zastała w życiu by się nie spodziewała. Przy okrągłym stoliku, zasłanym białą serwetką, na którym znajdowała się taca z ciasteczkami, parujący dzbanek herbaty i trzy porcelanowe filiżanki, siedziały trzy osoby. Perry, Dundersztyc i jakaś podstarzała, pomarszczona kobieta bardzo podobna do Heinza. Wszyscy byli w szoku nagłym pojawieniem się Agentki z czego dwoje pierwszych osób oprócz tego było mocno przerażonych.

- Co ty mi się po chałupie rozbijasz! - wykrzyknęła staruszka przytomniejąc. - A zapukać to już nie łaska? Wy Agenci to w ogóle nie macie manier. Jesteś pewnie koleżanką Perry prawda?

Penny skinęła główką.

- I Perry cię zaprosił?

Penny znów skinęła łbem.

- No to dobrze. Przysiądź się do nas, a ja przyniosę ci filiżankę na herbatę. Jak wrócę to opowiem od początku historię z mojego rodzinnego miasta, którą kończyłam, gdy mi tak bezceremonialnie przerwałaś. A potem opowiem specjalnie dla ciebie historię, o tym jak raz z Perry udałam się na misję - oznajmiła kobieta i opuściła laboratorium.

Dziobaczka posłusznie przysiadła się do stolika, po czym zwróciła się do Perry.

- Kto to jest?

- To Oldyna Dundersztyc, babcia Dundersztyca - odparł Perry drżącym głosem.

- I to przed nią miałam was ratować?

- Ona jest przerażająca! - pisnął dziobak. - Zamęcza nas swoimi historiami, które słyszeliśmy już setki razy, wlewa w nas hektolitry herbaty i wpycha w nas tony ciastek...

- Wiesz Perry panie dziobaku - odezwał się Dundersztyc przerywając terkotanie swego nemezis. - Myślałem, że twoja koleżanka nam pomoże, a nie pogorszy nasze i tak beznadziejne położenie. Nie dam rady wysłuchać historii babci o tym jak zmieniała mojemu tacie pieluchy po raz drugi!

Część 4[]

90?cb=20200802195915&path-prefix=pl

UWAGA!
Poniższy tekst może zawierać wątki i/lub słownictwo niestosowne do twojego wieku.
Czytasz na własną odpowiedzialność.

Phineas i Scott wynurzyli się z wejścia prowadzącego do lochów. Spojrzenie czerwonowłosego padło na siedząca samotnie Izabelę. Dziewczyna leżała na brzuchu czytając książkę.

Chłopcy podeszli do niej.

- Hej, gdzie są wszyscy? - zwrócił się do czarnowłosej Flynn.

- Poszli już - oznajmiła Iza. - To znaczy Ferb i Danny już poszli, a Nazz i pozostali ich śledzą.

- Więc chyba zostaliśmy sami - stwierdził po chwili dwunastolatek i przysiadł się obok przyjaciółki. - Scott przyłączysz się do nas?

- Dzięki Phiny, ale skoro moja siostra i jej chłopak się zwinęli, jako odpowiedzialny starszy brat, powinienem przyłączyć się do Nazz i ich śledzić - odparł Shine i odszedł.

- Powodzenie! - krzyknął mu na pożegnanie Phineas.

Między przyjaciółmi zapadł chwila ciszy.

- Dawno nie byliśmy sami - wypalił nagle czerwonowłosy. - Ostatnio, kiedy byliśmy sami...

- Pocałowałeś mnie - skończyła za Flynna czarnowłosa, beznamiętnym głosem.

- Tak - chłopak zachichotał z zakłopotaniem. - Wciąż to pamiętasz - mruknął.

Izabela nie oderwała oczu od książki. Choć nie dawała po sobie tego poznać była niezmiernie podekscytowana, kolejnym "sam na sam" z Flynnem.

- Chwila, czy Scott nazwał Ferba "chłopakiem" Danny? - odezwał się nagle Phineas.

Shapiro w końcu oderwała wzrok od książki, którą udawała że czyta i spojrzała na przyjaciela.

- Tak, wydaje mi się, że tak - odparła.

- Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć, że nie są razem?

Iza spojrzała w kierunku w którym udał się siedemnastolatek, chłopaka nie było już jednak widać.

- Wydaje mi się, że to nie jest konieczne - odparła.

Znów zapadła między nimi chwila ciszy. Jednak nie jedna z tych kłopotliwych i napiętych chwil ciszy, które zapadają miedzy osobami, między którymi "coś jest". Była to najzwyklejsza chwila ciszy między dwojgiem przyjaciół, którzy aktualnie nic nie mówią.

Phineas uśmiechnął się.

"Jest naturalnie."

Chłopak sięgnął po krakersa.

- Co słychać w zastępie?

- Obecnie prowadzimy intensywne przygotowania do zbliżającej się Bitwy Zastępów. Zostały nam tylko dwa tygodnie więc...

Wypowiedź Shapiro została przerwana, przez radosny pisk.

- Phineas! - po tym dość głośnym powitaniu ktoś uwiesił się na szyi czerwonowłosego. - O ja nie mogę! Aleś się zmienił przez lato! - wykrzyknął ten sam piskliwy głosik.

Po chwili właścicielka głosiku wypuściła z objęć czerwonowłosego i rzuciła się na Izabelę.

- Izzy! Tak tęskniłam przez lato!

- Paulin... Jej... Co ty tu robisz?

Paulin wypuściła Izę z objęć i uśmiechnęła się szeroko.

- Postanowiłam wpaść na plażę. No wiecie tak w ostatni dzień wakacji, fajnie jest odpocząć po tym odpoczywaniu - oznajmiła dziewczyna i zaśmiała się z własnego dowcipu.

Miał krótkie, czarne włosy ustylizowane na kształt fryzury Kleopatry. Jej ciemnobrązowe oczy obecnie schowane były za okularami przeciwsłonecznymi. Ubrana była w czerwono-żółty dwuczęściowy kostium kąpielowy.

Phineas uśmiechnął się uprzejmie.

- Miło cię widzieć po wakacjach - oznajmił.

- Mnie was również miło jest was widzieć - odparła dwunastolatka i przysiadła się obok chłopaka. - A gdzie są pozostali?

- Och... Ferb poszedł odprowadzić Danny, a Nazz, Buford i Baljeet ich śledzą - odparła zdawkowo Izabela.

- Danny? A co to za Danny?

- Niedawno się wprowadziła, to nasz nowa przyjaciółka.

- Och będę musiał ją poznać.

- Koniecznie - oznajmił Phineas. - To wspaniała dziewczyna.

- To jak minęły wam wakacje?


Ferb i Danny po kilkunastu minutach spokojnego marszu, dotarli w końcu pod dom brązowowłosej.

- Jesteśmy – oznajmił Ferb spoglądając na niebieski budynek.

- To tylko się przebiorę i możemy zaczynać – oznajmiła Danny, jednak nadal stała z ręką na klamce. - Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Phineas nie będzie miał nic przeciw?

- Spokojnie, pewnie nawet nie zauważył, że nas nie ma - odparł Ferb lekceważąco machając dłonią.

Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że są obserwowani...

[...]w tym samym czasie[...]

Trójka dwunastoletnich dzieciaków i jeden siedemnastolatek, siedziało ukrytych w krzakach na przeciw niebieskiego domu.

Buford, Baljeet, Scott i Nazz siedzieli w kępie krzaków przyglądając się dwójce swych przyjaciół (i siostrze w przypadku Scotta) z uwagą. Nazz jako dzierżąca berło – lornetkę – skupiła się na ruchu warg obojga.

- Niebieska no o czym gadają? – zawołał zniecierpliwiony Buford.

Nazz dzięki swym zdolnością czytania z ruchu warg, mogła dowiedzieć się z dość dużej odległości o czym co to niektórzy rozmawiają.

- Danny mówi, że musi się przebrać.

- A teraz?

- Pyta Ferbgacka, czy Phineas się na nich nie obrazi.

- A teraz?

- Ferbgacek mówi, że nie.

- A teraz?

- Nic nie mówią i przestań mnie ciągle pytać – obruszyła się niebieskowłosa.

- Możecie mi wytłumaczyć dlaczego w ogóle ich śledzimy? - zapytał w końcu Baljeet.

- Ponieważ pragniemy się dowiedzieć, jak potoczą się ich losy mój drogi przyjacielu – odparła Nazzy.

- To głupota – oznajmił Rai.

- Mówiłeś coś Baljeet-głupku? - warknęła Niebieska na czarnowłosego.

- Nie – pisnął tamten i już się nie odzywał.

- O Danny mówi! - zawołała nagle Nazz, przerywając panująca w krzakach ciszę. - Zaprasza Ferbgacka do domu... O i poszli... - dodała, gdy Ferb i Danny zniknęli za drzwiami domu rodziny Shine.

Niebieska odsunęła lornetkę od oczu.

- No to wychodzi na to, że to koniec naszego "śledztwa" - odezwał się po chwili Jeet i już miał wyjść z ukrycia, gdy Nazzy pochwyciła go za nadgarstek.

- O nie mój drogi przyjacielu... To nie koniec... Będziemy tu siedzieć dopóki Ferbgacek nie wyjdzie. Nie zostawię tak tej sprawy. Nazz Jefferson kończy to co zaczyna. Nie zostawia niedokończonych spraw!

- No i się zaczyna - wymamrotał Buford.

- Pamiętaj mój drogi przyjacielu, kiedy Nazz Jefferson szpieguje to możesz być pewny, że wykryje nawet najdrobniejszy spisek!

- Ba nawet nieistniejący - bąknął hindus zakładając ręce na piersi.

Niebieska zdawała się nie dosłyszeć tego przytyku.

- Hey Niebieska może pójdziemy na naleśniki? - zaproponował Bamber. Nazzy zmierzyła go wzrokiem.

- Nie próbuj mnie zwieść Bufordziuszku-śmierdziuszku. Nie uda ci się to. Zostaniemy w tych krzakach czy się wam to podoba czy nie - oznajmiła dwunastolatka zdecydowanie na co cała zgraja jęknęła z zawodem.

- A co jeśli któreś z nas po prostu sobie pójdzie? - zapytał ostrożnie Baljeet.

- Wtedy... Wtedy dowie się co oznacza ból i na własnej skórze poczuje gniew Nazz Jefferson - odparła niebieskowłosa i zaśmiała się demonicznie.

- Chwila - wypalił nagle Scott. - To mój dom, mogę po prostu tam wejść i sprawdzić co się dzieje.

Wszyscy spojrzeli na niego lekko zaskoczeni.

[...]tymczasem u Danny i Ferba[...]

- To ja pójdę na górę się przebrać, a ty poczekaj na mnie w salonie – zwróciła się do Ferba niebieskooka.

Chłopak przystał na jej propozycje i skierował się do salonu. Zastał tam pana Shina oglądającego telewizję.

Obaj, chłopiec i mężczyzna, na swój widok zamarli.

- Dzień dobry - wypalił Ferb jako pierwszy.

- Dzień dobry. Ty jesteś...

- Ferb Fletcher proszę pana - odparł natychmiast Fletcher, podchodząc do Alberta z wyciągniętą dłonią. - Jestem przyjacielem Danielli. My poznaliśmy się niejako na tegorocznej gali wręczenie nagród I.N.W.D..

- Coś kojarzę - odparł białowłosy mrużąc oczy, ale uścisnął krótko dłoń chłopaka. - Jestem Albert, ojciec Danielli.

- Miło mi pana w końcu poznać osobiście. Daniella wiele mi o panu opowiadała.

- Naprawdę? - zapytał mężczyzna nieco zdumiony. Owszem wiedział, że był dla córki swego rodzaju autorytetem, ale jako doświadczony życiem mężczyzna wątpił by tematem rozmów jego córki z jej przyjaciółmi, była jego osoba.

- Właściwie to nie - odparł po chwili zielonowłosy. - Czasem coś wspomniała, ale poza tym nie rozmawiamy na pański temat. Osobiście za to, wraz z bratem czytaliśmy kilka pańskich publikacji, były naprawdę ciekawe.


Daniella kończyła czesać włosy, przejrzała się ostatni raz w lustrze i niemal biegiem wyleciała z pokoju. Była niezmiernie podekscytowana możliwością zbudowania czegoś tylko z Ferbem. Nie chodziło, jedynie o fakt, że spędzi ten czas sam na sam ze swoim najlepszym (jednym z najlepszych, dobrze niech będzie, nie zapominajmy o Penny) przyjacielem, ale również (i chyba przedewszystkim) o to, że miała coś zbudować. W końcu!

Dziewczyna zbiegła po schodach i wpadła do salonu. Na widok Ferba i swego ojca pochylonych nad jakąś książką momentalnie zamarła.

- Co wy robicie?

- O Daniella - ucieszył się szczerze pan Shine. - Właśnie pokazywałem twojemu przyjacielowi twoje zdjęcia z dzieciństwa.

- Co takiego?! - wykrzyknęła przerażona jedenastolatka i podbiegła do nich.

Spróbowała wyrwać album z rąk ojca, jego uścisk był jednak silniejszy. Dziewczyna w wyniku siłowania się o książkę, straciła równowagę i upadła na siedzenie. Ani Ferb, ani Albert nie przejęli się tym jednak w żadnej mierze.

Naukowiec spokojnie przerzucił stronę.

- A tu moja mała Danielka, uczy się spawać.

- Dobrze, że przynajmniej nie są to zdjęcia jak uczę się korzystać z nocnika.

- Już je minęliśmy - oznajmił Ferb.

Dziewczyna jęknęła w duchu i nie tylko.

- Ferb, mieliśmy iść coś zbudować - mruknęła.

Chłopak zamrugał, jakby przypomniał sobie po co właściwie tu przyszli.

- A tak, faktycznie - poderwał się natychmiast z kanapy, pomógł Shine wstać z podłogi i zwrócił się do mężczyzny. - Wybacz Albercie, Danny i ja mamy w planach wspólnie coś zbudować. Pozwolisz, że dokończymy oglądanie albumu nieco później.

- Ależ oczywiście Ferbie, bawcie się dobrze.

Ferb i Albert uścisnęli sobie dłonie. Po czym zielonowłosy wraz z Daniellą skierowali się, ku wyjściu.

Gdy mieli właśnie przekroczyć próg domu, drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wpadł Scott.

- Wróciłem! - wykrzyknął na progu.

- Świetnie, my wychodzimy - oznajmiła Daniella. Chwyciła zielonowłosego za dłoń i pociągnęła za sobą, wychodząc zatrzasnęła drzwi.

- Szlak - mruknął młody Shine.

Jego obiekty, które miał obserwować właśnie dały dyla.

- Scott, dobrze, że już jesteś - dobiegł z kuchni głos pani Shine. - Pomożesz mi z obiadem.

- Podwójny szklak.

[...] w krzakach [...]

- Widzę ich! - zawołał Bamber. - Wyszli! Biegną gdzieś...

- Na co jeszcze czekamy, za nimi! - zarządziła Niebieska.

- Nie czekamy na Scotta?

- Nie mamy czasu. Straty w ludziach są nieuniknione. Naprzód - i cała zgraj, w sposób godny trzytonowego słona, pognała za uciekającą parą.

- Ile jedna kobieta może ględzić? - szepnął do Penny, Perry.

Oldyna była tak zajęta opowiadaniem mrożącej krew w żyłach historii o tym jak dokopała jednemu ze swych złośliwych sąsiadów, że nawet nie usłyszała cichego terkotania.

- Mnie tam bardzo interesują te historie które nam opowiada - oznajmiła Penny delikatnie sącząc herbatę. - Oldi opowiada nam jak z pełnym wdziękiem wykonać pół nelsona i nie uwalić się krwią rozwalając czerep natrętnemu sąsiadowi... To się nazywa kobieta z klasą.

- Ale ile można! - wykrzyknął zrozpaczony dziobak.

To terkotanie zwróciło w końcu uwagę Oldyny.

- Przepraszam bardzo Perry, ale czy ja ci do kurwy nędzy przerywam jak gadasz? - zwróciła się w dość wulgarny sposób do Agenta P. - Czy ja Perry ci kurwa przerywam! - wykrzyknęła kobieta.

Perry prędko pokręcił głową.

- Więc proszę cię, żebyś i ty uszanował mnie i mi do jasnej cholery nie przerywał - oznajmiła Oldi już zupełnie spokojnie i wzięła łyk herbat. - Na czym stanęłam? A tak... - i kontynuowała swój monolog.

Perry uderzył głową w stół i przyłączył się do Dundersztyca, który już od jakiejś godziny leżał na stole, straciwszy przytomność po uprzednim godzinnym waleniu głową w blat stołu.

W końcu, kwadrans później, Oldyna zamilkła. Zerknęła na nieprzytomnego Heinza i zrozpaczonego dziobaka, i oznajmiła.

- Widzę koleżanko Perry, że zostałyśmy same. Ech... Sama nie wiem co mi odbija, żeby mówić do dziobaka. Powoli zamieniam się w mojego, pożal się boże, wnuka.

Penny odstawiła filiżankę herbaty, założyła modulator mowy, odchrząknęła i oznajmiła.

- Szanowna pani Oldyno, proszę się nie przejmować, zapewniam panią, że ja wszystko świetnie pojmuję.

Oldi na dźwięk ludzkiego głosu wydobywającego się z dziobu dziobaka skamieniała, a oczy wyszły jej na wierzch.

- O ja pierdole kurwa jebana mać! Co było w tej herbacie! - wykrzyknęła po chwili.

- Nic, nic - odezwała się natychmiast Penny. - Zapewniam panią, że wszystko jest w jak najlepszym prządku.

- Porządku? Porządku? Kurwa, od kiedy gadający dziobak jest w porządku!?

- Zapewniam panią, że nie ma pani omamów. Ja mówię dzięki modulatorowi mowy, który został dla mnie zrobiony - oznajmiła dziobaczka wskazując na urządzenie na jej szyi.

- Och... Cóż... Niech będzie, że to nie omam... Ale jednak... Zrezygnuję z piętnastej filiżaneczki herbatki - zadecydowała Oldi odstawiając trzymaną w dłoni filiżankę.

- Jak pani uważa. Ja chciałam się przedstawić. Nazywam się Pennyline, ale wszyscy mówią mi Penny.

- Nie dziwię się. Pennyline to strasznie zjebane imię.

- Tak, też tak uważam, jednak moja właścicielka tak mnie nazwała i tak zostało w moich papierach.

- Pewnie nienawidzisz jej za to?

- Nie, to moja najlepsza przyjaciółka, ale do rzeczy. Modulatora mowy używam zazwyczaj do rozmowy z dowódcą, moją właścicielką i gościem od pizzy. Zwykle nie rozmawiam z moimi nemezis, ani ich znajomymi, ani znajomymi nemezis moich znajomych, jednak dla pani postanowiłam zrobić wyjątek.

- O... A czym zasłużyłam sobie na ten zaszczyt? - zdumiała się staruszka.

- Jest pani naprawdę niesamowitą osobą i podziwiam panią pod każdym względem! - wykrzyknęła dziobaczka z ekscytacją i zaczęła gwałtownie gestykulować łapkami. - Te historie o pani dokonaniach, te krwawe jatki, te pościgi, te wybuchy, to wszystko czemu musiała stawić pani czoła i ten sąsiad Randomgajski[1], którego pani tak fachowo rozwaliła... To jest NIESAMOWITE! Mogę prosić o autograf? - zapytała robiąc oczy jak kot ze Shreka i podsuwając babci Dundersztyca serwetkę i coś do pisania.

- Eee... Nie jestem pewna czy powinnam. W zeszłym roku miałam mały problem z natrętnymi fankami.[2] Gdyby dowiedziały się, że rozdaję autografy zapewne nie dały by mi żyć.

- Przysięgam, że się o tym nie dowiedzą - zapewniła ją Pen.

Oldi zerkała to na serwetkę to na dziobaczkę. W końcu oznajmiła z rezygnacją.

- Niech będzie... - i podpisała się Penny na serwetce. - Ale to naprawdę nie są omamy - upewniła się.

- Na sto procent - odparła Agentka, przyglądając się autografowi. - Ale mam do pani maleńką prośbę, niech pani nikomu nie mówi, że się do pani odezwałam. Mogłabym mieć przez to kłopoty.

- Spoko, i tak nikt by mi nie uwierzył - powiedział staruszka.

- Opowiedziała by mi pani jeszcze jedną historię? - poprosiła Penny.

- Właściwie... Czemu by nie...

Oldi wzruszyła ramionami i zaczęła kolejną ze swych historii "krwawe masakry w wykonaniu Oldi".

Po kilkunastu minutach Penny w końcu grzecznie się pożegnała i opuściła D.E.Inc. wlokąc za sobą wyczerpanego eks-partnera. Agentka zaciągnęła swego przyjaciela do swej pseudo różowej bazy, gdzie go ocuciła, podsuwając mu pod nos coś co niezbyt ładnie pachniało.

- Gdzie... Gdzie ja jestem? - zapytał dziobak ochryple, mrużąc oczy z powodu oślepiającego różu.

- Jak gdzie. W mojej "bazie".

- Co za szczęście. Miałem koszmarny sen. Śniło mi się, że babcia Dundersztyca znów przyjechała i MÓWIŁA.

- To nie był sen. Oldi to wspaniała kobieta. I spójrz, dostałam od niej autograf.

- Gdzie... Gdzie oni są? - zapytała Nazz dysząc ze zmęczenia, zatrzymując się przed domem Izabeli.

- Weszli do środka - oznajmił Bamber.

- Niech to dunder...

- Czy to oznacza kolejne półgodziny siedzenia w krzakach? - zapytał Baljeet zdołowany.

- Co robicie? - usłyszeli pytanie dochodzące zza ich pleców.

Cała czwórka odwróciła się.

- O cześć Izabelo - zawołała Nazz z uśmiecham. - My właśnie śledziliśmy Ferba i Danny.

- Dalej ich szpiegujecie?

- No tak.

- Niebieska się uparła - wyjaśnił Bamber.

- Zamknij się Buford. A ty Izabelo nie jesteś z Phineasem i nie pomagasz mu budować fortyfikacji? - zdumiała się Nazzy.

- Nie, już skończyliśmy, postanowiłam wrócić.

- A Phineas został sam?

- Nie... Jest z Paulin - dziewczyna westchnęła ciężko. - Zjawiła się i zaczęła gadać. Wiecie jaki ona ma głosik. Stwierdziłam, że nie mam ochoty jej dłużej słuchać i postanowiłam wrócić. Phineas oczywiście został, bo przecież on uwielbia gadać nie ważne, że ton jej głosu przywodzi na myśl kastrata.

Nazz zamurowało.

- Z P-P-P-P-Paulin? - wydukała po chwili, a prawe oko zaczęło jej niebezpiecznie drgać. - Paulin Heller?

- No tak.

To jedno tak wystarczyło. Niebieska zniknęła w obłoku kurzu.

- Gdzie ona pobiegła? - zdumiał się Izabela.

- Jak to gdzie... "Powitać" Paulin - odparł Buford.

- Och... Ach. To co robicie?

- Więc... - zaczął niepewnie osiłek. - Co robimy? - zwrócił się po chwili do towarzysza.

- Wiesz w sumie możemy dalej siedzieć w krzakach i śledzić Danny i Ferba. Nie mam nic lepszego do roboty - odparł Baljeet.

- Ja z wami też posiedzę - oznajmiła Izabela.

[...]w pokoju Phineasa i Ferba[...]

Ferb wynurzył się spod łóżka z bardzo zakurzonym pudłem.

- Oto ono - oznajmił zdmuchując kurz z wieczka wprost na Shine. Dziewczyna kaszlnęła kilka razy. - Pudło z niezrealizowanymi projektami.

- Dlaczego ich nie zrealizowaliście? - zapytała Daniella z zainteresowaniem.

- Phineas nie do końca o nich wie - odparł chłopak otwierając pudełko. Daniella sięgnęła po jedną z kartek. - Woli bardziej spektakularne przedsięwzięcia. Te niezbyt takie są. Kreślę je w wolnych chwilach i wolę mu nie pokazywać, to znaczy kreśliłem. Ostatnio niezbyt mam na to czas.

- Dlaczego?

- No wiesz, te wszystkie wakacyjne przedsięwzięcia są nieźle czasochłonne...

- Nie to, czemu wolisz ich mu nie pokazywać.

- Boję się, że się rozczaruje.

- Nie rozumiem dlaczego. Może to nie jest wehikuł czasu, ale to naprawdę interesujące rzeczy i praktyczne - oznajmiła dziewczyna biorąc kolejną kartkę.

- Cieszę się, że tak myślisz - odparł Ferb z uśmiechem. - Wybierz coś, do wszystkiego jakieś części powinny się znaleźć.

- Jej! - ucieszyła się szczerze niebieskooka i na dobre oddała się czytaniu planów.

Phineas i Paulin siedzieli na kocu rozmawiając i zajadając pozostawione przez Izabelę krakersy (tak to była paczka XXL).

- Och Phineas jakiś ty zabawny! - wykrzyknęła dziewczyna i wybuchnęła śmiechem.

- Dzięki Paulin.

Nagle znikąd wprost na głowę czarnowłosej spadła błotnista kulka.

- Co za ohyda! - pisnęła dziewczyna podrywając się z koca.

- Paulin? Nic ci nie jest?

- Jestem cała w błocie... - jęknęła dziewczyna.

Po chwili w jej kierunku poszybowała kolejna kulka, potem następna i jeszcze jedna. Ktoś wyraźnie przeprowadzał na nią zmasowany atak. Dziewczyna ze łzami w oczach pobiegła w kierunku jeziora by zmyć z siebie błoto. Atak jednak nie ustawał.

W końcu zza wielkiego parasola wyszła niebieskowłosa Nazz. To ona przeprowadzała desant.

- Nażryj się błota ty przebrzydła...

- Nazz przestań - zawołał młody Flynn usiłując powstrzymać przyjaciółkę od obrzucania Paulin błotem.

- Proszę przestań! - wykrzyknęła Paulin na widok swej napastniczki.

- Milcz jędzo! Ciesz się, że to tylko błoto, a nie coś gorszego! - wykrzyknęła Nazzy do swej nemezis i cisnęła ostatnią błotną kulkę prosto w usta czarnowłosej.

- Nazz! - zawołał Flynn. - Zwariowałaś? Przecież mogłaś jej zrobić krzywdę.

- Złego licho nie bierze. To demon nie kobieta i to wcale nie w pozytywnym dla tych słów znaczeniu.

- Nie możesz obrzucać...

- Ja nie mogę? Ja wszystko mogę!

- Ale...

- A ty mój drogi zbieraj swe manatki i marsz do domu!

- Nie możesz mi rozkazywać - bąknął chłopak.

- O doprawdy? Flynn liczę do trzech...

Nazz nie zdążyła nawet powiedzieć dwa, Phineas już miał pozbierane rzeczy i ruszał ku domowi.

- To na razie Paulin! - zdążył jeszcze krzyknąć.

- Nie sprzymierzaj się z wrogiem - oznajmiła Nazz, dźgając przyjaciela procą, którą przeprowadzała ostrzał, w plecy.

- Ale Pauli nie jest moim wrogiem...

- Na ten temat jeszcze sobie porozmawiamy...

Daniella w obawie, iż Phineas obrazi się, że wraz z jego bratem budują coś za jego plecami, zasugerowała by wybrany przez siebie projekt zbudować z dala od ogródka. Ferb po namyśle, przystał na jej propozycje. Obecnie oboje siedzieli ukryci za krzakami w parku Danville. Dzień się już powoli kończył słońce zachodziło, robiło się coraz chłodniej.

- Wiesz Ferb... Te wakacje były super. Na początku trochę się martwiłam tą przeprowadzką, że znów będę musiała zmieniać szkołę i poznawać ludzi, ale poznałam was i w sumie fajnie wyszło - wyznała dziewczyna kończąc skręcać hologramiczny radio-budzik.

- Też się cieszę z tego powodu - odparł Ferb.

W tym momencie dał się słyszeć trzask łamanej gałęzi, stłumione uderzenie trójki dzieciaków o ziemię i jęk bólu.

Danny i Ferb odwrócili się w kierunku z którego dobiegł hałas. Na ziemi pod drzewem leżał Buford, Baljeet i Izabela.

- Co wy tu robicie? - zdumiała się Daniella.

- My... - zaczął Bamber.

- Od jak dawna nas śledzicie? - zapytał wprost Ferb.

- Od początku - odparł z dumą Buford. - To był pomysł Niebieskiej - dodał natychmiast.

- Mogłem się tego spodziewać po tej obszczymajzie.

- Sam jesteś obszczymajza, gumofilcu! - wykrzyknęła Nazzy pojawiając się znikąd i prowadząc przed sobą Phineasa.

Daniella natychmiast schowała za plecami skonstruowane urządzenie.

- Niebieska! Już skończyłaś się witać z Paulin? - zawołał pospiesznie Van Stomm, usiłując zmienić temat.

- Powiedzmy, że na dziś wystarczy mi jej widoku. I przyprowadziłam Phieasa. Zabrałam go od tej zołzy bo jeszcze by go zbałamuciła i przeciągnęła na ciemną stronę.

- Paulina nie jest taka zła - burknął czerwonowłosy.

- Jest jeszcze gorsza. To zło wcielone, wspomnisz moje słowa.

- Chwila co za Paulin? - zapytała Danny zdezorientowana.

- Paulin Heller... Moja nemezis - odparła Niebieska. - Ale o niej później. Co tam chowasz?

- Nic! - wykrzyknęła pospiesznie jedenastolatka czerwieniejąc.

Niebieska zerknęła na Buforda.

- Mnie nie pytaj, nie mam pojęcia co to jest - odparł osiłek wzruszając rękoma.

- Co z was za detektywi?

- Marni, jak widać.

Phineas sięgnął po trzymany przez pannę Shine wynalazek.

- Zbudowaliście to razem?

- Wybacz Phineas! - zawołała pospiesznie Danny. - Wiedziałam, że budowanie bez ciebie nie jest najlepszym pomysłem, ale... To był pomysł Ferba!

- Jest super! - zawołał natychmiast czerwonowłosy. - Hologramiczny radio-budzik. Praktyczny i kreatywny.

- Podoba ci się? - zdumiał się Fletcher.

- Jasne.

- I nie gniewasz się, że budowaliśmy bez ciebie?

- Oczywiście, że nie. To znaczy, było mi smutno przez pierwsze dziesięć sekund, ale już mi przeszło. To jak wypróbujemy to ustrojstwo?

Czerwonowłosy nacisnął jeden z przycisków na urządzeniu. Radio-budzik zaczął unosić się kilka centymetrów nad dłonią chłopaka i wyświetlać jakieś obrazy, a z głośników popłynęła piosenka.

Doo-doo-doo-doo
  Doo-doo, doo-doo-doo...
 

Narzędzia chwytaj,
  O nic nie pytaj.
  Czeka nas misja i poważny plan.
  Dziś czadu damy,
  nic nie gadamy.
  Czternaście godzin pozostało nam.
 

- Hey to nasza piosenka! - ucieszył się Flynn i przyłączył do śpiewu.

Pozostali poszli w jego ślady.


Dzisiaj koniec lata nadszedł,
  Jutro szkoła zawoła nas, lecz.
  Spędźmy pięknie ten dzień,
  więc dziko bawmy się!
 

Doo-doo-doo-doo
  Doo-doo, doo-doo-doo...
 

Dawaliśmy z siebie codziennie,
  po sto procent, lecz.
  Dzisiaj będzie to sto jeden jak nic.
 

Doo-doo, doo-doo
  Doo-doo...
 

Znamy podstawy
  Super zabawy
  Dziś zbudujemy coś wielkiego, że hej.
  Wciągnij koszulkę, spakuj wałówkę.
  Lecz coś mniejszego od prosiaka weź.
 

Dzisiaj koniec lata nadszedł,
  Jutro szkoła zawoła nas, lecz.
  Spędźmy pięknie ten ważny dzień,
  więc dziko bawmy się!
 

Piosenka się skończyła i w tym samym momencie u boku Ferba i Danny pojawił się Perry i Penny.

- O tu jesteś Perry... I Penny też się znalazła... - ucieszył się Phineas.

- I pomyśleć, że to już koniec tych wiecznych wakacji... - szepnęła Iza z westchnieniem. - Też nie możecie doczekać się jutra?

- Tak, jak najbardziej.

Dodatkowe informacje[]

Fineasz i Ferb - story
  • Opowiadanie uległo drobnemu retuszowi. Jego pierwotną wersję możecie znaleźć tu.
  • Piosenka pojawiająca się w odcinku nie jest napisana przeze mnie. Jest to oryginalna piosenka z serialu. Jej pełna wersję można znaleźć tu.
  • [1] Wspomniany pan Randomgajski i wydarzenia z wypowiedzi Penny nawiązują do short story napisanego przez Kadaxis. Niestety opowiadanie jest już niedostępne.
  • [2] Wypowiedź Oldyny o jej fankach nawiązuje do opowiadań autorstwa Kadaxis z cyklu "Dundersztycowe Przygody". Niestety opowiadania są już niedostępne.

Fineasz i Ferb - story
t - b - efunnyFrankyGaleria
Serie
Story
Partnerka | Zmiana ról | W niepamięci | Powrót do przyszłości | Deszczowa piosenka | Wesołe miasteczko | Stary znajomy | Nagrodzeni | Ta inna rzeczywistość | Pokonać strach | W odwiedzinach | Szach-Mat | Misja-wieloświat | Etap II | Senna wycieczka | Po drugiej stronie lustra | Powrót Nazz | Magiczna noc | Przygody Agenta Spika | Bo tak | Z duchem czasu | Jeszcze tego nie było, by jajko dziobaka uczyło | Nic specjalnego | Wymiar Omega | Tomato kolor czerwieni | Krętymi drogami | Historia, która nie miała się wydarzyć | Łapaj karpia | Wakacyjna nutda | Na zawsze Niebieska
Drobny szczegół
Harmonia relacji | Grając pierwsze skrzypce | Na ratunek sytuacji | Na skraju jutra
Kalejdoskop zdarzeń
Nigdy więcej wojny
Zastępowe opowieści
(pisane wspólnie z Sara124)
Nowa droga | Nowa w zastępie | Pierwsza prawdziwa miłość | Bitwa zastępów
Pełnometrażowe
Powiązane z seriami
Heca jajeczna | Wodny zamach | Fineasz u dentysty | Dawno temu w przedszkolu | W tańcu | W końcu | Kwaśne winogrona i słodkie cytryny |
Niepowiązane z seriami
Klejnot oceanu | Kajmakowy sok |
Pisane z innymi użytkownikami
*Opko na nudę (pisane wspólnie z NaluChan )
Bohaterowie
Pierwsze pokolenie
Daniella Shine | Nazz Jefferson | DS | Paulin Heller | Scott Shine | Natalie Middleton | Malcolm Morgan | Simon Graham | Penny | Vanillia | Hanna Taylor | Ludwik Klaus Wulfryd Tyberiusz Gugungtenpruljungingen IV | Wampirzyca | At Last
Drugie pokolenie
Summer Flynn | Aleksis Fletcher | Sintia Fletcher | Camille Tjinder | Nathan Van Stomm | Gavin Van Stomm
Inne
Piosenki
Zatrzymać czas | Zaśpiewaj | Złamana obietnica | Za drzwiami | Wybacz | Raz, dwa, trzy... | Pszczoły, ule i wosk! | Piekielny pocałunek | Melodia dla Nikogo | Kołysanka Sleepy Soul | Dzika muzyka | Deszczowa piosenka | Czy to miłość?
Rodziny
Rodzina Shine | Rodzina Fletcher-Shine
Lokalizacje
Ogródek rodziny Flynn-Fletcher | Dom rodziny Shine | Wzgórze Izabelli | Grandville | Jail-Jelly | Quarta | Wymiar Omega
Organizacje
Front Wyzwolenia Ziemi | ROOCS | Saturn H.O.M.E. | Zastęp ogników 22107
Przedmioty i wynalazki
Przygody Agenta Spika | Twarzoksiążka | Zemster
Fanon Miraculum
Niepowstrzymani
Rogalik prawdę Ci powie | Derpy roku | Echo przeszłości | Z nastaniem nocy | Tam, gdzie latają Akumy | Derp na Biedroblogu | W świecie Fan-Fiction | Zabawa w bohatera | (Nie)zapomniana historia | Nieplanowana przygoda z Mary Sue | Dzieje Plaggi i Ed | Mistrz kierownicy | Elfie zamieszki | Ogrzana afera | Pomocna dłoń | Koniec bezczynności | Czemu się nie uśmiechasz? | Nienazwane
Inne
Histogariusz
Bohaterowie
Postaci
Aleksis Lefiampi | Edith Frasinati | Daniel Sorel
Kwami
Odda | Zabb | Poogo | Arria | Tosuu
Fanon My Little Ponny
FanFiction
Ostatnia Kołysanka
Fanon Kung Fu Panda
FanFiction
Sztuka Papieru
Bohaterowie
Tao Nakamura | Shi RuiShu
Szablony
Zakładki | Serie | Bohaterowie | Bohaterowie: Story | Piosenki: Story | Lokacje: Story | Drobny szczegół | Poza Fandomem | Kung Fu Panda | Rodzina Shine | Zastęp 22107
Advertisement