Phineas próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Tajemnica którą odkrył poprzedniego dnia, nie daje mu spokoju. Tymczasem Izabelę odwiedza gość z Hollywood, który wzbudza zazdrość w młodym Flynnie.
Bohaterowie[]
- Fineasz Flynn
- Ferb Fletcher
- Izabela Garcia-Shapiro
- Daniella Shine
- Buford Van Stomm
- Baljeet Rai
- Pepe Pan Dziobak
- Penny
- Major Francis Monogram
- Carl Karl
- Fretka Flynn
- Diego Montoja
Fabuła[]
Część 1[]
Daniella ziewnęła potężnie i przetarła zaspane oczy. Zerknęła na zegarek wiszący na ścianie pracowni. Dwadzieścia jeden minut po piątej, to jeszcze wczesna godzina. Odrzuciła śrubokręt przez ramię. Ten przeleciał przez pomieszczenie i wbił się w przeciwległą ścianę. Gdyby nie zgrabny unik Penny, która czytała aktualnie "Przygody Agenta Spika", zapewne doprowadziłby do uszkodzenia jej, lub co gorsza, jej komiksu.
- Skończyłam - oznajmiła Daniella, spoglądając na swoje dzieło nieco zamglonym wzrokiem.
Dziobaczka odłożyła swój komiks niczym najcenniejszy skarb (zapewne dlatego, że był to jej najcenniejszy skarb) i podeszła do przyjaciółki.
- Co to właściwie, hę?
- Jak to co? Urządzenie do usuwania pamięci.
Penny podniosła z blatu niewielkie, dziesięciocentymetrowe urządzenie o cylindrycznym kształcie przypominające nieco długopis. Samica przyjrzała się mu uważnie z każdej strony.
- Nie wygląda jak to które zbudował Dusiek. Perry mi pokazywał, tamto był olbrzymie, jak każdy jego inator.
- No wiem, mega nieporęczne - zawołała Daniella, jakby sam pomysł budowania tak absurdalnie dużych urządzeń było dla niej czystą abstrakcją.
- Chwila! To wygląda jak to urządzenie do usuwania pamięci z tego filmu o kosmitach! - wykrzyknęła niespodziewanie Agentka P. - Tak, totalnie zerżnęłaś koncept.
- Nie wiem o czym mówisz - burknęła Danny nieco naburmuszona.
- Więc, jak to działa?
- Naciskasz ten przycisk - Danny wskazała przycisk - kierując lampę błyskową - dziewczyna wskazała lampę - w stronę osoby, której chcesz usunąć pamięć. Wytworzony w ten sposób impuls światła wpływa na komórki mózgowe, dzięki czemu jesteś w stanie skutecznie usunąć nawet do czterdziestu ośmiu ostatnich godzin pamięci danej osoby. Tylko musisz mieć przy tym okulary, by impuls przypadkiem nie wpłynął na ciebie.
Penny zamilkła na chwile wpatrując się w przyjaciółkę z uchylonym dziobem, by po chwili z pełną stanowczością oznajmić:
- Totalnie jak w tym filmie.
- Dobra! - przyznała w końcu Shine. - Może odrobinkę się wzorowałam, odrobinkę. Wracając, tymi pokrętłami możesz ustawić ile dokładnie sekund, minut i godzin chcesz skasować. Po usunięciu pamięci następuje, nazwijmy to restartem systemu, podczas którego obiekt jest chwilowo nieświadomy i podatny na sugestie. Trwa to maksymalnie minutę i zależnie od ilości usuniętej pamięci.
- Czyli że wystarczy błysnąć tym Hance i Dusiowi po oczętach i zapomną o wszystkim, hę?
- O wszystkim z maks czterdziestu ośmiu ostatnich godzin.
- Dlaczego mogę usunąć im z głowy tylko dwa dni, hę?
- Przy większej ilości, mogliby trwale uszkodzić sobie neurony.
- Cóż, będzie musiało wystarczyć - oznajmiła dziobaczka z uśmiechem przerzucając sobie urządzonko z ręki do ręki.
- Plan jest prosty, wślizgniesz się do siedzib Dusia i Taylor, błyśniesz im po oczach i gotowe! Nie wiemy kiedy dokładnie dowiedzieli się o waszych tożsamościach, dlatego najbezpieczniej będzie ustawić to na maksimum. Jeśli urządzenie się spisze, każdy agent wyższy rangą, będzie je posiadał by w razie konieczności móc użyć go na swym nemezis.
- Dwa serniki w jednym piekarniku!
- Dokładnie - Daniella pokiwała głową na znak zgody. Zacięła się w tym geście przez dobre kilka minut.
- Tooo - zaczęła niepewnie dziobaczka. - Ja może skoczę do naszych złoli trochę im pobłyskać, a ty w tym czasie się zdrzemnij, hę? Twój mózg nie pracuje właściwie bez odpowiedniej dawki snu.
- Co masz przez to namyśli?
- No wiesz. Majaczysz i widujesz zmutowane chomiki - odparła Agentka.
- A to. Nie, ja zawsze je widuję. Na przykład teraz jeden stoi obok twej prawej łapy i do mnie macha.
Penny spojrzała na swoją prawą łapę, nie dostrzegła jednak żadnego chomika.
- Tak... Powinnaś się zdrzemnąć.
- Nie! - wykrzyknęła jedenastolatka uderzając pięścią w blat biurka. - Wyśpię się w grobie! Teraz praca. Mam jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia.
- Co takiego?
- Uznałam, że muszę w końcu to zakończyć.
- Dundersztyca i Taylor.
Dziobaczce na chwilę zabrało mowę. Ale tylko na chwilę.
- CHCESZ ICH ZABIĆ?!
- Co? - zdumiała się dziewczynka zezując na przyjaciółkę. - Nie, skąd ci to przyszło do głowy? Chodzi mi o ich współpracę. Oboje są dość inteligentni i pomysłowi, obie musimy to przyznać.
- Nie da się zaprzeczyć. Na swój sposób genialni, ale przy tym szaleni.
- Dokładnie! Wybuchowa mieszanka, a ich sojusz okazuje się być bardziej niebezpieczny niż nam się na początku wydawało. Trzeba go zakończyć.
- Masz już jakiś pomysł?
- Niestety nie - Daniella zasiadła przy sole kreślarskim. - Ale jestem pewna, że coś wymyślę!
Dziewczyna pewnym ruchem chwyciła leżący na blacie ołówek, po czym runęła twarzą na stół zasypiając.
Penny przyglądała się jej chwilę, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Ostatecznie powstrzymała się jednak i opuściła pomieszczenie, nucąc pod nosem "Oto jaja znoszący ssak, który rusza na akcje!".- Co ci jest bratku? - zwrócił się do czerwonowłosego siedzący obok Ferb.
Phineas natychmiast oprzytomniał. Ziewnął potężnie i przeciągnął się.
- Nic tylko. Przez wczoraj nie mogłem trochę spać - odparł Flynn. - Martwiłem się o Perry.
- Dlaczego właśnie o niego? Przecież to nas wczoraj porwali i chcieli przerobić na topiony ser - zapytał zielonowłosy, biorąc do buzi kolejną łyżkę płatków.
- Cóż, to - chłopak spojrzał pospiesznie na zezowatego dziobaka, skupionego aktualnie na swojej śniadaniowej paciai. - Bałem się, że i jego ktoś kiedyś zechce porwać.
Ferb wpatrywał się w brata przeżuwając płatki.
- Po co niby? To zwykły dziobak, on nie za wiele potrafi. Sam tak zawsze powtarzasz.
- Tak... Zwykły dziobak - czerwonowłosy spojrzał na zwierzaka z ukosa. Agent P, nadal przeżuwając pokarm, skierował swój wzrok na chłopca. Flynn pospiesznie odwrócił głowę i zaczął drapać się po uchu. - My jesteśmy zwykłymi chłopcami, a Danny zwykłą dziewczyną, a jednak nas porwali.
- Coś się stało Phineas? To znaczy coś więcej, niż to wczoraj?
- Nie, skąd ten wniosek? - zapytał niewinnie czerwonowłosy.
- Drapiesz się po uchu. Zawsze tak robisz jak się denerwujesz i starasz się przed kimś coś ukryć.
- Dlaczego miałbym coś przed tobą coś ukrywać?
- Chciałbym to wiedzieć bracie.
- Ja tylko - kolejny szybki rzut oka na Perry. - Bo chodzi o to, że...
Od odpowiedzi uratowała czerwonowłosego Fretka wchodząc uśmiechnięta do kuchni.
- Cześć matołki - powiedziała niezwykle przyjaznym głosem i pocałowała każdego w głowę, po czym zajęła się swoim śniadaniem.
Phineas uśmiechnął się do brata przepraszająco i bez słowa zajął się konsumpcją swych płatków. Tymczasem Ferb nie odrywał od niego pełnego podejrzliwości spojrzenia.
Po skończonym śniadaniu chłopcy udali się do ogródka i jak zwykle rozłożyli wygodnie pod drzewem. Nim jednak zielonowłosy spróbował kontynuować temat przerwany podczas śniadania, bramka ogródka otworzyła się i do środka wszedł Buford i Baljeet.
- Cześć wam kmiotki - powitał ich Buford.
- Cześć Buford, cześć Baljeet - zawołał radośnie Phineas. - Już wróciliście?
- Mieliśmy być pod wieczór, ale kujon się spieniał.
- Nie miałem już czystej bielizny - usprawiedliwił się Baljeet.
- Świetnie! - ucieszył się Flynn (i teraz nie wiadomo czemu czy dlatego, że przyjaciele wrócili wcześniej, czy że Baljeetowi skończyły się czyste gacie).
- To co dzisiaj robicie? - zapytał Buford i wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu.
- My właśnie... Hey, a gdzie jest Izabela? - zapytał czerwonowłosy, zdając sobie sprawę, że zwykle to ona go o to pyta.
- Właśnie miałem pytać o to samo - odezwał się Baljeet.
- Jest już dziewiąta, a nawet jej dzisiaj nie słyszałem - oznajmił czerwonowłosy zdenerwowany.
Wszyscy wpatrywali się w niego zdumieni, nagłym przejęciem z powodu nieobecności przyjaciółki.
- Może jest jeszcze u siebie w domu i po prostu śpi? - zaproponował spokojnie Ferb.
- Pewnie tak - przyznał w końcu Phineas. - To ja pójdę to sprawdzić.
Miał właśnie opuścić ogródek, gdy przez drzwiczki dla dziobaka, wychyliła się seledynowa główka Perry odwracając całkowicie uwagę Phineasa. Jego wzrok przeniósł się automatycznie na stekowca, przez co uderzył w bramkę i przewrócił się.
Ferb pospiesznie podbiegł do brata i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie jest? - zapytał lekko zaniepokojony dziwacznym zachowaniem brata.
- Nic specjalnego - odparł Flynn rozmasowując obolały nos.
Tymczasem Perry przyglądał się całej tej scenie z lekkim zaciekawieniem. Już od wczorajszego wieczora wydawało mu się, że jego właściciel dziwnie się zachowuje. Początkowo myślał, że to wina wydarzeń, które miały miejsce w ciągu dnia. Z biegiem czasu jednak, zaczęły targać nim wątpliwości co do słuszności jego założeń.
Przez większość część nocy czerwonowłosy co jakiś czas odzywał się do dziobaka, jakby starając się zacząć rozmowę na jakiś niewyobrażalnie ważny temat. Za każdym jednak razem szybko rezygnował z tego pomysłu. Dodatkowo ukradkowe spojrzenia podczas śniadania, których dziobak starał się udawać, że nie zauważa, aż po tę rozmowę braci podczas której Flynn ewidentnie kłamał! Wszystko to dawało Agentowi P ostro do myślenia, czyżby jego Phineas... Nie to niemożliwe. Mimo wszystko jednak, postanowił mieć go tego dnia na oku.
- Jesteś dziś jakiś dziwny Phineas - stwierdził Ferb.
- Dla mnie wygląda całkiem normalnie - odparł Buford wzruszając ramionami.
Phineas nie zwracając uwagi na przytyk brata, opuścił ogródek i ruszył w kierunku posesji Izabeli. Choć zaledwie po kilkunastu krokach, stał już przed drzwiami domu dziewczyny, nie zapukał od razu. Dopiero po dobrej minucie zdał sobie sprawę, że jest na miejscu.
Wziął głębszy wdech otrząsając się z rozmyśleń i zastukał cicho do drzwi. Po chwili otworzyła mu śliczna, czarnowłosa dziewczyna ubrana w różową sukienkę. Uśmiechała się promiennie, jednak na widok czerwonowłosego uśmiech nieco przygasł.
- Cześć Phineas - powitała go.
- Cześć Izabelo. Właśnie się zastanawiałem...
W tym samym momencie czerwonowłosy usłyszał za sobą ciężkie kroki i znajomy, serdeczny głos powiedział.
- Witaj Izabelo.
Na twarzy Izy znów zagościł serdeczny uśmiech. Phineas odwrócił się, a to co przed sobą ujrzał wprawiło go w osłupienie. Stał przed nim...Część 2[]
Izabela ruszyła pędem w stronę chłopaka i rzuciła się mu na szyję. Phineas zacisnął zęby i wpatrzył się w aktora z szczerą niechęcią. Wszelkie przemyślenia na temat Perry, wyleciały mu z głowy i zastąpiła je jedna myśl.
"Jak ja go nienawidzę."
- Och Diego, nie mogę uwierzyć, że naprawdę przyjechałeś! Po twoim wczorajszym telefonie, ciągle myślałam tylko o naszym spotkaniu.
- Nie przegapiłbym okazji do ujrzenia twoich pięknych oczu - oznajmił Diego i uśmiechnął się promiennie, szczerząc swe olśniewająco białe zęby. - O witaj eee....
- Phineas, jestem Phineas - oznajmił czerwonowłosy przez zaciśnięte zęby.
- Tak właśnie, Phineas! Jak leci?
- Do teraz? Było nie najgorzej.
- To świetnie!
Gdy Phineas wyszedł z ogródka, Buford, Baljeet i Ferb natychmiast podbiegli do płotu i wyjrzeli przez niego na ulicę. Obserwowali czerwonowłosego z uwagą. Chłopak podszedł do drzwi, przez dobrą minutę jakby zbierał się w sobie, aż w końcu zapukał, drzwi się otworzyły, a potem pojawił się...
- Diego Montoja? - zdumiała się cała trójka.
Phineas i Montoja wdali się w krótką rozmowę.
- Co on tu robi? - zapytał Buford.
- Jak widać przyjechał w odwiedziny do Izabeli - odezwał się Ferb.
- Może chce się z nią znowu umówić się na randkę? - zapytał niepewnie Baljeet.
- Nie wiem...
- Zobaczcie jaki Phineas jest czerwony na twarzy! - zawołał uradowany Buford. - Stawiam dychę, że w końcu nie wytrzyma i uderzy kolesia w nos!
Chłopcy gapili się jeszcze chwilę na aktora, Izę i Phinka, aż w końcu Ferb zaproponował.
- Chodźcie mu pomóc.
Cała trójka wybiegła z ogródka.
- Siemasz Diego! - wykrzyknął Buford i uderzył aktora w plecy. - Kopę lat!
- O witajcie - odezwał się blondyn i niepewnie uśmiechnął.
- Ferb, Buford, Baljeet! A wy tu po co? - zapytała groźnie Izabela.
- No, jak to po co? Przyszliśmy przywitać się z naszym starym kolegą - odparł Van Stomm jednak cofnął się o krok na widok miny czarnowłosej.
- Właśnie stęskniliśmy się za tobą - oznajmił hindus.
- To miło, ale ja i Izabela umówiliśmy się dzisiaj...
- O, świetnie! Pójdziemy z wami - zawołał natychmiast Ferb.
- Właśnie tłumaczyłem eee...
- Phineas.
- Tak właśnie, Phineasowi, że wolelibyśmy iść sami...
- Wiesz, że znam twoją ogromną fankę? - zawołał Ferb, chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Moją fankę? - zapytał aktor z błyskiem w oku. Nie było sekretem dla nikogo, kto znał Montoję dłużej niż godzinę, że dla swoich fanek jest w stanie poświęcić minutkę lub sześćdziesiąt.
- No pewnie! Ona cię ubóstwia. Bardzo chciała by się z tobą spotkać. Chyba nie odmówisz swojej największej fance?
- Nie śmiałbym! Prowadź Frycek!
Ferb ruszył przed siebie, a Montoja żwawo podążył za nim. Po dziesięciu minutach stali już przed domem rodziny Shine. Zielonowłosy zapukał do drzwi. Otworzył mu Scott.
- Cześć młodzi zdolni, cześć piękna i bestio, witaj Izabelo.
- Hey Scott. My do Dani - oznajmił jeden z młodych zdolnych.
- Chyba jeszcze śpi, ale obudzę ją - oznajmił szatyn. Odchrząknął i wydarł się na całe gardło. - Dannnyyy!!! Masz gościii!!! Hey czy to nie jest Diego Montoja? - zapytał po chwili wskazując podbródkiem na blondyna.
- Tak to ja - oznajmił aktor uśmiechając się promiennie, że ktoś go rozpoznał.
- A to spoko. Ciebie też witam - oznajmił Scott.
Dzieci usłyszały jak coś upada na ziemię, a po chwili jak coś człapie po schodach. Następne kilka minut oczekiwania i w końcu pojawia się Danny. Włosy miała rozczochrane, ubranie pogniecione, wniosek jeden - spała.
- Phineas? Ferb? - zapytała przecierając zaspane oczy. - Co robicie tu tak wcześnie?
- Jest po dziesiątej. Przychodzimy, żeby przedstawić ci naszego... przyjaciela. Danny to Diego Montoja, Diego to Daniella.
- Czy tylko po to przyszliście?
- W zasadzie to tak.
- To ekstra, a teraz pozwólcie, że wrócę do siebie...
- Hey, a nie chcesz autografu, albo chociaż zdjęcia? - zdumiał się Montoja.
- Nie, wielkie dzięki. Prędzej sobie flaki wypruję niż pozwolę ci się gdziekolwiek podpisać. Zmarnowałeś mi cały seans. Przez ciebie zwątpiłam w ludzkość. Byłeś do bani w "Leśnym mirażu" i w reszcie filmów też. Gdyby nie ta twoja facjatka, to nikt by cię do żadnych produkcji nie brał. A teraz wybaczcie, ale muszę wrócić do pracy. Marnuję cenne minuty mojego życia, na rozmowę z jakimś gwiazdorzyną.
Daniella odeszła. Nim jednak zniknęła całkowicie w odmętach domu, dał się słyszeć jej zdumiony krzyk "Chwila, jak to dziesiąta?", po czym dziewczyna puściła się biegiem ku swemu pokojowi.
- Sorry za nią. Pewnie znowu w nocy nie spała. Jak nie prześpi swoich sześciu godzin to robi się do bólu szczera - odezwał się Scott. - Nom... Także tego... Chcecie coś jeszcze? - zapytał po chwili.
- Nie dzięki Scott.
- To w takim razie, do zoba. A ty Diego... Zastanów się nad karierą modela, bo do filmów to się nie nadajesz - po tych słowach, brązowowłosy zamknął drzwi.
- Mówiłeś że to moja fanka - zwrócił się do Ferba Montoja, gdy cała paczka ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Fanka, anty-fanka. Niewielka różnica - odparł zielonowłosy uśmiechając się pod nosem.
Nikt nie zwrócił większej uwagi na tuptającego z nimi seledynowego dziobaka.
- No to gdzie idziemy? - zapytał Baljeet.
- O! Chodźmy na pizze – zawołał Buford.
- Chodź Diego, zaprowadzimy cię do najlepszej pizzerii w mieście – zaproponował Ferb i pociągnął "przyjaciel" do przodu.
Buford i Baljeet szczelnie zagrodzili mu drogę odwrotu, zostawiając Phineasa i Izabelę w lekkim odstępie za sobą.- Niewiarygodne, jak mogłaś pozwolić mi zasnąć? Zamierzałaś mnie w ogóle obudzić? Zmarnowałam przez twoje absurdalne poglądy całe pięć godzin!
- Potwierdzone naukowo badania dotyczące wpływu braku snu na organizm młodych ludzi, nazywasz absurdalnymi poglądami, hę?
Danny zatrzymała się gwałtownie i powoli odwróciła głowę ku przyjaciółce. Pod oczami widniały olbrzymie fioletowe wory, a potargane włosy nadawały jej wygląd najprawdziwszego szalonego naukowca.
Penny przez głowę przeleciało, że gdyby jej właścicielka któregoś dnia przypadkiem się zeźliła, świat byłby w niezłych tarapatach. Agentka jednak prędko odsunęła od siebie tę myśl. Perspektywa użerania się z Daniellą jako jej nemezis, niespecjalnie przypadła jej do gustu.
"Byłaby bardziej upierdliwa niż Hanna."
- Powiedz chociaż, czy plan się powiódł?
- Tak, jak najbardziej - odparła Agentka P, moszcząc się wygodnie na środku łóżka. - A ty, wyśniłaś rozwiązanie swojego problemu, hę?
- Naszego problemu. A odpowiadając na twoje pytanie, wydaje mi się, że coś mam.
Penny podniosła się do pozycji siedzącej i wpatrzyła w zainteresowaniem w przyjaciółkę.
- Usuniemy ich z ich głów.
- Eee, że hę?
Shine wywróciła oczami.
- Sprawimy, że o sobie zapomną! - zawołała Daniella, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. - Usuniemy wszystkie wspomnienia związane z nimi i zastąpimy jakimiś zmyślonymi wydarzeniami, dzięki czemu Hanna zapomni o Dusiu, a doktorek o Taylor.
- Skąd weźmiemy te wymyślone wspomnienia, hę?
- Napiszemy je! - Dziewczyna pomachała kartką papieru.
- Wszystko fajnie, ale czy neurobiologia nie jest poza twoją jurysdykcją?
- Pfff - prychnęła dziewczyna i lekceważąco machnęła dłonią. - Co może być w tym trudnego? To tylko neurony, synapsy i jakieś tam płaty. Na pewno nic skomplikowanego. Zabierajmy się do pracy!- zawołała pełnym zapały głosem.
Kwadrans później spała z głową na kartce papieru podpisanej "Wspomniane wspomnienia Hanny". Penny z rezygnacją przewróciła oczami. Wyciągnęła spod śpiącej głowy przyjaciółki kartkę i moszcząc się na swym ulubionym fotelu, przeszła do pisania fałszywych wspomnień swej nemezis.
Czarnowłosa szła z założonymi rękami i wpatrywała się wściekle w grupkę idącą przed nią.
- Diego przyjechał do mnie – wyszeptała groźnie. - A oni nie pozwalają mi nawet z nim porozmawiać na osobności.
Phineas szedł obok rozeźlonej przyjaciółki co jakiś czas na nią zerkając.
- Izabelo... A tak właściwie to po co Diego do ciebie przyjechał? - zapytał cicho.
- Chciał się ze mną spotkać. Stęsknił się za mną, a ja za nim. Przeszło rok się nie widzieliśmy.
- No tak, tak... - chłopak chwycił Izabelę za ramię i zatrzymał przy fontannie. Gróbka idąca przed nimi nawet tego nie zauważyła. - Izabelo co jest między tobą, a Diego? - zapytał cicho.
- Co jest między...? A co cię to interesuje?
- Jako twój przyjaciel muszę to wiedzieć.
- Jako mój PRZYJACIEL? - zdumiała się Izabela, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Phineas nieznacznie skinął głową. - W takim razie mój drogi PRZYJACIELU wiedz, że... Od dawna darzę Diego niezwykłym uczuciem.
Phineas zwiesił smętnie głowę i wsadził ręce w kieszenie.
- Tak czułem - wymamrotał.
Nim Izabela zdążył cokolwiek dodać czerwonowłosy odwrócił się i odszedł zrezygnowany.Część 3[]
- Izabelo... - wydyszał zatrzymując się i łapiąc za serce.
- Diego? Udało ci się zbiec Ferbowi i Bufordowi? - zdumiała się Shapiro.
- Nie było łatwo, ale udało mi się przekonać ich, że muszę iść do toalety. Potem przez okno wyszedłem na tyły centrum, okrążyłem je i jestem – oznajmił i uśmiechnął się.
- O to miło.
- Ci twoi przyjaciele są bardzo towarzyscy.
- Tak, jak najbardziej.
- To jak? Idziemy do kawiarni na te obiecaną herbatę i ciastko?
- Tak. Jasne, że tak – odparła Izabela i w końcu się uśmiechnęła.Czerwonowłosy odwrócił spojrzenie i wpatrzył się w zamówione przez siebie lody czekoladowe. Zaczął je nieświadomie gnieść łyżeczką, usilnie starając się ignorować dochodzące zza jego pleców słowa rozmowy i śmiechy. Gnębiąc swoje lody i zaciskając zęby, myślał o tym jaki z tego Montoji jest bałwan* (*ja piszę bałwan, Phineas myślał inaczej.)
Po dobrej pół godzinie lody całkiem stopniały, a czerwonowłosy usłyszał szuranie krzesłami. Ponownie odwrócił głowę w stronę przyjaciółki i bałwana – znaczy się aktora.
Para wstała od stolika i zaczęła się ze sobą żegnać.
"No nareszcie ten bałwan* sobie idzie." pomyślał Phineas.
Aktor zbliżył się do dziewczyny i przytulił ją serdecznie. Phineas dostrzegł, że jego dłonie znalazły się zdecydowanie zbyt nisko. Poderwał się z krzesełka i już miał podejść do Montoji, gdy Izabela odezwała się cicho.
- Diego, chyba ręce ci uciekły. Trzymasz je trochę zbyt nisko.
- O, przepraszam – odezwał się aktor i wypuścił dziewczynę z uścisku.
Phineas usiadł z powrotem na krzesełko, jednak nadal uważnie obserwował poczynania Montoji.
Blondyn rozmawiał jeszcze chwile z czarnowłosą. W końcu oboje zamilkli i wpatrzyli się sobie w oczy. Bałwan Diego dotknął delikatnie policzka Izabeli i odgarnął jej włosy.
- Diego co robisz? - szepnęła Izabela.
- Nic specjalnego – odparł chłopak i pomimo niewielkiemu oporowi ze strony dziewczyny zbliżył się do niej i nachylił nad jej twarzą.
Nim Phineas, czy chociażby Izabela zdążyli zareagować, aktor dotknął ust dziewczyny swymi.
Na ten widok Flynn poderwał się z krzesełka, przewracając je przy okazji i ruszył w kierunku pary.
"Tego już za wiele!" krzyknął w duchu i zacisnął gniewnie pięści.Błogi sen jedenastolatki przerwał delikatnie robotyczny głos. Daniella otworzyła powoli oczy i tuż przed sobą dostrzegła dziób swojej przyjaciółki. Brązowe oczy dziobaczki wpatrywały się w nią z radością.
Daniella podniosła się z blatu i rozciągnęła.
- Jak długo spałam? - zapytała.
- Kilka godzin - odparła lakonicznie Agentka, stawiając przed dziewczyną parujący talerz naleśników.
- Co?! - wykrzyknęła przerażona Shine wstając gwałtownie. - Kilka godzi? Nie mamy czasu, musimy...
- Spokojnie, wszystkim się zajęłam - oznajmiła samica, sadzając Danny z powrotem na krześle z niezwykłą siłą. - A teraz zjedz naleśniczki bo wystygną.
- Ale jak to?
- Po tym jak straciłaś przytomność, wzięłam się za ogarnianie tych scenariuszy - zaczęła opowiadać Agentka. Wskoczyła na blat biurka i usiadła obok talerza z naleśnikami. - Zabawa była przednia i to nie jest żadna ironia. Naprawdę dobrze się bawiłam układając im życie. Inspirowałam się trochę "Przygodami Agenta Spika". Pod koniec zaczęło mi brakować pomysłów więc dałam Hannie kilka rozstrojów żołądka, a Dundersztyca zamknęłam na jakiś czas w schowku, ale ogólnie jestem niezmiernie dumna ze swojej pracy.
Danny powoli zaczęła zajadać przygotowane śniadanie, słuchając z uwagą opowieści przyjaciółki.
- Ponieważ, gdy skończyłam, nadal spałaś, a ja ku swej wspaniałomyślności postanowiłam cię nie budzić, poszłam do organizacji żeby znaleźć kogoś kto mi pomoże. Niestety spotkałam tylko Carla. Mimo początkowych wątpliwości, zgodziłam się by mi pomógł. Ogarnął te całe programowanie wspomnień i jakieś dwie godziny później było już po wszystkim. Weszliśmy do ich siedziby, uśpiliśmy i wgraliśmy nowe wspomnienia. Potem Carl zaniósł Hankę do jej mieszkania i było po robocie.
- To było niezapomniane doświadczenie - dobiegł Daniellę za pleców radosny okrzyk stażysty.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie niemal krztusząc się naleśnikami. Na jednym z foteli w pokoju niebieskookiej siedział rudowłosy młodzieniec zajadając naleśniki.
- Co on tu robi? - wycharczała dziewczyny usiłując złapać oddech.
- Zaprosiłam go na naleśniki w ramach wdzięczności - odparła Penny wzruszając łapkami. - A właśnie, jeśli chodzi o wdzięczność... Powiedziałaś, że pokryjesz wszelkie koszta, więc... W wolnej chwili zerknij na rachunek.
Agentka ostrożnie podsunęła dziewczynie złożony kawałek papieru. Shine wzięła go z zainteresowaniem i rozwinęła. Jej oczom ukazała się okrągła czterocyfrowa suma.
Jedenastolatka westchnęła ciężko.
- Naprawdę, gdybym chciała, wykupiłabym tę agencję.
- Kochana, wyluzuj. Nie jesteś nawet pełnoletnia.
- Przepraszam...
- Tak? - zapytał Diego i odwrócił twarz ku interesantowi.
Czerwona czupryna, BUMM! i gwiazdki przed oczami tyle Diego zdążył zarejestrować i już leżał na ziemi.
- Jej się nie przytula... I nie całuje! - wykrzyknął Flynn z wściekłą miną.
- Phineas... - odezwała się cicho Izabela.
Chłopak spojrzał na nią przestraszony i pobiegł przed siebie. Po drodze minął Ferba, Buforda, Baljeeta i Perry ukrytych za wielgaśnym fikusem i obserwujących całą tę scenę z zapartym tchem.
- Jutro będą o tym pisać w gazetach – odezwał się po chwili Buford. - "Diego Montoja znokautowany przez zazdrosnego dwunastolatka." Świetny tytuł na nagłówek.
Perry bez chwili namysłu pognał za Phineasem.
- Gdzie twój dziwny dziobak biegnie? - zwrócił się do Ferba Bamber.
Zielonowłosy nieznacznie wzruszył ramionami. Cała trójka odwróciła głowy w kierunku Izabeli. Okazało się, że czarnowłosa stoi bliżej niż się im wydawało.
- O Izabela – odezwał się Buford do stojącej obok dziewczyny i podrapał się z zakłopotaniem w głowę.
- Co wasza trójka tu robi? - zapytała groźnie Shapiro.
Chłopcy cofnęli się o krok.
- To nie tak jak myślisz, my wcale cię nie śledzimy i nie obserwujemy zza tego wielkiego fikusa jak całujesz się z bałwanem Montoją – oznajmił Baljeet. - Znaczy się Diego Montoją – poprawił się i uśmiechnął szeroko.
- Więc, co robicie? - wyszeptała groźnie Izabela, zmrużyła oczy i wpatrzyła się z oczekiwaniem w chłopców.
Cała trójka znów cofnęła się o krok.
- My tylko... - zaczął Rai.
- Podlewamy kwiatek? - odezwał się niepewnie Bamber.
Izabela zrobiła krok w ich kierunku. Osiłek pochwycił swego kujona i uciekł z nim w siną dal. Ferb i Izabela zostali sami. Czarnowłosa spojrzała wyzywająco na zielonowłosego, ten jednak niewzruszony stał w miejscu. Nie dał drapaka jak pozostali. Izabela w końcu złagodniała i usiadła na podłodze obok fikusa. Ferb przysiadł się obok niej.
- Widzieliście? - zapytała szeptem.
Zielonowłosy skinął głową.
- Gdzie Diego? - zapytał po chwili.
- Po tym jak doszedł do siebie po spotkaniu z pięścią Phineasa, oznajmił, że gdyby wiedział, że całując mnie naraża się na tak bolesne przeżycia i uszkodzenie ciała, nigdy by tego nie zrobił. Znajomość ze mną nie jest warta takich cierpień i lepiej będzie jak na jakiś czas zaprzestaniemy kontaktów. Potem, podobnie jak Phineas, Buford i Baljeet, uciekł.
- Phineas potrafi skutecznie eliminować swoich konkurentów – stwierdził Ferb z uśmiechem.
- Ja go nie rozumiem! - wykrzyknęła brunetka. - Jednego dnia mnie całuje i ucieka, następnego dnia mówi, że pocałunek nic nie znaczył. Potem znowu prawie mnie całuj, a następnie ucieka ode mnie w panice, krzycząc, że nie muszę mu powtarzać dwa razy, że mnie się nie przytula. A jeszcze później zgrywa zazdrosnego widząc jak Diego mnie całuje i wali mu pięścią prosto w twarz i znowu ucieka! Chyba złamał mu nos...
- Taa... Phineas jest mistrzem ucieczki... - przyznał Ferb.
- Ja go nie rozumiem - powtórzyła Izabela kręcąc głową.
- Nikt nie rozumie Phineasa i na tym polega jego urok. Ale ty nie powinnaś całować się z Montoją, skoro go kochasz.
- To ON pocałował mnie – usprawiedliwiła się dziewczyna. - To nie moja wina, ja byłam tą całowaną, a w dodatku... Nawet mi się nie podobało... - oznajmiła. - Phineas lepiej całuje... - dodała już ledwie słyszalnym szeptem.
- Nie mów tego mi, tylko powiedz jemu.
- Komu? Diego?
- Nie, Phineasowi. Jemu to powiedz i wyznaj w końcu co do niego czujesz.
- Kiedy się boję.
- Nie ma czego. W końcu... To tylko dwa słowa.Część 4[]
Danny stała wraz z Penny i Carlem w bazie Agenta P zdając dowódcy raport ze swych poczynań.
- Opracowałam sposób na pozbycie się wspomnień złoczyńców w przypadku zdemaskowania, szczegóły przedstawię majorowi w pisemnym raporcie, a cały projekt przedstawię naszym Agentom na najbliższym zebraniu - oznajmiła radośnie dziewczyna. - Jeśli chodzi o bezpieczeństwo tożsamości, na pewno będzie trzeba wzmocnić firewall'a i zamontować satelitę uniemożliwiającą namierzenie naszych agentów. Tym zajmę się nieco później, mam nadzieję, że Major nie ma nic przeciw.
- Póki nie płacę, wszystko gra.
- Jeśli chodzi o wspomnienia Dundersztyca i Taylor, wspólnie z Penny i Carlem, nie tylko usunęliśmy im wspomnienia, ale i zakończyliśmy ich współpracę.
- Niesamowite - przyznał szczerze Francis. - Carl pomógł niczego przy tym nie podpalając, jestem pełen dumy Carl.
- Dziękuję Majorze. Może któregoś dnia zasłużę na wynagrodzenie.
- Nie rozpędzaj się tak Carl.
- Wracając - wtrąciła Daniella. - Ich wspomnienia zostały przeprogramowane i żadne z nich nie pamięta drugiego, a tym samym nie mają pojęcia, że są, a raczej byli wspólnikami.
- Wspaniale! - ucieszył się szczerze MM i uśmiechnął szeroko. - Niech tylko Agent P się dowie...
- No dalej Izabelo idź i powiedz mu - zachęcił przyjaciółkę zielonowłosy.
Izabela niepewnie położyła dłoń na klamce furtki.
- Ale jesteś pewien?
Ferb skinął głową. Izabela wzięła głęboki wdech i pchnęła bramkę. Wypuściła powietrze z płuc i weszła do pustego ogródka. Pustego... Phineasa w nim nie było.
- Nie ma go... - wyszeptała dziewczyna.
- Phineas? - zawołał Ferb, wchodząc za przyjaciółką do środka.
Nikt mu jednak nie odpowiedział.
Czerwonowłosy westchnął ciężko, po raz czternasty gubiąc się przy liczeniu gwiazd, gdy w pobliskich krzakach usłyszał cichy szelest. Natychmiast spojrzał w tamtym kierunku. Z krzaków spoglądała na niego para orzechowych oczu, a raczej jedno oko, drugie zezowało bardziej w lewo.
- Możesz wyjść Perry, widzę twój dziób - oznajmił Phineas z uśmiechem.
Dziobak zaterkotał krótko i usiadł obok właściciela.
- Ślicznie tu, prawda Perry? Izabela pokazała mi to miejsce.
Dziobak zaterkotał.
- Zachowałem się dziś okropnie. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. To znaczy domyślam się, że byłem zwyczajnie zazdrosny, ale to i tak nie jest w moim charakterze. Muszę przeprosić Izabelę i co gorsza, Montoję. Uhg na samą myśl robi mi się niedobrze.
Dziobak zaterkotał.
- Tak to już jest, że czasem zmuszeni jesteśmy robić coś wbrew sobie. Zmuszeni jesteśmy udawać, kłamać... Grać.
Chłopak przeniósł spojrzenie z gwieździstego nieba na swojego pupila. Po chwili również dziobak skierował na niego swój wzrok, a ich oczy spotkały się.
- Ja wiem Perry - odezwał się w końcu chłopak spokojnym głosem.
Dziobak poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Czyżby jego Phineas mówił, o tym o czym myślał, że mówi?
Chłopak wyciągnął z kieszeni ulotkę i bez słowa podsunął ją pod łapki dziobaka. Perry zerknął z ukosa na papier, i gdy tylko zdał sobie sprawę na co patrzy, poczuł że zaraz zacznie pocić się mlekiem.
- Miałem się nie przyznawać nikomu, że o tym wiem, ale... Jestem kiepski w trzymaniu sekretów. Musiałem się tym podzielić, choćby z tobą.
Dziobak zamarł, nie miał pojęcia co zrobić. Iść w zaparte i udawać debila, czy może jednak przyznać się do wszystkiego i w końcu otwarcie porozmawiać ze swoim właścicielem? W końcu! Taka okazja! Skoro Penny i Danielli przez tyle lat udało się utrzymać w sekrecie ich przyjaźń, może i im by się udało? Przecież, to nie jest niemożliwe!
- Spokojnie, nie powiem nikomu, nawet Ferbowi.
Perry milczał.
- Jeśli chcesz możemy od czasu do czasu porozmawiać... Lub zwyczajnie zapomnieć o całej tej rozmowie. Wybór należy do ciebie Perry - oznajmił czerwonowłosy, chowając ulotkę do kieszeni.
Zwołanie nadzwyczajnego zebrania po zmroku nie było niczym nadzwyczajnym. Agenci posłusznie zajmowali swoje miejsca na sali zebrań. Daniella stała na podium obok Majora Monograma i Carla. Dzisiejszej nocy to ona miała przemawiać, fakt, że ostatnio wygłosiła dość płomienną przemowę, ani trochę nie dodawał jej otuchy.
- Wyluzuj młoda - pocieszała ją Penny poklepując po łydce. - Oni cię lubią, jesteś ich ulubionym głównym inżynierem.
- Jestem jedynym głównym inżynierem.
- No, ale nie zmienia faktu, że przy okazji cię lubią.
W tym samym momencie do sali zebrań wparował Perry, przytrzymując kapelusz i łapiąc oddech zwrócił się do przełożonego.
- Grr... (tłumaczenie: Jestem majorze. Jak tylko dostałem wezwanie poleciałem w stronę przejścia, ale było nieczynne i musiałem zaiwaniać po schodach.)
- To wspaniale Agencie P. A teraz załóż Modulator bo nie rozumiem co terkoczesz.
Perry pospiesznie założył urządzenie, które kilka dni temu zrobiła mu Danny i powiedział.
- Jestem już majorze.
- To świetnie - po czym zwrócił się do tłumu. - Agenci, proszę o ciszę! Skoro jesteśmy tu już wszyscy, możemy zaczynać. Dziś wyjątkowo udzielam głosu profesor Press, znaczy Shine.
Daniella odchrząknęła kilka razy i zaczęła.
- Więc udało mi się - zaczęła Shine. - Udało mi się... No wiecie, to co wczoraj mówiłam. Doktorzy Dundersztyc i Taylor, zapomnieli tożsamość Agentów P, dzięki czemu nie muszą oni zostać przeniesieni. - Dały się słyszeć krótkie oklaski z ostatnich rzędów. Daniella dojrzała w nich między innymi Pinkiego. - Chciałabym też, przedstawić wam pewne urządzenie. Oto Memoizer.
Danny wyciągnęła urządzenie ściągnięte z kultowego filmu i zaprezentowała zgromadzonym. Dalej było już z górki. Dziewczyna opowiedziała krótko o urządzeniu i jak go używać. Zapowiedziała również, że niebawem kilka sztuk, trafi do wybranych agentów.
Po jakiejś półgodzinie, zebranie się skończyło, a agenci zaczęli się rozchodzić.
Penny i Perry podeszli do nadal stojących na podium ludzi (czyli MM, Carla i Danielli).
- Więc zostajemy? - zwrócił się Agent P do Francisa.
- Tak, jak najbardziej – odparł jego dowódca.
Na te słowa Perry i Penny rzucili się by uściskać Danny, po chwili do uścisku wciągnięty został również Carl.
- Zasłużyłeś okularniku - oznajmiła Penny mierzwiąc mu włosy (w tym celu wskoczyła mu na ramiona).
Po kilku minutach wspólnego okazywania sobie radości, ponownie odezwał się Francis.
- Tak więc skoro waszym właścicielom nic nie grozi, a organizacja nie poniosła żadnych kosztów. Ponownie oficjalnie przydzielam was do Dundersztyca i Taylor. Agencie P jutro jak zwykle o dziewiątej widzimy się na porannej odprawie. Agentko P twoja odprawa odbędzie się o ósmej, Hanna stosunkowo wcześnie wstaje. Twoja nowa baz jest co prawda jeszcze w fazie budowy, ale odprawę da się przeprowadzić - oznajmił MM.
- Zaraz, chwileczkę. Dlaczego Pen ma mieć osobną bazę? - zapytał zdumiony Perry.
- Teraz skoro doktor D nie współpracuje już z doktor T, ty Agencie P i Agentka P nie jesteście już partnerami - odparł Francis. - Agentka P będzie pracować na własną rękę, a raczej łapę, a ty na własną. Dobrze a teraz wybaczcie, moja żona upiekła ciasteczka.
Monogram odszedł. Podczas gdy Carl zajął się rozmową z Danny, Penny zwróciła się do swojego byłego już partnera.
- No to już koniec naszej współpracy - oznajmiła uśmiechając się wyjątkowo przyjaźnie. - Byłeś wspaniałym partnerem Perry panie dziobaku.
Dziobaczka podeszła do Agenta P i przytuliła go serdecznie.
- Będzie mi ciebie brakować - szepnął Perry.
- Oj daj spokój Perry. Przecież nie wyjeżdżam na koniec świata. Przestaniemy być tylko partnerami, na to chyba czekałeś. Dalej będziemy się widywać.
- Ale to już nie będzie to samo - oznajmił Agent i wpatrzył się w orzechowe oczy swojej przyjaciółki. - A teraz zrobię to, co chciałem zrobić odkąd cię poznałem - oznajmił i przywalił Penny w potylice. - To za te wszystkie upokorzenia i dręczenie mnie w godzinach pracy - powiedział i wystawił do niej język.
Penny odwzajemniła gest i rozmasowała sobie obolałą głowę, po chwili jednak się uśmiechnęła.
Dziobak jednak nie odwzajemnił gestu.
- Coś nie tak Agencie P?
Dziobak wyglądał jakby gotów był jej coś powiedzieć, w tej samej jednak chwili u ich boku znalazł się Carl.
- Agenci idziecie z nami na lody? Daniella stawia!
Dziobaczka krzyknęła z radością i w trójkę, z Danny i Carlem, oddaliła się. Perry westchnął i ruszył za nimi.Dodatkowe informacje[]
- Danville
- Pokój Danielli
- Dom rodziny Flynn-Fletcher
- Ogródek rodziny Flynn-Fletcher
- Baza Agenta P
- Centrum Handlowe
- Wzgórze Izabelli