Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki

Pierwszy odcinek serii Strażnicy wymiarów.

Bohaterowie[]

Opis[]

Adalbert i Ofelia przemierzają kosmos, chcąc ukończyć powierzoną im misję. Nagle na ich statku zjawia się nieproszony gość.

Prolog[]

Adalbert spojrzał ze smutkiem na Ofelię. Jak miał stanowić dla niej jakąkolwiek pociechę, skoro sam był śmiertelnie przerażony? Tryb awaryjny powoli przestawał działać, systemy podtrzymywania życia gasły. Na konsoli przestały wyświetlać się już powiadomienia, informujące o zagrożeniach. Jasne było, że wszystko padło. Utkną w przestrzeni kosmicznej. Skończy im się tlen, umrą, a ostatnia nadzieja na przeżycie ludzkości zniknie. Statek pełen martwych ciał będzie dryfować w odmętach kosmosu.

- Ad, - zaczęła Ofelia - zanim umrzemy, chciałam ci powiedzieć… - nie dokończyła bo nagle zgasły ostatnie światła awaryjne. - To koniec - wyszeptała.

Nagle, ku ich ogromnemu zdziwieniu, wszystko ponownie się włączyło. Systemy podtrzymywania życia zostały aktywowane. Zaświeciły się światła, już nie tym razem czerwone - awaryjne, lecz normalne. Komputer nie wykrywał zagrożenia, tak jakby nigdy nic nie miało miejsca.

- Autopilot uruchomiony. - odezwał się mechaniczny głos statku.

Piloci spojrzeli na ekran zdumieni.

- Co się stało? - powiedział Adalbert. - Kiedy próbowałem naprawić silniki, wszystko było zniszczone, statek do niczego się nie nadawał. Jak to możliwe? Przecież to nie mogło się samo naprawić!

Ofelia sięgnęła po podręczny pistolet. Jasne było, że działo się tu coś dziwnego. Można by uznać to za błąd systemu, gdyby nie fakt, że Adalbert osobiście sprawdzał obwody statku i były doszczętnie zniszczone, tak jakby coś je poprzecinało lub poprzegryzało. Na pokładzie znajdował się intruz. Pytanie brzmiało: jak w odmętach kosmosu, w tej pustce miał przeżyć obcy, który dostał się na ich statek?

Oboje ruszyli w stronę silników, gdzie znajdowały się wszystkie obwody statku. Kroczyli powoli nie wiedząc czego się spodziewać. To co tam znaleźli wprawiło ich w niezłe osłupienie.

Ostatnie niedziałające obwody spawał chłopiec, dzieciak, nastolatek. Kiedy zobaczył padające na niego cienie dwóch osób, przerwał swoją pracę i odwrócił się ku nim. Zdjął maskę do spawania, a ich oczom ukazała się trójkątna twarz uśmiechniętego rudzielca.

- Hej, jestem Fineasz, miło mi poznać.

Fabuła[]

Para patrzyła się na chłopca zszokowana. Pierwszy odezwał się Adalbert.

- Co robisz? - zapytał.

- Wydaje mi się, że naprawiam wasz statek - odparł chłopiec. - Ale mogę się mylić - wzruszył ramionami, choć widać było, że wymówił ostatnie zdanie żartem. Oczywiste było, że naprawia ich statek. Chłopak odwrócił się do nich plecami, podparł się na pobliskiej półce, przykręcił jeszcze jedną śrubkę, po czym ponownie na nich spojrzał, mówiąc przy tym: - Skończyłem - wytarł brudne ręce o spodnie, po czym wyciągnął ku nim dłoń z pytając przy tym: - A wy jak się nazywacie?

Piloci z wahaniem spojrzeli na siebie, po czym mężczyzna jako pierwszy uścisnął mu dłoń.

- Adalbert - powiedział, ściskając jego dłoń.

- Ofelia - powtórzyła jego gest dziewczyna.

- Miło mi - Fineasz uśmiechnął się, wyciągając z kieszeni małe urządzenie przypominające telefon na patyku. - Co tu robicie? - zapytał uprzejmie, choć zdawać by się mogło, że niezbyt go to interesuje. Patrzył się w ekranik ustrojstwa marszcząc przy tym brwi.

- Cóż, - Ofelia spojrzała na Adalberta, nie będąc pewną czy powinna zdradzać cel ich wyprawy. Nie był to żaden sekret, jednak nie była pewna czy powinna o tym mówić kosmicie, wyglądającym na ludzkiego chłopca, który znalazł się na ich statku w niewyjaśnionych okolicznościach. Adalbert patrząc na nią pokręcił krótko głową. - A ty co tu robisz? - odparła pytaniem na pytanie.

- Szukam karalucha.

- Co?

- Karalucha. - Fineasz spojrzał na nich z powagą. - Ma dwa metry wzrostu i pochodzi z innego wymiaru. Jakimś cudem trafił do międzywymiarowego korytarza i przemierzył kilka jego poziomów, trafiając do waszego wymiaru, nieszczęśliwie na wasz statek. Nie wiem jak do tego doszło, rzadko się zdarza żeby jakaś istota trafiła do międzywymiarowego korytarza. Zazwyczaj przenikają się sąsiednie wymiary, tak, że efekt Mandeli jest prawie niezauważalny. Nawiasem mówiąc on zjadł wam obwody. Muszę go złapać i odstawić, zanim uczyni więcej szkód. Nie widzieliście go gdzieś?

Piloci pokręcili głowami.

- Jedyną obcą osobą jaką tutaj spotkaliśmy jesteś ty. - powiedział Adalbert.

- Oh. Kiepsko - stwierdził nastolatek. - Mój namierzacz powinien go wykryć, z tym że, ehh… - Fineasz westchnął.

- Coś go zakłóca? - domyślił się Adalbert.

- Ha! Coś! Chciałbym! Ja go zakłócam. W końcu też jestem z innego wymiaru. - rudowłosy spojrzał na naprowadzacz zirytowany. - Jeszcze nie rozgryzłem jak go skalibrować żeby mnie omijało - chłopiec zamyślił się na chwilę. - Ale możecie mi pomóc! Jedno z was weźmie mój namierzacz, - zaczął, podając urządzenie Adalbertowi. - ja w tym czasie oddalę się od niego. Dzięki temu maszyna namierzy dwa sygnały, mnie i karalucha. Razem go złapiemy i pozbędziemy się problemu. Mam nadzieję, że macie jakieś krótkofalówki do komunikacji?

- Czekaj, chwila stop! - powiedziała Ofelia. - Wszystko dzieje się za szybko, daj nam to przetrawić.

- Spoko, tylko przetrawiajcie to szybko, zanim karaluch zniszczy coś jeszcze.

Ofelia wzięła Adalberta pod ramię, oddalając się od Fineasza, parę kroków, tak by chłopak nie słyszał ich rozmowy.

- Co o nim myślisz? - zapytała. - Wierzysz mu?

- Cóż… Wygląda na szczerego.

- Może być kosmitą, który ma zadanie zniszczyć naszą cywilizację.

- Po co miałby to robić?

- Po co chce nam pomagać?

- Hej. - Ad zwrócił się do Fineasza. - Dlaczego chcesz nam pomóc?

Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.

- Bo, po prostu… - zająknął się. - Po prostu chcę. Nie mam w tym jakiegoś większego celu. Chcę ocalić wasz statek i ocalić tamtą istotę, tamtego karalucha, zabierając go z powrotem do domu - mówił podchodząc do nich. - Wiem, że to wszystko dzieje się nagle i jest to dziwne i wyobrażam sobie wasze zaskoczenie widząc kogoś obcego na pokładzie…

- Nie wyobrażasz sobie. - powiedziała Ofelia. Fineasz uśmiechnął się delikatnie słysząc tę uwagę.

- Wierzcie mi. - powiedział. - Gdybym chciał wam w jakiś sposób zaszkodzić, już dawno bym to zrobił.


Fineasz i Ofelia biegli jednym z korytarzy statku, Adalbert ruszył w przeciwną stronę. Zrobili tak jak zaproponował rudowłosy. Rozdzielili się, mężczyzna wziął naprowadzacz. Komunikować się mieli za pomocą krótkofalówek.

- To… - zaczęła Ofelia. Chciała wykorzystać to, że biegła w parze z przybyszem. Mogła się dzięki temu o nim czegoś dowiedzieć. Na jej nieszczęście, jak to często bywa w takich sytuacjach, zapomniała o co mogłaby zapytać. Ostatecznie zdecydowała się poruszyć aktualny temat, a potem spróbuje wyciągnąć coś więcej z chłopaka. - Ten karaluch ma ze dwa metry, tak?

- Ciężko powiedzieć. - odparł rudowłosy. - Tak mi się zdawało, ale widziałem go z daleka, więc mogę się mylić.

- Rozumiem. Mógłbyś coś więcej powiedzieć o sobie?

- To znaczy? Co chciałabyś wiedzieć?

- Mówiłeś, że przybywasz z innego wymiaru. Próbujesz złapać karalucha. On jest z tego samego wymiaru co ty?

- Nie.

- Oh. A jak to się stało, że w ogóle przemierzasz wymiary?

- Nie chcę o tym mówić.

- Dlaczego?

- A dlaczego wy mi nie powiedzieliście, dlaczego na dolnym poziomie pokładu trzymacie tysiące zahibernowanych ludzi? - odparł chłopak pytaniem na pytanie. Kobieta zatrzymała się.

- Wiesz? - spytała zszokowana.

- Oczywiście. - odparł Fineasz, również się zatrzymał. - Zanim karaluch zniszczył przewody zdążyłem sobie pozwiedzać.

Kobieta przyglądała się chłopcu uważnie. Uznała, że nie ma sensu zatajać prawdy, skoro on i tak już dużo wie. Poza tym, co mógłby z tą wiedzą uczynić?

- Ziemia umarła. Lecimy z misją przesiedlenia ludzkości na inną ziemiopodobną. Ponieważ w statku nie starczy dla wszystkich wody i jedzenia, zmieniamy się co dwie osoby. Jesteśmy pilotami, właściwie w teorii, bo statek ma autopilota. Właściwie mamy bronić statku w razie jakiś niepowodzeń lub przeszkód. A to jak jesteśmy przygotowani i wykwalifikowani mogłeś zobaczyć, kiedy tobie udało się naprawić statek a nam nie. - powiedziała zdruzgotana. Fineasz spojrzał na nią ze współczuciem. - Nie wiemy ile ma potrwać lot, wiemy tylko, że nie dożyjemy dotarcia na tamtą planetę. Kiedy będziemy już bliscy śmierci mamy wybudzić dwóch kolejnych. I tak ten cykl ma trwać póki nie dolecimy. - powiedziała. A po chwili dodała z wymuszonym uśmiechem: - Lub póki wszyscy nie umrą.

- Przykro mi - powiedział Fineasz.

- Twoja historia jest równie żałosna? - zapytała.

- Nie, - odparł.- Jest gorsza.

Ofelia spojrzała na niego ze zdziwieniem. Postanowiła nie drążyć tematu. Zamiast tego spytała:

- Co zamierzasz zrobić z karaluchem?

- Zamierzam pozbawić go przytomności - powiedział wyciągając z kieszeni mały paralizator. - I przeciągnąć z powrotem do jego wymiaru.

- Nie lepiej go zabić?

- To myśląca istota. To, że jej nie rozumiemy, nie znaczy, że nie zasługuje na życie.

- Jak chcesz, to twój karaluch.

Fineasz już miał coś odpowiedzieć, ale nagle usłyszeli w krótkofalówkach głos Adalberta.

- Mam coś w korytarzu sigma.

- To my. - odparła zirytowana Ofelia.

- Tego się obawiałem. - odparł pilot.

- Gdzie jest karaluch? - zapytał Fineasz.

- Na dolnym poziomie.

Rudowłosy i pilotka spojrzeli na siebie z przerażeniem. To dokładnie tam gdzie leżały kapsuły z ludźmi.


Cała trójka zbiegła na dolny poziom. Rozejrzeli się po przestrzennej sali. Ciężko zwizualizować jej ogrom, można ją porównać do kilku sal gimnastycznych. Kapsuły z ludźmi leżały jedna na drugiej, od podłogi do sufitu. Widok przypominał jakąś scenerię z horroru… lub z “Matrixa”.

- Powinniśmy zwabić go hałasem? - wyszeptał Adalbert, podbiegając do Fineasza i Ofelii. - Czy lepiej być cicho, bo go spłoszymy?

- Nie wiem. - odparł rudowłosy.

- To twój karaluch!

- To nie mój karaluch.

- Ale... - mężczyzna nie dokończył, bo Fineasz mu przerwał:

- Gdyby nie ja, nie wiedzielibyście, że jest tu jakiś karaluch, ba już byście nie żyli. Nie muszę wam pomagać, mogę stąd w każdej chwili zniknąć.

- Wybacz. - wyszeptał pilot. - Nie chciałem by to zabrzmiało pretensjonalnie.

- Po prostu nie wiemy co robić w takiej sytuacji. - dodała Ofelia.

Chłopiec westchnął.

- Ja też nie. - mruknął pod nosem.

Nagle usłyszeli czyjeś szybkie tupanie. Ruszyli biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Jednak im bardziej, jak im się wydawało, zbliżali się do źródła dźwięku, tym bardziej on się oddalał.

- Może zdejmiemy buty? - zaproponował Adalbert.

- To dobry plan - powiedział Fineasz.

- Czekajcie, - powiedziała Ofelia, po czym zwróciła się do rudowłosego: - Przygotuj paralizator.

Chłopak kiwnął głową, po czym zaczął zdejmować buty. Adalbert spojrzał na niego skołowany.

- Ja tylko żartowałem, - powiedział. Zerknął na Ofelię, ale ona już zdążyła zrobić to samo co Fineasz. Mężczyzna wzruszył ramionami i powtórzył ich czynność.

Cała trójka, na bosaka, starając się wydawać jak najmniej hałasu, ruszyła korytarzem.

Plan okazał się całkiem skuteczny. W końcu zza jednego rzędu ujrzeli karalucha. Naprawdę ogromnego karalucha. Natychmiast schowali się z powrotem.

- Co teraz? - spytała szeptem Ofelia. - Powinniśmy go otoczyć czy coś?

- Mam lepszy pomysł - powiedział pilot. - Możesz mi podać ten paralizator? - zwrócił się do Fineasza. Chłopak bez słowa dał mu urządzenie. Adalbert nacisnął na nim przycisk.

- Nie poraź nas tym przypadkiem, - powiedziała Ofelia. Mężczyzna pozostawił tę uwagę bez odpowiedzi. Wyciągnął z kieszeni taśmę i zaczął obklejać nią przycisk, by mieć pewność, że paralizator się nie wyłączy. - Trzymasz taśmę w kieszeni? - zapytała zdziwiona kobieta. Adalbert był jednak zbyt pochłonięty tym co robił, by zwrócić na nią uwagę. Kiedy już skończył swoje dzieło, po prostu rzucił uruchomionym paralizatorem prosto w karalucha. Robak padł nieprzytomny na podłoże.

Fineasz i Ofelia patrzyli na to oniemieli. Po chwili kobieta wykrztusiła:

- Cóż, to było zaskakująco proste.

Fineasz dodał tylko:

- Niezły rzut.


Rudowłosy kończył majstrować przy silnikach, w tym czasie piloci obwiązywali ciało karalucha szelkami, tak by chłopiec mógł je łatwo przeciągnąć do odpowiedniego wymiaru.

- Skończyliśmy, - powiedziała Ofelia.

- Ja też - odparł Fineasz. - Jak włączycie opcję hipernapęd powinniście w mgnieniu oka dotrzeć na Nową Ziemię, - powiedział. - Nazwałem tę opcję hipernapęd, bo nie miałem pomysłu na nic lepszego - dodał.

Adalbert z Ofelią patrzyli na niego z uśmiechem.

- Nie mamy pojęcia jak ci dziękować. - odezwała się w końcu kobieta. - Oprócz ratunku przed karaluchem, dałeś szansę wielu pokoleniom i nam, w szególności nam na dotarcie do innej planety zanim umrzemy. Dzięki tobie, my i nasze dzieci będziemy mogli godnie żyć.

- Dokładnie, - poparł pilotkę Adalbert, po czym dodał: - Zaraz. Jakie dzieci?!

Fineasz zarumienił się, słysząc podziękowania. Jeszcze nie znalazł się w takiej sytuacji, więc wypalił tylko:

- Nie ma za co. Trzymacie się ciepło, - złapał za powietrze, i dosłownie w środku pomieszczenia otworzył niewidzialne drzwi do nikąd. Adalbert i Ofelia osłupieli widząc dobiegające białe światło zza drugiej strony. Chłopiec ostatni raz pomachał im na pożegnanie, po czym, ciągnąc przy sobie karalucha, przez otwarte drzwi wkroczył na korytarz do wieloświata.

Po przekroczeniu progu, natychmiast zamknął drzwi do wymiaru Ofelii i Adalberta. Kiedy się od nich odwrócił, wpadł prosto na blondynkę.

- Hej, At. - powiedział. Dziewczyna nie odzywała się. Patrzyła na niego spode łba, ze złożonymi ramionami. - Em… Wiesz może gdzie jest wymiar karaluchów? - zapytał. Blondynka pstryknęła palcami i nagle wszystkie drzwi do wielu światów zmieniły swoje położenie. Wszystko wyglądało jak za oknem rozpędzonego pociągu. Nagle znaleźli się w całkiem innym miejscu korytarza. At otworzyła drzwi za sobą, po czym bez słowa pomogła Fineaszowi przeciągnąć ciało nieprzytomnego karalucha.

Kiedy tylko uporali się z owadem, At chwyciła swojego towarzysza za rękę i z wymiaru karaluchów, nagle przenieśli się do całkiem innego miejsca.

- Patrz. - mówiła, pojawiając się z nim w jakiejś galerii. Fineasz rozejrzał się zaskoczony. Może powoli łapał zasady wieloświata i “opcję” otwierania drzwi do niego z różnych wymiarów, jednak, Atenerite potrafiła zrobić to naprawdę finezyjnie. Znikali z jednego wymiaru i pojawiali się w innym, a obraz przed ich oczami zmieniał się jak na jakimś filmie. Tak, musiał się jeszcze wiele od niej nauczyć. - Pieter Bruegel “Upadek Ikara”.

- Raczej “Pejzaż z upadkiem Ikara”.

- Nie pouczaj mnie, - upomniała go At. - Mamy być jak Dedal w tym obrazie.

- Ale Dedala tutaj nie ma.

- Zgadza się, mamy być niewidzialni. Bo inaczej skończymy jak Ikar.

- Niezauważeni? Wydaje mi się, że tak właśnie skończymy jak będziemy niewidzialni.

- Nie o to chodzi, chodzi o to, że utoniemy.

- Nie podróżujemy do wymiarów, gdzie jest woda zamiast tlenu.

At uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

- Jesteś niemożliwy! - wykrzyknęła. - Nie jesteś idiotą, dlaczego więc udajesz, że nie wiesz o co chodzi?

- Ale At, ja naprawdę nie wiem o co chodzi. - mówił Fineasz. - Uważam, że więcej zdziałamy jak będziemy rozmawiać z ludźmi, czy też innymi mieszkańcami wymiarów, którym grozi zagłada lub jakieś niebezpieczeństwo. Z pomocą wielu osób, łatwiej jest kogoś uratować. Bo o to się boczysz, prawda? - zapytał. - Bo rozmawiałem z Ofielią i Adalbertem? Obserwowałaś mnie! - mówił celując w nią oskarżycielsko palcem.

- Fineasz, - zaczęła, strącając jego rękę i całkowicie ignorując jego uwagę, - jeśli będziemy się przed wszystkimi ujawniać, sprowadzimy wielkie niebezpieczeństwo na wieloświat, a co za tym idzie na inne wymiary. Jeśli ktoś zechce naszym śladem dostać się do korytarza, może z tego wyniknąć zagłada nie jednego ale wielu wymiarów. A wierz mi, są w niektórych światach osoby, które będą w stanie zbudować drzwi do wieloświata. Nie potrzebujemy ich tu.

- Nie mówię od razu o uświadamianiu wszystkich kim naprawdę jesteśmy. Będziemy informować tylko te osoby, którym naprawdę ufamy.

- Ale Fineasz, ty wszystkim ufasz! Kto parę godzin temu wygadał się przed astronautami kim jest?

- No dobra. - barwa skóry chłopaka przybrała odcień jego włosów. - Może zachowałem się nieco nieostrożnie, ale…

- Nieostrożnie? - mruknęła pod nosem At.

- ALE, - Flynn specjalnie zaakcentował to słowo. Nie lubił jak ktoś mu przerywał, - jak widzisz, nie stało się nic złego. Co oznacza, że nie masz racji.

- Ah, tak?

- A tak i owszem. Udowodnię ci, że ratując ludzi i wymiary na swój sposób, nie sprowadzę niebezpieczeństwa na nas i wieloświat.

- Zbyt duże ryzyko, nie pozwalam ci.

- Nie pozwalasz mi? Nie możesz mi zabronić! Teraz żyjemy w wieloświecie oboje.

- Ale wciąż umiem więcej od ciebie.

- Dobra, w takim razie zawrzyjmy umowę. - powiedział Fineasz. - Jeśli w ciągu miesiąca swoim działaniem nie doprowadzę do katastrofy, będę mógł działać w taki sposób jak tylko zechcę, a ty nie piśniesz ani słowa, choćby nie wiem jak ci się to nie podobało.

- A jeśli coś się wydarzy, będziesz do końca swych dni przestrzegał moich zasad. - dokończyła At, wyciągając ku niemu dłoń. - Stoi?

- Stoi.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, póki At nie uśmiechnęła się szeroko. Fineasz widząc wyraz jej twarzy zaczął się zastanawiać, czy nie popełnił gafy, biorąc pod uwagę, że dziewczyna jest tu od wielu lat i lepiej rozumie zagrożenia płynące z innych wymiarów.

- Dobra, - powiedziała. - Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, - galeria zniknęła, zamiast niej pojawili się w wymiarze Fineasza, a raczej, w tym co z niego pozostało. Uśmiech natychmiast zniknął z twarzy At. - Powiesz mi co tu robiłeś? - spytała patrząc na składowisko części i maszyn piętrzące się w nieładzie w nicości, na miejscu której istniał kiedyś wymiar Fineasza.

- Nic takiego. - odparł chłopak.

- Próbowałeś uratować swój świat, zgadza się? - spytała. - Zdziwiłabym się gdybyś nie próbował.

Fineasz westchnął. Ruszył szybkim krokiem przez korytarz rupieci by dotrzeć do maszyny, przypominającej mini samochodzik.

- Wehikuł czasu. - powiedział. - Próbowałem się cofnąć. Nic się nie stało. Tydzień, miesiąc, rok. W końcu nawet cofnąłem się i sto lat. Ale nic się nie działo. Ciągle pustka. Przeniosłem wehikuł do innego wymiaru i tam cofnąłem się sto lat. Ale jak przemierzyłem korytarz, tu wciąż nic nie było. Tylko ta biała pustka. Znienawidziłem biel.

- To jasne. Tu nic nie ma. Czas też tutaj nie istnieje. Dlatego nie mogłeś się cofnąć - mówiła. - Twój wymiar przepadł, nie istnieje. To co widzisz, to nie jest twój wymiar, to nie jest coś w co się zamienił. To nie jest jak zgnieciona kartka, to spalona kartka. Jesteśmy w nicości, w pustce pozostałej po twoim świecie. Nie cofniesz się z niej do miejsca, które nie istnieje. Choć twój wymiar umarł, dla wszechświata zdaje się jakby nigdy nie istniał. - At usiadła na podłożu, przyglądając się wehikułowi. - Rozumiem cię. Też zwiedzałam inne światy poszukując odpowiedzi. Też próbowałam uratować swój dom. Ale wszystko zawiodło. - Fineasz utkwił w niej wzrok z nieukrywaną rozpaczą. Nie odwzajemniła jego spojrzenia. - Możesz próbować dalej. Ale to tylko sprawi, że będziesz się pogrążał w rozpaczy. Najlepsze co możesz zrobić to zostawić przeszłość za sobą i ruszyć na przód.

Chłopak usiadł obok niej.

- To ty wypuściłaś tego karalucha, prawda? - zapytał. - Mówiłaś, że zdarza się, że ludzie lądują w innych wymiarach przez ironię wszechświata, ale nie zdarza się by przez przypadek ktoś znalazł się w korytarzu. Musi stać się coś więcej by do tego doszło - mówił. - Zadbałaś o to by karaluch przebiegł obok otwartych drzwi tego wym… tej nicości. Chciałaś żebym go zobaczył i za nim pobiegł, prawda?

- Zgadza się - odparła At. - Chciałam cię uwolnić od tego letargu. Zajęcie myśli czymś innym jest najlepszym lekarstwem. Podziałało prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się.

- Tak, - westchnął, po czym dodał: - Dziękuję ci - mówił wciąż patrząc na wehikuł. At podsunęła mu pod nos rękę, na której zobaczył niewielką tabletkę. - Co to?

- Lek nasenny. Polecana psychiatra z wymiaru 14358 powiedziała, że dwunastolatkowi nie zaszkodzi.

- Zabierz to, - powiedział odsuwając jej rękę - nie potrzebuję leków nasennych.

- Potrzebujesz. Odkąd zniknął twój wymiar, w ogóle nie spałeś. Minęły cztery dni Fineasz, a ty nie zmrużyłeś oka. - Chłopak już otworzył buzię by coś powiedzieć, jednak At nie dała mu dojść do słowa. - To nie dlatego, że cały czas pracowałeś, nie zamydlisz mi oczu! Nie mogłeś odpocząć, choć byłeś u kresu sił i próbowałeś zasnąć, to nie mogłeś! Kiedy opuszczałem to miejsce, widziałam jak natychmiast wstajesz, i kręcisz się jak jakaś mucha, która ugrzęzła w miodzie i nie może się wydostać. Nie próbuj oszukiwać, nie ukryjesz tego przede mną! - At wstała, patrząc na niego z góry. - Wiem, co to za ból, przeżyłam to samo. Uwierz mi, że cię rozumiem! - mówiła. - Rozumiem! Zrozum, Fineasz! Nie jesteś sam, masz mnie. Dlatego pozwól sobie pomóc. Proszę, pozwól sobie pomóc. - mówiła, wyciągając w jego stronę tabletkę.

Nawigacja[]

tbeSara124 Twórczość
Zastępowe opowieści
Jak zostać ognikiem? | Liderka | Harcówka | Nowa w zastępie | Bitwa zastępów
Strażnicy wymiarów
Karaluch
Serie, w których pisaniu brałam udział
Podróż z Totalną Porażką |
| Nasza 6 podbija trasę | Niedaleko | Ucieknij z kicia | Wielka imprezka cz.1 | Wielka imprezka cz.2 | Zostało ich 4 albo 5 | Półfinałowe wyzwanie | To już wielki finał
Odcinki/piosenki, w których pisaniu brałam udział
Dziękujemy, że jesteś tu też
Inne
Piosenki
Wybacz
Organizacje
Zastęp ogników 46485
Miejsca
Harcówka 46485
Poza fanonem FiF
-
Inne fanony
Miraculum
Bohaterowie
Edith Frasinati | Zabb | Tosuu | Dentte |
Historie
Niepowstrzymani
Wiadomość | Derpy roku | Tam, gdzie latają Akumy | W świecie Fan-Fiction | Dzieje Plaggi i Ed | Zdemaskowana | Mistrz kierownicy
Advertisement